Intencje i wątpliwości

Internet przyjmie wszystko. W temacie Reiki możemy znaleźć tyle niepotwierdzonych mitów, ile dusza zapragnie, a nawet jeszcze więcej. Myślę, że nie sposób wszystkie choćby odkryć, a co dopiero wyjaśnić i wyprostować. Ale próbować warto, by wiedzieć więcej i rozumieć, dlaczego niektóre rzeczy działają tak, a nie inaczej.

Szukając pewnych informacji w sieci, trafiłam na stronę nauczyciela Reiki, który podaje rozmaite intencje na różne przypadki. Bardzo fajny pomysł, bo chociaż uważam, że ułożenie intencji jest proste i oczywiste, to wiem też, że nie dla każdego to łatwe. Dobrze zatem, że ktoś coś podpowiada. Ale jest na tej stronie jedna pułapka. Otóż zamieszczono tam informację, że jeśli owe intencje zastosuje osoba inicjowana przez innego nauczyciela, to mogą nie zadziałać lub zadziałać odwrotnie.

Oczywiście każdy może sobie pisać na swojej stronie, co chce. Podobnie jak każdy ma prawo we własnym ogródku posadzić sobie, co mu się żywnie podoba. Nie oceniam autora. Nie zgadzam się tylko z treścią tych słów. Pamiętajcie, że energia Reiki jest jedna dla wszystkich. Działa tak samo u każdego. Różnice, które zauważacie, są związane z indywidualnymi cechami adepta Reiki. To, że ktoś ma silny przekaz, nie jest zasługą jego mistrza. To, że ktoś przekazuje energię delikatnie, również nie wynika z tego, u kogo się uczył. Mam na to wiele potwierdzeń ze swojej praktyki. Mam uczennice i uczniów, których dłonie aż parzą, a oni sami doprowadzają żarówki do wybuchów i zwieszają każdy sprzęt, dopóki nie nauczą się nad tym panować. Mam też takie osoby, które nic nie czują.

Na jakość i siłę przekazu ma wpływ indywidualna zdolność ucznia, jego układ energetyczny, z którym przyszedł na świat. Ale oprócz tego także jego pracowitość, częstotliwość działania z Reiki, otwartość i wreszcie nawet poziom duchowy. Im bardziej otwarty na rozwój człowiek, tym mocniejszy przepływ. To też ma znaczenie. Dlatego różnie u różnych ludzi bywa, szczególnie w zakresie odczuwania. Ogólnie jednak każdy działa z tą samą energią i każdy ma efekty. Każdy. Pomimo różnic wszyscy możemy pracować z Reiki i u wszystkich ona będzie płynąć po zainicjowaniu.

Ponadto każdy może stosować takie same intencje. Ważne, by te intencje były dla niego spójne i sensowne. Klucz do skuteczności intencji leży nie w nauczycielu, który człowieka inicjował, ale w umyśle osoby, która je stosuje. Intencja jest trochę jak afirmacja: jeśli powtarzamy coś automatycznie, ale nie wierzymy w to i nie czujemy sensu słów, to energia może płynąć bardzo słabo. Albo wcale. Pisałam już o tym – jeśli ktoś prosi Reiki o coś, ale nie wierzy, że zabieg zadziała, to od razu wydaje myślą dyspozycję, by energia nie działała.

I tu podkreślę, że każdy nauczyciel może inaczej formułować intencje. Kiedy uczymy się ich od swojego mistrza, możemy mieć trudność z odnalezieniem sensu we frazach ułożonych przez kogoś innego i inaczej, niż przywykliśmy. Rzadko się to zdarza, bo intencje są proste i raczej podobne – niezależnie od autora. Ale teoretycznie możliwe i to rozumiem. Warto jednak pamiętać, że Reiki jest inteligentną energią i płynie z sensem naszej prośby. Nie wierzę, by mogła zadziałać odwrotnie, czyli nam zaszkodzić, jak sugeruje autor wzmiankowanej informacji. Reiki nie działa negatywnie.

Przy okazji jeszcze inny temat chcę poruszyć. Inicjuje energia Reiki, nie nauczyciel. Wszelka chwała, jaką sobie chciałby przypisać nauczyciel, jest bezzasadna. Oczywiście są różnice między mistrzami, ale są one związane bardziej z zasobem posiadanej wiedzy i umiejętnością przekazu. Czasem ktoś niczego nas nie nauczy, ale to nie oznacza, że źle nas zainicjował. Po prostu nie umie uczyć albo sam wie za mało. Natomiast jego uczeń może być bardzo silnym i skutecznym uzdrowicielem, bo Reiki będzie z nim pięknie współpracowała.

A dla tych, którzy wnikliwym okiem zauważyli w podanym na początku artykułu przykładzie próbę manipulacji, napiszę dwa słowa z Prosperity. Otóż to energia prowadzi do nas uczniów, nie musimy zatem jako nauczyciele pisać gdziekolwiek, że tylko nasze Reiki działa właściwie, a innych to nie. Wszechświat działa tak, że im więcej w nas poczucia obfitości i dobrobytu, tym więcej dobra przyciągamy. Najwięcej uczniów i najwyższe dochody będzie miał ten nauczyciel, który błogosławi innych nauczycieli, kiedy prowadzą szkolenia. To oczywiste i każdy nauczyciel duchowy powinien to wiedzieć. A nawet uczyć tego innych. Niepomiernie zdumiewa mnie ta ciągła rywalizacja w duchowym światku, która bez pardonu wyłania z niego wszystkich zalęknionych o swoją sakiewkę. A lęk, jako przeciwstawny miłości nie daje niczego dobrego. To jest poczucie braku, które nie przyciągnie do nas bogactwa, bo nie może. Może tylko przyciągnąć większy brak.

I kolejna rzecz – w Reiki istnieje pięć pięknych i mądrych zasad, a jedna z nich mówi też o szacunku dla nauczycieli i ludzi starszych. Głęboki sens tej zasady opiera się na tym, by szanować nie tylko tych, od których się uczyliśmy, ale także tych innych, którzy robią to samo, co my. Rywalizacja z innymi mistrzami i sugerowanie, że “nasze inicjacje są lepsze i silniejsze niż innych”, jest nie tylko z gruntu błędem, bo inicjuje przecież energia a nie nauczyciel, ale też sprzeczne z zasadami Reiki. Warto pamiętać o tym, by nie krytykować innych nauczycieli, bo tworzymy tym złą energię dla siebie. Można bez emocji zauważyć, że określone działania czy teorie są niewłaściwe, nielogiczne czy nawet szkodliwe – jasne. Czasem warto coś sprostować, pokazać swój punkt widzenia. Ale nie warto oceniać samego nauczyciela. Każdy ma swoją drogę. Każdy jest w najlepszym dla siebie punkcie wzrastania. I to naturalne, że im ktoś bardziej podkreśla, że “jego Reiki jest najlepsze”, tym mniej rozumie, tym mniej ma wiedzy duchowej. Ale któregoś dnia wyrośnie z tego, jak każdy wyrasta z piaskownicy.

Pisząc to, chcę podkreślić, że właśnie dlatego nie oceniam autora przedstawionej na początku informacji o działaniu – nie działaniu intencji. To dla mnie tylko inspiracja, żeby opowiedzieć o mocy Reiki i roli nauczyciela. Jak widać, wiele osób zupełnie nie ma o tym pojęcia. Wydaje im się, że mistrz Reiki może lepiej lub gorzej zainicjować. A to tak nie działa. Nie szukajcie nauczyciela, który “lepiej inicjuje”, bo takiego nie ma. Szukajcie takiego, który więcej Was nauczy albo ma więcej wiedzy. Albo takiego, który zwyczajnie bardziej Wam się podoba i wydaje bardziej sympatyczny. To też ważne w relacji nauczyciel – uczeń. Im więcej rozumiemy, tym łatwiej nam żyć i pracować z energią.

Bogusława M. Andrzejewska

Kobieta

Kobiecość jest niesamowicie magiczna i kryje w sobie nieprzebrane skarby Mocy. Kobiecość to Boska Brama dla życia, ale i niesamowite Piękno, które drzemie wewnątrz. A to, co mnie najbardziej zdumiewa, to siła. Ogromna siła, którą zawsze kojarzyłam z mężczyznami, a od pewnego czasu odkrywam ze zdziwieniem w kobiecie. Dla mnie nie jest kobiecość ani lepsza ani gorsza od męskości, jednak jest inna. Różnimy się, ale i tak obie te jakości mamy wewnątrz i przeplatają się one swobodnie, zabarwiając nas bardziej w kolor Anima lub w kolor Animus.

Wiele lat temu pewien mądry astrolog jasnowidz powiedział, patrząc w mój horoskop, że moja dzielna dusza wybrała sobie ogromnie trudną drogę. Tak trudną, że w roli kobiety jest niemal nie do przebycia. I wspomniał przy tym, że gdybym urodziła się mężczyzną byłoby mi łatwiej nieco. Myślę o jego słowach do dzisiaj, zastanawiając się, jak mi się udało dojść do tego punktu, w którym jestem. Dotarłam tu z uśmiechem i siłą, którą dzielę się często z innymi, wierząc, że moja Moc bierze się właśnie z kobiecych energii.

Nie wiem, jak poradziłabym sobie w męskiej roli, raczej tego nie sprawdzę. Ale po drodze odkryłam, że największą siłą kobiety jest piękno. Oczywiście niesamowitą uzdrawiającą mocą jest także miłość, ale ona towarzyszy każdemu człowiekowi, także mężczyznom. Mężczyźni również umieją kochać czule i gorąco. Kochanie to jakość ludzkiego serca, część naszej boskiej natury. A dzisiaj chcę opowiedzieć o kobiecej mocy, która dla mnie najmocniej przejawia się właśnie harmonią i pięknem. To wyjątkowa jakość.

Piękno drzemie w nas i budzi się, kiedy tylko potrzebujemy wsparcia. Ono popycha nas do tworzenia, a energia kreacji uzdrawia wszelkie traumy. Piękno niesie w sobie jasność, która rozświetla każdy płynący z cierpienia mrok. Kiedy otaczam się pięknem, czuję, jak moje serce oddycha radośniej, a powietrze wypełniają tęczowe iskry anielskich skrzydeł. Dlatego z takim zachwytem otaczam się malowanymi przez kobiety obrazami i lepionymi z masy Aniołami. Dlatego stawiam dookoła kwiaty i kryształy. Moje życie jest pełne piękna i pod jego iskrzącym blaskiem znika wszelki ból istnienia.

Doświadczyłam tego i nadal doświadczam, kiedy sięgam do rozmaitych form upiększania świata. Nie umiem jakoś szczególnie ładnie malować, ale i tak rozświetliłam ciemne i bure mieszkanie, do którego się wprowadziłam, kiedy poustawiałam wszędzie swoje kolorowe obrazy. Okazało się, że nawet moje niewprawne abstrakcje rozjaśniają ściany. Nagle zrobiło się świetliście i bardziej tęczowo. Część moich obrazów zabrały do siebie moje córki i cieszą się, że ich domy też bardziej lśnią niż wcześniej.

Równie ważny dla tematu piękna jest sam proces malowania, w czasie którego możemy uzdrowić wszystkie trudne emocje. Wierzcie mi, robienie tego, co niesie w sobie pasję i zachwyt – uzdrawia. Stale powtarzam, że niektóre rzeczy sprawiają, że wyrastają mi skrzydła. Te skrzydła mają niesamowitą moc podnoszenia nastroju, wprowadzania radości i automatycznie też niwelują wszystkie negatywne emocje. Mogłabym rzec, że na rozmaite smutki najlepsze jest twórcze działanie – malowanie, pisanie, taniec, komponowanie, grafika, projektowanie… Wierzę, że tę magię wnosi również element piękna zawarty w naszej kobiecej kreatywności.

W moim domu stale królują rozmaite kryształy, które ustawiłam we wszystkich pokojach. Kiedy słońce wpada przez okna, odbija się w nich i tworzy niesamowite wzory na suficie i ścianach. Uwielbiam świeże, cięte kwiaty. Mam je zawsze, niezależnie od pory roku. Kocham ich świeży wilgotny zapach i dbam, aby zawsze stały w zasięgu wzroku. Jest coś takiego w pięknych kwiatach, kryształach, biżuterii, w obrazach, kartach i uroczych przedmiotach, że buzia sama się uśmiecha. Znacie to, prawda?

Kobiecość niesie w sobie niesamowity dar rozpoznawania i tworzenia cudownych rzeczy. Dar upiększania każdego miejsca. To jak wnoszenie światła do ciemnego pokoju, bo piękno to pomost do miłości. To schody do Nieba. To rozświetlanie świata na tysiąc sposobów. Szukam tego piękna wokół siebie i znajduję coraz więcej. Nie skłamię, jeśli powiem, że umiem dostrzec je wszędzie. To moja kobieca super moc. Wiem, że każda z nas kobiet ma tę moc i jeszcze kilka innych. Dlatego świat jest dobry, bo rozświetlamy go każdego dnia.

Bogusława M. Andrzejewska

Ból i cierpienie

Dzisiaj ponownie o zdrowiu. Zainspirowała mnie – nie ukrywam – wypowiedź jednej terapeutki o tym, że ból jest dobry, potrzebny, a może nawet uzdrawia. Tylko internet jest w stanie przyjąć takie bzdury. Moim zdaniem ból jest sygnałem, informacją o tym, że coś wymaga naszej interwencji, natomiast sam w sobie jest szkodliwy jak każde inne cierpienie. Nie uszlachetnia nas wcale, nie wierzcie w to. Czasem tylko mądry i świadomy człowiek potrafi wykorzystać mękę do tego, by wykrzesać z niej maksimum mądrości i wiedzy. We wszystkim można znaleźć jakąś kroplę dobra, pomiędzy łzami też znajdzie się taka, która niesie miłość oprócz rozpaczy.

Sens bólu fizycznego to zawiadomienie nas o ranie, chorobie, uszkodzeniu ciała. Warto sobie uświadomić, że gdyby nie istniał, nie wiedzielibyśmy, że zjedliśmy coś nieświeżego albo potrzebujemy odpoczynku, albo złamaliśmy kość i należy ją właściwie złożyć. To dla mnie oczywiste. Ból emocjonalny ma ten sam sens – pojawia się, aby pokazać nam, że jakaś część naszej istoty domaga się kochania. To bywa bardziej skomplikowane, ale ogólnie do tego się sprowadza: do wprowadzenia miłości tam, gdzie wcześniej tkwił żal, gniew, wstyd, lęk.

Nie ma innego sensu i celu dla cierpienia. Nie wierzcie proszę „Cierpiętnikom”, którzy próbują Was przekonać, że aby wyzdrowieć, trzeba tarzać się w bólu, przeżywać go wielokrotnie i doceniać mękę. To tak nie działa. Uzdrawia Miłość. Czasem potrzebujemy rozmaitych form pracy, by do niej dotrzeć i ją poczuć, ale to ona jest Świętym Graalem, którego od wieków poszukują ludzie. Ogólnie ból pokazuje brak kochania, więc kiedy się pojawia, zachęca do miłości, a nie do tego, by go analizować. Pamiętajcie proszę, że cierpienie pozbawia nas sił, energii, radości, ochoty do życia. Nie tędy droga.

W pewien sposób nikt z nas od cierpienia nie ucieknie i ono prędzej czy później dopada każdego. Wszyscy mamy na koncie bolesne doświadczenia, więc w jakiś sposób każdy z nas jest zaprawiony w bojach i wie doskonale, co ból przynosi w darze, a co zabiera. Tego drugiego jest niestety więcej, a cena za informację jest moim zdaniem zdecydowanie wygórowana. Oto niedoskonałość świata, w którym żyjemy. Nie można jednak odwracać kota ogonem i mówić, że cierpienie uzdrawia.

I teraz mój własny konkretny przykład. Od dziecka chorowałam na serce. Od przyjaciółki, która ma wgląd, dowiedziałam się, że w moim sercu tkwi „drzazga”. Energetyczny ślad po poprzednim wcieleniu, w którym zostałam zabita (przebita) jakąś włócznią. Spodziewam się, że inny terapeuta zmusiłby mnie niepotrzebnie do ponownego przeżywania tego zdarzenia i samej agonii, abym cierpieniem zapłaciła za uzdrowienie. U podstaw takiego wyboru leżałaby ciekawość mojej historii albo ignorancja i źle pojęta energetyczna wymiana.

Na całe szczęście miałam odpowiednią wiedzę, by przejść terapię według własnego planu. Przez parę tygodni bez pośpiechu pracowałam nad swoim sercem i wypełniałam je codziennie Miłością. Oczyszczałam je Fioletowym Płomieniem, zasilałam energią z Najwyższego Źródła, wzmacniałam energią Reiki. Kiedy odnalazłam w sercu ślady gniewu i żalu – świadomie przeszłam przez proces wybaczania, wykorzystując Medytację na Światło. Efekty okazały się wspaniałe – drzazga zniknęła. Podsumowując uważam, że uzdrowiła mnie Miłość bezwarunkowa, którą się napełniałam oraz oczyszczenie serca z energetycznego brudu, który manifestował się jako gniew, agresja, żal i inne paskudne emocje.

Co ważne: do dzisiaj nie wiem, kto i w jakich okolicznościach przebił mnie włócznią czy dzidą, a może kołkiem od płotu. Nie wiem czy zrobił to od przodu czy z tyłu. Nie wiem, co czuła wtedy osoba, którą wypełniała moja dusza. Nie interesuje mnie to i moim zdaniem odtwarzanie minionego bólu nic do procesu uzdrawiania nie wnosi. Nigdy nie miałam potrzeby, by poznać takie informacje. Ogólnie sama „drzazga” dała mi wystarczającą wiedzę. Skoro przebito mi serce, to oznacza, że nie było w nim miłości. Zabita osoba nie kochała siebie. Nie umiała też kochać innych.

Ponadto – znając psychosomatykę, o której nawet napisałam dla Was książkę Droga do zdrowia – domyślam się, że w tym sercu musiało być dużo gniewu, może też zawiść i agresja. Ważnym czynnikiem było zatem oczyszczenie serca na energetycznym poziomie z takich właśnie paskudnych uczuć. Nie ma tu znaczenia kogo i za co się nienawidzi. Ogólnie uzdrowienie wymaga uleczenie samej nienawiści. Drzazga w sercu pokazywała mi wyraźnie, co jest do zrobienia na poziomie serca.

Kiedy mówimy o poprzednich wcieleniach to nic nie jest takie oczywiste, bo to „moje” poprzednie wcielenie to nie ja. To inna osoba. Pamiętajcie o tym, kiedy macie wyraźne wizje siebie zabijającego kogoś albo znęcającego się nad kimś. To inne wcielenie jest innym ubraniem dla Duszy, która jest częściowo nami. Ale to nie my. Nie wchodźcie w poczucie winy. Jeśli na poziomie ciała przenosimy ślady z innego życia, to dlatego, że w ciele emocjonalnym pozostał nie uzdrowiony zapis czegoś ważnego dla Duszy. I Dusza chorobą czy bólem przypomina nam: zrób z tym porządek.

Ogólnie zatem takie wizje poprzednich wcieleń – często właśnie śmierci w określony gwałtowny sposób (trafienie strzałą, przebicie mieczem lub włócznią, ścięcie głowy, uduszenie) – pokazują, w którym obszarze ciała emocjonalnego usadowił się chory wzorzec. Której części naszego ciała zabrakło miłości. Ciało jest mapą naszych emocji – nic to nowego dla Was, prawda? Ale sama terapia jest w zasadzie prosta: wystarczy oczyścić tę część z negatywnych emocji i wprowadzić tam miłość. Nie trzeba w tym celu odtwarzać całego bólu umierania. 

Powiedziałabym jeszcze, że ważna jest sama psychosomatyka. Warto zrozumieć, co symbolizuje serce albo szyja czy oko. To pozwala wnikliwiej pojąć, co było dla nas takie trudne, z czym sobie nie poradziliśmy. Zranienie, uderzenie, cięcie, duszenie nie biorą się znikąd. Doświadcza tego człowiek, który niesie w sobie określony opór wobec miłości, określony gniew, zawiść, wściekłość lub inną emocję. Sam ból, który towarzyszył tamtemu zdarzeniu, nie ma znaczenia. Nie warto się nim karać.

Warto natomiast wiedzieć, że skoro lekcja została przeniesiona na inne ciało, na inne życie, to trzeba ją jak najszybciej odrobić. Najprościej mogłabym to wytłumaczyć w taki sposób: wyobraźcie sobie człowieka, który nie chce i nie umie pokochać siebie. Buduje on w sobie negatywne wzorce generujące brzydkie emocje, np. zawiść i agresję. Proces ten pogłębia się, więc dusza decyduje się zakończyć żywot takiego ciała, jednak zostawia zapis w ciele energetycznym, aby w kolejnym życiu lekcja została odrobiona w innych warunkach. Zapis taki tworzą traumatyczne doświadczenia gwałtownej śmierci.

Fascynujące jest zatem odkrycie tego zapisu, bo to pomaga uzdrowić wzorzec i wypracować jakości oparte na Miłości. Zwróćcie proszę uwagę, że zapis materializuje się najczęściej w postaci choroby, co ułatwia pracę. Nie musimy znać poprzedniego wcielenia czy formy śmierci. Dolegliwości dokładnie wszystko pokazują. Wystarczy znać psychosomatykę i już wiemy, co usunąć z ciała energetycznego i gdzie wprowadzić Miłość. Nie trzeba cofać się do minionego życia i cierpieć ponownie. Naprawdę nie trzeba.

Na koniec dodam, że niewiele wiemy o procesie inkarnacji. Mamy tysiące wizji i obrazów. Wiem, bo też je otrzymuję i rezonują z moim stanem zdrowia czy moimi lękami. Różne wcielenia prowadzą nas do różnych lekcji i indywidualnych odkryć. Ale punktem wyjścia powinno być zawsze uświadomienie sobie, że wszystko, czego potrzebujemy do zrozumienia, rozwoju i uzdrowienia mamy w tu i teraz. W tym wcieleniu, w którym jesteśmy. Nie potrzebujemy znać poprzednich inkarnacji. To nie jest obowiązkowe i można bez tego sobie doskonale poradzić.

To co jest w chwili obecnej, zawiera w sobie całą wiedzę, jaka jest nam niezbędna do zmiany wzorców i uleczenia całego bólu i całego cierpienia, jakie nam towarzyszą. Wszechświat jest w harmonii i ta harmonia daje nam wszystko, czego potrzebujemy. Rzecz zatem nie w uciekaniu od bólu, tylko w zrozumieniu, że największą mądrością jest uwolnienie go poprzez Miłość. Nie chodzi o to by w kółko powtarzać minioną mękę, ale by nauczyć się kochać. Moim zdaniem ten kto widzi uzdrowienie w bólu, nie dostrzega tego, co naprawdę istotne i nie interpretuje właściwie odkrytych zapisów.

Bogusława M. Andrzejewska

Harmonia zdrowia

Z jakąkolwiek chorobą zaczynamy się mierzyć, powinniśmy pamiętać o jednym: nikt na świecie nie da nam gwarancji wyzdrowienia.  Pomimo tego warto mieć w sobie odwagę i moc, by robić wszystko to, co do tego zdrowia prowadzi. Z całym szacunkiem do medycyny – nie mam tu jednak na myśli tabletek czy diety, lecz świadomy wybór pozytywnego myślenia, kochania siebie, wybaczania, spokoju, inteligencji emocjonalnej, optymizmu. Czyli tego wszystkiego, co wiąże się z psychosomatyką. Mam przeczucie, że najczęściej po to właśnie chorujemy – by zmienić swoją naturę i zwrócić się do Światła.

Przy okazji pamiętajmy, że najlepsze efekty osiągamy właśnie wtedy, kiedy wierzymy i pozwalamy sobie na marzenia, ale mamy też w sobie kawałek akceptacji tego, cokolwiek będzie. Uwolnienie napięcia związanego z ogromnym pragnieniem pozwala swobodnie przepływać uzdrawiającej energii. Ważne zatem, by rozpoczynając jakikolwiek proces uzdrawiania mieć w sobie zgodę na to, że ono ma prawo nie nastąpić. To ogromnie ważna lekcja tu na Ziemi, a bardzo mało ludzi ją zauważa. Akceptacja. Wierzę, że wiele chorób przychodzi właśnie po to, by nauczyć nas zgadzać się całym sobą na rozmaite niewygody, mniejsze i większe cierpienia. Ogólnie na sytuacje, które nie spełniają naszych oczekiwań.

Żyjemy w czasach, które uczą nas domagania się komfortu. Wielu nauczycieli i mówców motywacyjnych nakręca nas na bycie zwycięzcą i mistrzem, na posiadanie więcej niż potrzebujemy, na osiąganie tysięcy nikomu niepotrzebnych sukcesów. Dla mnie celem życia na Ziemi jest bycie szczęśliwym, a nie bogatym i sławnym. To ślepa uliczka, w którą wpadają ludzie nie umiejący kochać siebie. Kiedy kochamy siebie, nie zależy nam na sławie i byciu podziwianym. Nie rywalizujemy i nie chcemy wygrywać. Chcemy cieszyć się życiem, doświadczać zdrowia, miłości, radości i przyjemności.

Kiedy rozpoczynamy proces uzdrawiania, nie możemy traktować go zadaniowo. Nie możemy zakładać, że musi się udać. To automatycznie tworzy blokadę i wywołuje lęki. Najlepsze efekty osiągamy wtedy, kiedy pozwalamy sobie na dobre doświadczanie. Na zabawę z medytacją, z Reiki, z kryształami. Kiedy cieszymy się możliwością sprawdzania różnych sposobów uzdrawiania. Kiedy wyobrażamy sobie siebie zdrowych i cieszymy się tą wizją, ale pozwalamy bez napięcia, by wszechświat się o to zatroszczył.

Świadomość wielowątkowości istnienia bardzo nam w tym pomaga. Każdy z nas jest czymś więcej niż tylko ciałem, które zmaga się z dolegliwościami. Nasza prawdziwa istota wychodzi daleko poza obręb materii – głowy, rąk i nóg. Może wręcz wydać się śmiesznym, że tak rozpaczliwie walczymy o przedłużenie trwania naszych komórek, kiedy nasza prawdziwa istota jest zdrowa, szczęśliwa i żyje nawet wtedy, kiedy ciało rozpada się w proch. Warto czasem o tym pomyśleć i rozluźnić napięcie w ciele. Pozwolić, by nasza prawdziwa Istność ogarnęła i otuliła to ciało całym swoim Światłem i całą potężną bezwarunkową Miłością.

Warto o tym wiedzieć, albowiem niektóre choroby właśnie po to przychodzą, by zwrócić nasza uwagę na to, co jest sensem naszego bytu. Zdarza się wówczas, że wpadamy w pułapkę choroby i tak mocno skupiamy się na szukaniu sposobu naprawienia naszego marnego ciałka, że całkiem zapominamy, Kim W Istocie Jesteśmy. Uzdrowienie przychodzi dopiero wtedy, kiedy zrozumiemy, jaką wiadomość przekazuje nam choroba. Dopóki nie zrozumiemy, czego choroba nas uczy, będziemy umierać i odradzać się na nowo w kolejnych fizycznych ubraniach, w rozmaitych konfiguracjach, aby wreszcie pojąć, że ciało to tylko narzędzie, tylko pojazd, który pokazuje nam nasze lekcje. Ani mniej, ani więcej.

Ciało jest w swojej strukturze wspaniałe. Im bardziej chorowite, im bardziej wrażliwe – tym bardziej genialne, ponieważ reaguje na każde wahnięcie energii, na każdy najmniejszy bodaj spadek wibracji. Po to ono jest, by pokazywać nam, co dzieje się z naszą świadomością – wrasta, rozwija się, wypełnia miłością i mocą, czy też kręci w niskich wibracjach i zanurza w destrukcję. Wnikliwe obserwowanie ciała pokazuje stan naszej duszy, naszego prawdziwego Ja. Warto to też zauważyć – zdrowe i silne ciała, to słabsze narzędzia. Niewiele pokazują, trzeba szukać innych wskazówek i wyznaczników.

Wielu pseudo duchowych nauczycieli w ogóle tego nie zauważa. Głoszą wszem i wobec, że kiedy osiągamy wysoki poziom rozwoju, to nasze ciała stają się idealnie zdrowe. Nasze ciała oczywiście reagują na energetyczne i świadomościowe poziomy, jakie w sobie rozwijamy, ale wrażliwe, chorowite ciało to przywilej i dar dla duszy. Próba wzmocnienia ciała i sprawienia, by stało się silne, jest jak psucie narzędzia. Przypomina mi chęć zastąpienia elektronowego mikroskopu lupą.

Nie jest łatwo żyć w słabym ciele. Wybierają to tylko stare dusze, które wierzą, że mają wystarczająco mocy i mądrości w sobie, aby wytrwać ten ogromny trud. To naprawdę odważne dusze. Najodważniejsze ze wszystkich. Ale też wiedzą to, o czym ludzie w swoim niedoskonałym umyśle wiedzieć nie mogą – idą przez życie prowadzone za rękę przez swoje ciała. Na bieżąco są informowane o każdym najdrobniejszym błędzie. Mają więcej możliwości niż ci, którzy w swoich zdrowych pojazdach uprawiają sporty wyczynowe. Sport to zabawa dla młodych dusz. Stare dusze wiedzą, że na Ziemię nie schodzi się po to, by biegać i skakać, ale po to, by nabierać energetycznej doskonałości. Według mojej wiedzy młode dusze nie mają dostępu do tak precyzyjnych narzędzi jak słabe ciało. Ale mogę się mylić oczywiście.

Jeśli popatrzymy na nasze choroby z tego poziomu wiedzy, to zrozumiemy, że celem człowieka wcale nie jest bycie zdrowym, lecz zrozumienie lekcji, jaką niesie w sobie określony problem zdrowotny. Możemy też łatwiej pojąć, dlaczego wspaniali, szlachetni ludzi umierają tak szybko w młodym wieku. Znacie takich, prawda? Któż nie zna. Nie ma w tym żadnej niesprawiedliwości losu. Cudowny człowiek, który młodo odchodzi, to mądra stara dusza, która odrobiła lekcję i szybko wraca do domu, by dłużej nie plątać się tutaj na Ziemi. My Ziemianie myślimy, że życie tutaj to przywilej i płaczemy na pogrzebach. Nie – Ziemia to poligon doświadczalny, to survival dla dusz, a prawdziwy pełen miłości dom jest tam, gdzie nie dociera fizyczne ciało. Warto czasem popatrzeć z tej perspektywy i zaakceptować to, co jest niezgodne z naszymi oczekiwaniami.

Lekcje akceptacji są bardzo często powodem różnych chorób. I chociaż znajdujemy jakiś wzorzec dotyczący braku miłości, a potem cierpliwie z nim pracujemy, to zdrowie polepsza się tylko nieznacznie. Bo rzecz nie w wyzdrowieniu, tylko w przyjęciu mądrości wszechświata i pogodzeniu się z wyborami duszy. Nic na siłę. Czasem mamy za zadanie przyjąć to, co dostajemy z pełnym zaufaniem, że to właśnie zaprowadzi nas do najlepszych dla nas doświadczeń, miejsc i rzeczy.

To wszystko wcale nie oznacza, że nie potrzeba nam uzdrawiania naszych ciał. Oczywiście, że warto szukać najlepszej dla siebie metody, by ciało zaczęło prawidłowo funkcjonować, ponieważ to poszukiwanie prowadzi najczęściej do znalezienia właściwej lekcji, po którą dusza zeszła na Ziemię. Czasem tą lekcją bywa nawet modlitwa. Równie często, jak akceptacja, prawdziwą przyczyną schorzenia jest potrzeba wzrostu duchowości. Kiedy człowiekowi nie pomagają tabletki, a ból dokucza, człowiek zaczyna się modlić. Po pewnym czasie wraca na duchową ścieżkę, z której zszedł w chaszcze sceptycyzmu.

Jeszcze częściej zdarza się, że ktoś szukając uzdrowienia trafia na Reiki albo Dwupunkt, albo pracę z miłością bezwarunkową, a wyleczone ciało utwierdza go w przekonaniu, że te metody mają sens. Taka osoba zajmuje się wówczas aktywnie praktyką duchową czy energetyczną i zaczyna uzdrawiać innych. Zaczyna realizować prawdziwy cel duszy, który nie zostałby odnaleziony, gdyby nie ciężka choroba. Tutaj mamy bardzo ważny proces przekierowania człowieka we właściwą stronę. Tego typu problemy zdrowotne są określane jako karmiczne. Człowiek rodzi się z pewnym schorzeniem i zostaje zmuszony do wyboru innego, niż by sobie życzył. 

Bogusława M. Andrzejewska

(fragment książki „Droga do zdrowia”)

Skuteczniej

W części reikowego świata panuje przekonanie, że rozmaite odmiany Reiki to coś złego, ponieważ są wypaczeniem metody Mikao Usui. Przyznaję się szczerze, że właśnie dlatego nie interesowałam się tematem przez wiele lat. Ale na szczęście są ludzie, którzy nie obawiają się sprawdzać nowości na sobie i to właśnie dzięki mojej przyjaciółce odważyłam się spróbować poznać nowe techniki pracy z energią. Okazało się, że nie tylko nie wypaczają niczego i nie naruszają w żaden sposób metody opracowanej przez Mikao Usui, ale wzmacniają przepływ energii, a tym samym także skuteczność jej działania.

Odkąd z prawdziwym zachwytem praktykuję Anielskie Reiki, Gold Reiki, Imara Reiki oraz inne energetyczne modalności, zdarzyło mi się nawet pomyśleć, że mogłam już wcześniej mieć dostęp do tych pięknych i efektywnych form. Ale wszystko przychodzi we właściwym czasie. Dokładnie wtedy, kiedy jesteśmy gotowi. Gold Reiki i kilka innych metod posiadam od kilku lat, ale korzystałam sporadycznie, bez przekonania. A przecież energia płynie za myślą. Nie ma zatem sensu przyjmować dostrojeń w metodach, z których boimy się korzystać, bo ludzie mówią o nich źle.

Zanim jednak zacznę chwalić to, z czego z takim zadowoleniem korzystam, chcę też uczciwie napisać, że nie wszystko, co jest dostępne i ma w nazwie Reiki  jest dobre. Wiele osób coś wymyśla, dodaje znaną wszystkim nazwę i bawi się energią. Pojawia się też sporo dziwnych znaków, co do których mam mnóstwo wątpliwości. Warto być ostrożnym. Warto starannie wybierać tylko to, co sprawdzone.

Myślę, że między innymi dlatego dopiero teraz otworzyłam się na nowe formy energetyczne, ponieważ obecnie mam więcej możliwości sprawdzenia takiej techniki. Przypominam wszystkim, którzy pracują z Kronikami Akaszy, że tam zawsze dostaną właściwą dla siebie podpowiedź. Oprócz tego można oczywiście przemedytować temat, porozmawiać z Archaniołami czy Aniołem Stróżem lub w inny sposób dopytać swoje Wyższe Ja o to, co najlepsze dla nas.

Jednak wylewanie dziecka razem z kąpielą nigdy nie było słuszne, dlatego cieszę się, że przekonałam się do nowych rodzajów Reiki. Zaczęłam od Aniołów, ponieważ od lat mam z Nimi doskonały kontakt. Kiedy zaczęłam pracę z Anielskim Reiki, zamanifestowały się przy mnie bardzo mocno i pięknie potwierdziły moc oraz skuteczność tej metody. Praktykuję ją z powodzeniem i jestem zaskoczona niesamowitymi efektami. Mówiąc najoględniej  po jednym lub dwóch zabiegach uzdrawia się to, nad czym z samym Reiki Usui pracowałabym co najmniej miesiąc.

Nie ma tu żadnych nowych dziwacznych znaków. Funkcjonuje to bardziej jako dodatek  nakładka na klasyczny zabieg w metodzie Reiki Usui. Powiedziałabym, że jest to troszkę tak, jakby w trakcie zabiegu wykorzystać jeszcze coś: zapach, muzykę, modlitwę. Tutaj mamy połączenie z Aniołami. Finalnie otrzymujemy turbodoładowanie, które w wyraźnie wyczuwalny sposób podnosi wibracje. Jak wspominałam  przekłada się to namacalnie na efekt zabiegu.

Inaczej oczywiście wygląda praca z Gold Reiki czy z Imara Reiki. To niezależne metody, które można łączyć z Reiki Usui lub wykorzystywać samodzielnie. Ale nie będę tu szczegółowo opisywać po kolei rozmaitych sposobów pracy. Ogólnie powiem tylko, że wybieram te, które są pięknym uzupełnieniem metody Mikao Usui, ponieważ klasyczne Reiki jest u mnie nadal na pierwszym miejscu. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej. Nie zamierzam też niczego w klasycznym Reiki zmieniać czy przekształcać. Wielokrotnie wspominałam, że jest to metoda idealnie dopracowana.

Możemy jednak korzystać z wielu innych form uzdrawiania czy pracy nad sobą, ponieważ Reiki Usui z niczym nie wchodzi w konflikt. Jest jak pogłębione oddychanie. Większości form pracy z energią nadano nazwy ze słowem „Reiki”, ale w gruncie rzeczy są to rozmaite sposoby uzdrawiania   z pomocą Aniołów, Mistrzów, mantr i innych. Prywatnie  mówiłam już o tym  wolałabym nazwy bez słowa „Reiki”. Wówczas nie byłoby żadnego sporu, nikomu nie kojarzyłyby się z naruszaniem metody czy prawa do samej nazwy. Ale jest jak jest.

Warto jednak podkreślić, że to, z czego korzystam i co proponuję, to zróżnicowane techniki pracy  z energią, a nie zmienione Reiki Usui. Jest to istotne dla każdego, kto ceni sobie korzystanie z Reiki. Przez wiele lat żyłam w błędnym przekonaniu, że jacyś ludzie „wypaczają” czystą formę opracowaną przez Mikao Usui i trzymałam się jak najdalej od wszystkiego, co nią nie było. Nikt nic nie wypacza. Powstają całkiem niezależne ciekawe techniki o dużej mocy. Mogą się podobać lub nie. Każdy ma prawo sam sprawdzić i ocenić, czy chce z jakąś metodą pracować.

Większość z nich najlepiej nam służy, kiedy mamy praktykę w Reiki, ponieważ to właśnie Reiki uwrażliwia nas na wyczuwanie energii i mądre z niej korzystanie. Reiki Usui jest jak szkoła podstawowa – daje nam bazę i ogólne przygotowanie do podnoszenia wibracji. Inne formy, które powstały po roku 2000 są jak szkoła średnia i kierunki podyplomowe. Dzięki nim podnosimy swoje kwalifikacje i zwiększamy możliwości uzdrawiania.  Uzyskane dostrojenia wzmacniają i wznoszą nasze wibracje.

Moje osobiste doświadczenie jest ze wszech miar pozytywne. Jestem tym nawet zaskoczona, bo chociaż spodziewałam się ciekawego doświadczenia, ale nie oczekiwałam takich spektakularnych efektów. Po raz kolejny przekonałam się, że warto samemu ćwiczyć, doświadczać, eksperymentować i cieszyć się nowymi odkryciami. Nie warto też słuchać „wszystkowiedzących”, w których pełno krytyki, oceniania i dewaluowania wszystkiego, co im obce. Lęk przed nieznanym jeszcze nigdy niczego nie zbudował. Ciekawość i otwartość tworzy natomiast nowe wspaniałe światy.

Bogusława M. Andrzejewska

Inne „reiki”

Od wielu lat internet jest pełen propozycji przeróżnych szkoleń i dostrojeń kryształowych, smoczych, wróżkowych, diamentowych, celtyckich, anielskich, atlantydzkich, lemuryjskich. Nie brakuje też wschodnich nazw typu: „karuna”, „tanaka”, „reiju” i cokolwiek tylko można wymyślić. Większość spośród nich ma w nazwie słowo „reiki”. Nie przeszkadza mi to, bo każdy ma prawo wymyślać sobie, co chce i robić sobie, co chce. Ale niektórzy bardzo to zjawisko krytykują, czas więc najwyższy odnieść się do tego, co istnieje.

Z jednej strony nie podoba mi się używanie czy może nawet nadużywanie słowa „reiki”, które jest przypisane do metody opracowanej przez Mikao Usui. Jest ono nawet prawnie zastrzeżone i warto wiedzieć, że energia Reiki jest jedna, a cała reszta to coś zupełnie innego. Wolałabym używać na przykład nazw: Uzdrawiająca Energia Smoków, Uzdrawianie Anielskie, Uzdrawianie Karuna itp. Z drugiej strony słowo „reiki” oznacza dokładnie prośbę o uzdrawiającą energię, jest więc stosowane dość adekwatnie.

A na dodatek twórcy tych nowych metod też zastrzegają sobie swoje nazwy. Zatem przykładowa metoda Gold Reiki jest znakiem towarowym, przy którym powinnam tu postawić znaczek „TM”. Jak na to patrzą spadkobiercy Mikao Usui, nie wiem, ale to też w zasadzie nie moja sprawa, tylko twórców tej techniki. Jeśli zdecydujemy się rozpocząć pracę z Gold Reiki, to nie tylko możemy, ale wręcz powinniśmy posługiwać się tą właśnie nazwą, pod którą ukończyliśmy szkolenie i nie sposób jej zastąpić „Złotym Uzdrawianiem”, czy czymś takim, ponieważ zaczynamy wówczas tworzyć coś odrębnego.

Od nazwy ważniejsza jest sama treść, czyli to, czym jest dostrojenie do jakiejś energii. Uczucia mam mieszane, ponieważ wśród tych setek podsystemów panuje istny bałagan. Te same znaki pojawiają się w różnych rodzajach „reiki”. Każda jest opisywana jako najsilniejsza znana ludziom energia… Czuję się w tym gąszczu zagubiona, szczególnie wtedy, kiedy dołożę do tego swoją wiedzę o symbolice i widzę w niektórych znakach brzydkie energie.

Jednak daleka jestem od jakiejkolwiek krytyki, ponieważ te najbardziej znane systemy „reiki” działają. Pięknie. Pozytywnie. Uzdrawiająco. Kojąco. W wielu z nich czuje się cudną energię. Inną niż w Reiki Usui, ale bardzo podobną. Czytam tysiące potwierdzeń od praktyków i klientów i znajduję w nich o wiele więcej dobrych słów, niż można przypisać przypadkowości albo wmawianiu sobie, że coś działa nawet wtedy, kiedy to tylko placebo. Zatem istnieją odrębne systemy, które są cenne i godne uwagi.

Czy nie jest to zatem tak, że za pośrednictwem Wniebowstąpionych Mistrzów otrzymujemy dostęp do różnych form pracy z uzdrawianiem? I chociaż nie ukrywam, że mi w zupełności wystarcza klasyczne Reiki Usui, bo jest dla mnie remedium na wszystko, to ciekawią mnie też inne formy pracy z energią. Uważam, że można spróbować doświadczyć czegoś nowego, szczególnie wtedy, kiedy mamy dostęp do znajomej osoby, która ma swoją wieloletnią praktykę w temacie. Nie powierzyłabym swojej energetyki obcej osobie, która komercyjnie reklamuje jakieś „cuda na kiju”, ale ufam znanym mi nauczycielom Reiki Usui. A oni wyraźnie mówią: „to jest dobre, pomaga mi, pięknie działa”.

To ważny wątek. W wielu przypadkach warunkiem dostrojenia w jakieś inne „reiki” jest posiadanie drugiego lub nawet trzeciego stopnia Reiki Usui. To dla mnie czyni metodę stosunkowo bezpieczną. Po pierwsze dlatego, że wieloletni praktyk Reiki automatycznie rozpoznaje jakości energetyczne. Odrzuca nas od ciemnych metod, ponieważ Reiki podnosząc nasze wibracje czyni nas wrażliwymi na to, co niskie i brudne. Po drugie Reiki nas też chroni i prowadzi. Wystarczy się powierzyć, a nie dotrzemy na szkolenie, które nie jest dla nas odpowiednie.

Inną zaobserwowaną ciekawostką jest fakt, że niektóre metody są kompilacją klasycznego Reiki Usui i teoretycznej wiedzy oraz pięknych, czystych energii. Takim przykładem może być Reiki Anielskie, które nie wprowadza żadnych znaków. Praktycznie jest ono połączeniem tego, czego nauczam na swoich szkoleniach o Aniołach oraz Reiki Usui. Wielokrotnie wspominałam, że możemy wykonując zabiegi Reiki, dodawać w swojej praktyce kryształy, zapachy czy modlitwy do Aniołów. Nie widzę w tym odrębnej metody, lecz stosowanie kilku metod jednocześnie. Ale ktoś wpadł na pomysł, by stworzyć z tego niezależny system i nadać mu nazwę, w której znalazło się słowo „reiki”.

Rzec by można, że to po prostu odmiana Reiki. Nie pierwsza i nie jedyna. Wiele lat temu Walter Lubeck stworzył Rainbow Reiki, w którym stosował Reiki Usui połączone z kryształami, mantrami, pracą z wewnętrznym dzieckiem. Nie bez powodu ten przykład. Bardzo szanuję Waltera Lubecka i cenię za ogrom wiedzy. Ufam też jego metodzie, chociaż sama pracuję ciut inaczej. Ale wiem, że to co proponuje ten Nauczyciel, jest dobre. I wiem, że ogólnie nie ma nic złego w takich formach pracy z energią. Takich metod jest sporo. Dopóki nie wypacza się i nie zmienia samego Reiki Usui, to może być bardzo cenne. Każdy ma prawo łączyć różne metody i korzystać z nich dla dobra swojego i innych.

Ale są też zupełnie inne techniki – takie jak Gold Reiki, Isis Reiki czy Kundalini Reiki, w którym pracuje się z innym rodzajem energii. Pomimo że pojawia się to samo słowo, to ta energia nie ma nic wspólnego z naukami Mikao Usui. Każdy sam musi ocenić, czy chce i czy mu się taka inna opcja podoba. Dla mnie istotne jest, że ludzie praktykujący takie inne formy „reiki”, mają bardzo pozytywne doświadczenia. Nie ośmieliłabym się krytykować czegoś, co wielu ludzi uznaje za wartościowe.

Niektóre formy są natomiast typową nachalną komercją. Bo jak inaczej nazwać kurs „Animal Reiki” (Reiki dla zwierząt)? Przecież to Reiki Usui, w którym ktoś za spore pieniądze pokazuje nam układ anatomiczny zwierząt i tłumaczy, gdzie przykładać ręce jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. Jak wspominałam w swojej książce „Czas na Reiki”, zrobiłam w życiu wiele zabiegów zwierzętom i nadal to robię. Bez żadnych dodatkowych kursów. Ale jeśli ktoś chce, to niech sobie zrobi takie szkolenie, przecież każdy ma prawo wydać swoje pieniądze zgodnie z własnym uznaniem.

Nasuwa mi się tutaj od razu zabawny przykład. Odkąd nauczyłam się korzystać z Kronik Akaszy, często właśnie w Kronikach robię zabiegi Reiki. Nigdy dotąd nie przyszło mi do głowy, by stworzyć z tego niezależny system o nazwie Akasza Reiki. A przecież można, skoro tak powstają niektóre metody. Nowa nazwa to doskonały sposób na przyciągnięcie klientów, którzy nie domyśliliby się, że połączyłam dwie techniki pracy. Oczekiwaliby zapewne jakiegoś dostrojenia, równie magicznego jak nazwa.

Kursy Anielskiego Reiki i Kryształowego Reiki też są dla mnie połączeniem Reiki Usui z teoretyczną wiedzą o uzdrawianiu z Aniołami i Kryształami. Moim zdaniem powinny się nazywać po prostu „Uzdrawianiem z Kryształami” i „Uzdrawianiem z Aniołami”. Takie szkolenia Wam niebawem zaproponuję. A w trakcie pewnie podpowiem, że można układać kryształy na ciele w trakcie robienia zabiegu Reiki i można w trakcie tego zabiegu łączyć się z Aniołami i Archaniołami. Widzę tu więc w samej nazwie pewne nadużycie słowa „reiki”. Możemy domyślać się, że taki kurs ze słowem Reiki sprzedaje się pięć razy lepiej niż kurs anielski czy kryształowy. Jak dla mnie to czysta polityka sprzedażowa. Co nie zmienia faktu, że wiedza ta jest bezcenna i na pewno bezpieczna.

Inaczej może być ze szkoleniami, które wprowadzają jakieś nowe znaki. Na temat takich kursów nie chcę się szerzej wypowiadać. Sami musicie poczuć, czy znaki Wam odpowiadają. Mnie niektóre z nich odrzucają, ale niektóre są dla mnie symbolami Języka Światła, z którym od niedawna pracuję. To ciekawe wyzwanie dla intuicji, dla wrażliwości i umiejętności odbioru energii. Twórcy tych metod dostali przekazy od Wyższych Energii (lub niskich bytów) i dzielą się z innymi. Każdy sam musi umieć wybrać, co jest dla niego dobre. 

Podsumowując nie oceniam negatywnie tych metod z „reiki” w nazwie, które pojawiły się w ciągu ostatnich 30 lat. Sama jestem zainicjowana w kilka różnych systemów. Z niektórych w ogóle nie korzystam, z innych czasami tak. Preferuję Reiki Usui, ale akceptuję propozycje, w których korzysta się w pełni z tej właśnie techniki uzdrawiania, wzbogacając ją innymi ciekawymi elementami. Po raz kolejny powtórzę po moim Nauczycielu: „Reiki jest wszystkim i Reiki nie jest wszystkim”. Warto być otwartym na Dobro w rozmaitych przejawach. Warto też umieć wybierać mądrze.

Bogusława M. Andrzejewska

Zdrowie

Zdrowie to nic innego jak harmonia, czyli pozostawanie w harmonii z wszechświatem. Kiedy człowiek wypełniony jest energią o wysokiej wibracji, energią miłości, radości i spokoju, wówczas wypełnia swoje ciało jakościami, które sprzyjają zdrowiu jego fizycznej istoty. To, co uszkadza materię – tkanki ciała – to niskie wibracje płynące z negatywnych emocji takich jak złość, agresja, nienawiść, zazdrość, poczucie winy, rozpacz. Te wszystkie emocje – chociaż zupełnie naturalne i ludzkie, chociaż nie oznaczają niczego złego, są tylko wskaźnikami do uzdrowienia określonych części ludzkiego życia – te wszystkie emocje powodują uszkadzanie materialnych cząstek fizycznego ciała.

Człowiek w swojej istocie jest całkowicie harmonijny i kiedy nie poddaje się rozmaitym negatywnym energiom, wówczas funkcjonuje w doskonałym zdrowiu. A zatem zdrowie jest wypadkową tego wszystkiego, co wypełnia człowieka na poziomach subtelnych. I tego, na ile potrafi dostroić się do Najwyższego Źródła i płynącej z Niego bezwarunkowej miłości. To jakości serca kształtują silne i harmonijne pole energetyczne. Jakości serca, czyli miłość, wdzięczność, radość, pokój, współczucie. Te jakości powodują, że ciało fizyczne pracuje prawidłowo.

Kiedy człowiek zgubi tę harmonię i przestaje odczuwać pozytywne jakości serca, kiedy przestaje się nimi otaczać, zaczyna chorować. Kiedy wchodzi w negatywne emocje, zaczyna chorować. Kiedy pozwala, by te wszystkie trudne emocje drążyły jego ciała subtelne przez dłuższy czas, zaczyna chorować. Im więcej tych trudnych emocji, a także im dłużej człowiek pogrąża się w tych emocjach, tym słabsze jego fizyczne ciało i tym więcej rozmaitych dolegliwości.

To, co ludzie nazywają oczyszczaniem, jest wypieraniem negatywnych wzorców z ciał subtelnych. To wypieranie powoduje poruszenie w energetyce ciała, dlatego też ludzie doświadczają tego na poziomie fizycznym poprzez rozmaite dolegliwości i krótkie przejściowe stany chorobowe. Kiedy konsekwentnie pracuje się z wysokimi wibracji wchodząc w jakości serca i podnosząc wibracje na poziomie ciał subtelnych, wówczas ciało fizyczne pomału nadąża za tymi energiami, a tym samym zaczyna dostrajać się do harmonii wszechświata.

Ciało fizyczne jest najwolniej reagującą częścią struktury człowieka, dlatego też czasem na pozytywne efekty uzdrawiania trzeba cierpliwie poczekać. Uzdrawianie zaczyna się zawsze na poziomie subtelnym i to tam właśnie zaczyna się układać harmonijnie energia. Kiedy tam wszystko zostanie uporządkowane, wówczas ciało fizyczne zaczyna odzwierciedlać tę harmonijną, prawidłową, boską matrycę i zaczyna pracować w taki sposób, który określany jest jako stan doskonałego zdrowia.

(spisała Bo Andrzejewska –  luty 2022)

Prostota w Reiki

Jedną z największych zalet Reiki jest prostota. Pisałam już o tym wiele razy, ale temat wciąż aktualny, wraca bowiem w zażartych dyskusjach na rozmaitych forach. Między innymi dlatego nie bywam w reikowych grupach na portalach społecznościowych, ponieważ to tygiel ludzi, którzy pobierali nauki od setek różnych nauczycieli. A w nauczaniu Reiki nie ma niestety spójności. Jest wiele linii, odłamów, sposobów pracy i wiele przekonań. Niektóre z nich wprowadzają duży chaos.

Kiedy trzydzieści lat temu uczyłam się Reiki, zachwyciła mnie łatwość pracy z energią. Oczywiście kilku podstawowych rzeczy musiałam się nauczyć, ale poza tym zapamiętałam słowa mojego mądrego nauczyciela Jana Peterko, który powtarzał nam: „Pamiętaj, nie ma w Reiki niczego, od czego nie mogłabyś odejść”. Pokazywał, jak ważna jest intuicja i zaufanie sobie, ale przede wszystkim uczył nas tego, że Reiki jest absolutnie bezpieczna. Że nie można tutaj nic zrobić źle.

Ufam swojemu nauczycielowi, który szkolił się w naprawdę  bardzo krótkiej linii. Inicjowała go Brygida Muller, a Brygidę inicjowała Phyllis Furumoto. Nie mam podstaw, by myśleć, że czegoś nam nie przekazał lub przekazał źle. Uczestniczyłam jako gość w kilkunastu szkoleniach, słuchałam wszystkiego wiele razy. Właśnie dlatego uważam, że mam doskonałą wiedzę na temat Reiki. Moje trzydzieści lat praktyki to tylko oczywiste potwierdzenie pobieranych nauk.

Jan Peterko był jednym z pierwszych polskich nauczycieli metody, a jego przekaz był klarowny i dla mnie całkowicie zrozumiały. Często powtarzał, że to co najcenniejsze w jego naukach, to czystość przekazu. Wówczas nie miałam pojęcia, ile wypaczonej wiedzy krąży po świecie w tym temacie. W tamtych czasach corocznie odbywały się spotkania w Phyllis Furumoto, która między innymi prowadziła zawsze sprawdzający warsztat dla nauczycieli i weryfikowała poprawność nauczanych znaków i przekazywanej wiedzy.

Teraz do naszego kraju dotarli uczniowie z różnych linii. Także tych, które odeszły od czystego nauczania i pozmianiały to, co przyniosła nam z Japonii Hawayo Takata. Niestety taka jest prawda. Zdarzyło się parokrotnie, że ktoś wysłał mi rysunki znaków, jakich go nauczono na zajęciach Reiki. Te znaki niewiele miały wspólnego z prawidłową formą, którą pokazał mi Jan Peterko  przypominam: weryfikowany corocznie przez Phyllis Furumoto. Na znakach się nie kończy. W światku Reiki powstał potworny bałagan. Reikowcy przekrzykują się nawzajem, a niektórzy próbują wpychać nam swoje wypaczone nauki.

Dzisiaj prostuję na bieżąco najnowsze rewelacje. Spotykałam się już wcześniej z różnymi mitami o tym, jak to można sobie zaszkodzić energią, kiedy coś źle powiemy albo użyjemy Reiki w pewnej określonej chorobie. Nadal ktoś powtarza, że Reiki może zasilić komórki nowotworowe oraz że trzeba mieć wyniki badań klienta i ściśle pokierować energię, aby we właściwy sposób uzdrowiła te tkanki, które tego wymagają. Otóż nie!

Po pierwsze  Reiki jest energią inteligentną. Najlepsze wyniki w uzdrawianiu osiągam, kiedy układam intencję prosto: „proszę o jak najlepsze zdrowie dla…” Reiki nie potrzebuje naszych wskazówek, ponieważ jest przedłużeniem Najwyższego Źródła. To nie tępe narzędzie, które musimy instruować. To Boska Siła Miłości. Nigdy, przenigdy nie wzmacnia komórek rakowych ani innych struktur, które są dla nas szkodliwe. Reiki działa dla najwyższego dobra człowieka. Prostota, powierzenie i zaufanie jest tu kluczem do pozytywnych efektów.

Po drugie  gdyby rzeczywiście tak było, jak sugerują ludzie bazujący na wypaczonych naukach, to nikt bez wykształcenia medycznego nie miałby prawa korzystać z Reiki. Znajomość medycyny nie polega na przeczytaniu Atlasu Anatomicznego, to pięć lat studiów i solidna praktyka. Gdyby rzeczywiście Reiki należało precyzyjnie kierować intencją, to tylko lekarz może to zrobić prawidłowo. Czy Mikao Usui był lekarzem? Czy Hawayo Takata była lekarką? A może Phyllis Furumoto ukończyła studia medyczne? Nic mi o tym nie wiadomo.

Terapeuta Reiki nie ma prawa żądać od klienta wyników badań. Jeśli na kogoś takiego traficie, to uciekajcie od niego jak najdalej, ponieważ nie wie, z czym ma do czynienia. W Reiki nie mamy „pacjentów”  przypominam. W Reiki nie leczymy. Mamy klientów, którym podajemy energię, a ta energia sama robi to, co powinna. Wymądrzanie się bez medycznego wykształcenia nad wynikami badań jest szarlatanerią. Takie postępowanie uderza w nas wszystkich, którzy pracujemy z energią Reiki, ponieważ nasuwa podejrzenie, że terapeuta Reiki to niebezpieczny znachor. A tak nie jest.

Zabieg Reiki jest niezależny od rodzaju choroby i wyników badań. Generalnie nawet nie musimy wiedzieć, co komu dolega. Przykładamy dłonie i prosimy o energię Reiki, prosimy o uzdrowienie. Uzdrowienie ze wszystkich chorób, jakie tej osobie dokuczają i nie jest ważne, jakie one są. Przecież wiele schorzeń jest ukrytych w ciele i nie daje w ogóle objawów. Po co więc wyniki badań, kiedy one nigdy nie są kompletne? Zaletą Reiki jest to, że uzdrawia także to, o czym człowiek nie ma pojęcia, bo jeszcze stosownych badań na to coś nie zrobił.

Powtarzam: nie leczymy nikogo, tylko energetyzujemy, aby ciało człowieka pomyślnie rozpoczęło proces uzdrawiania. Taki jest sens Reiki  uruchomienie w ciele klienta sił samo uzdrawiania. Tak mnie uczono i ufam w pełni tej nauce. Właśnie dlatego bez wiedzy medycznej możemy robić zabiegi. Mogą je robić także dzieci. Opowiadałam już o tym, że kiedy robiłam swój pierwszy stopień, gościem na seminarium była siedmioletnia zainicjowana dziewczynka. Nie byłoby to możliwe, gdybyśmy musieli analizować jakieś wyniki i posiadać medyczne wykształcenie.

Na marginesie dodam, że bioenergoterapeuci pracują inaczej. Reiki jednak to nie bioterapia i przenoszenie zasad pracy z bioenergią klasyczną na metodę Reiki jest błędem. Być może w bioterapii nie wolno energetyzować komórek rakowych, ale Reiki to nie dotyczy. Reiki działa inaczej. Pouczanie Reiki intencją, jak ma działać, jest jak pouczanie Pana Boga modlitwą. Czy kiedy się modlicie, udzielacie Bogu instrukcji, w jaki sposób ma Was uzdrowić, czy też ufacie, że jest mimo wszystko trochę od Was mądrzejszy? Reiki bliżej do modlitwy niż do bioterapii.

Prawdopodobnie z przenoszenia bioterapii na Reiki biorą się też wszystkie historie o podczepach i innych zagrożeniach, o których ciągle ludzie piszą na forach dyskusyjnych, a które w Reiki praktycznie nie istnieją. Mój nauczyciel nie uczył nas jakichkolwiek zabezpieczeń tego typu. Przypominał, że praca z Reiki jest bezpieczna i niczym nam nie grozi. Ważne, by pozostać uziemionym i być nastawionym pozytywnie, także do swojego bezpieczeństwa. Znaki, z których korzystamy w Reiki, chronią nas przed paskudnymi energiami. Znając działanie znaków nie powinniśmy się w ogóle zastanawiać nad tym, czy w czasie zabiegu coś się może przyczepić. Mikao Usui dokładnie opracował metodę  ma ona sama w sobie odpowiednie zabezpieczenia. Tak to widzę.

Takie zagrożenia oczywiście istnieją ogólnie przy kontakcie z klientami, szczególnie kiedy prowadzi się gabinet. Robimy przecież nie tylko Reiki, czasem wykonujemy także inne zabiegi i usługi. Jako ludzie powinniśmy umieć się zabezpieczać i oczyszczać z różnych energii, ale nie należy to do kanonu Reiki. To temat dodatkowy, a nie obowiązkowy.

Uważam też, że to myśl kreuje. Jeśli ktoś wszędzie widzi podczepy i ciągle o nich myśli, to być może notorycznie na nim siedzą. Jeśli codziennie wypełniamy się Światłem z Najwyższego Źródła i Fioletowym Płomieniem, to raczej wątpliwe, by coś nas zaczepiało. Kwestia właściwego podejścia  nic więcej. Podpowiem, że można skorzystać z mocy na przykład Selenitu  piękny i niedrogi kamień  i oczyszczać się z jego pomocą po każdej sesji Reiki (jeśli ktoś czuje taką potrzebę, ja nie czuję) albo nawet do każdego zabiegu zakładać na siebie Selenit. Nic więcej nie trzeba. Jesteśmy chronieni i prowadzeni, jeśli tylko o tę ochronę poprosimy. Reiki sama w sobie nas chroni, warto o tym pamiętać.

Bogusława M. Andrzejewska

Przyjaźń ze Światłem

W czasie warsztatów, na których wprowadziłyśmy grupę w Kroniki Akaszy, okazało się, że parę osób bywa w tej przestrzeni od dawna, tylko nie nazywa tego w ten sposób. Być może nawet nigdy tego nie nazywali, po prostu korzystali ze wsparcia wysoko wibracyjnych istot oraz z informacji, które otrzymywali. Niektórzy ludzie rodzą się z darem uzdrawiania energią i robią to bez żadnych kursów i dostrojeń. Podobnie jest z Językiem Światła – możecie z niego korzystać, nie wiedząc, że jacyś ludzie tak to nazywają.

Moja historia wydaje mi się nawet dość zabawna, głównie dlatego, że dopiero teraz wszystkie zagadkowe wydarzenia poukładały się w całość. Opisuję ją, abyście mogli przyjrzeć się swoim własnym doświadczeniom i sprawdzić, czy podobnie jak ja, nie dostrajacie się od dawna do Języka Światła. To moim zdaniem naturalny proces związany w wewnętrznym rozwojem. Sprawdźcie, jak to jest u Was.

Wiele lat temu zaobserwowałam w sobie wewnątrz dziwne gesty, które pojawiały się w wyciszeniu, kiedy weszłam w Pole Serca. Zamykałam oczy i widziałam, jak moje dłonie tańczą. Przyjęłam, że to jakaś pozostałość z innego wcielenia i szukałam znaczenia tych gestów w różnych miejscach, np. w buddyjskich mudrach, a nawet u indonezyjskich tancerzy. Nie znalazłam nic.

Od dawna w wyciszeniu rysuję dziwne wzory. Najczęściej takie, które przypominają unalome. Ale nie tylko takie. Przychodzą też inne. To rysowanie przychodzi z ciszy, jakby chciało ją przerwać. Czasami rysuję fizycznie na papierze, ale częściej pozostają wewnątrz mnie. Każdy ma swoje ulubione gryzmołki, które robi np. kiedy ze znudzeniem uczestniczy w jakimś wykładzie. Jego umysł jest wtedy w stanie alfa – prawie zasypia z nudów. W psychografologii nawet próbujemy je interpretować. Zobaczcie, co malujecie? Czy nie przypomina to glifów Języka Światła?

Kilka lat temu zafascynowały mnie kryształowe misy. Długo były poza moim zasięgiem ze względu na wysoką cenę. Miałam wiele ważniejszych wydatków niż instrument, z którego nie planowałam korzystać zawodowo. Dopiero kiedy odkryłam miejsce, w którym mogłam misy kupić pojedynczo, pozwoliłam sobie na to, aby kompletować je przez wiele miesięcy. Co ciekawe – o wiele bardziej podoba mi się handpan, ale wcale nie chcę go posiadać. Jestem świadoma, że trzeba nauczyć się na nim grać, a nie mam zamiaru zawodowo zajmować się muzyką. Podoba mi się też kalimba, ale nie czuję przy niej takiej magii, jak przy misach.

Misy to jedno z moich największych marzeń, które wiele lat trwało we mnie bez żadnego logicznego uzasadnienia. Jakby wołały mnie do siebie, a ja ze zdziwieniem tłumaczyłam: „po co? Nie jestem muzykiem, nie chcę na niczym grać, wolę słuchać tych, którzy grać umieją”. Poddałam się, ponieważ moje kryształy odnajdują w misach swoje własne wibracje. Kiedy gram, ustawiam dookoła moje piękne kamienie. Energia mis jest niesamowita, mają ogromną moc uzdrawiania. To też Język Światła – dzisiaj to rozumiem.

Najzabawniejsza i jednocześnie najbardziej pokręcona przeze mnie samą jest historia malowania obrazów. Malowanie przyszło do mnie po 50 roku życia, zapowiadane wieloma znaczącymi snami, wizjami i przepowiedniami innych osób. Rzuciłam się na to malowanie ze świadomością, że nie umiem nawet trzymać pędzla. To, co tworzyłam, przypominało malunki małych dzieci w przedszkolu. Nie umiałam i nadal nie umiem malować. Nigdy nie ćwiczyłam tej sztuki. Ale skoro wszechświat mnie tak mocno popychał w tym kierunku, to znaczy, że coś miałam z tym zrobić.

Okazało się, że moje nieporadne bazgroły niosły w sobie moc uzdrawiania. Zmieniały ludzką rzeczywistość. Dzisiaj widzę w moich pierwszych obrazach elementy Języka Światła. Wówczas go nie znałam, ale przyszła do mnie taka informacja i wertowałam internet, by czegoś się dowiedzieć. Jednak zamiast konsekwentnie podążać w tym kierunku i słuchać tego, co do mnie przychodzi, wymyśliłam sobie, że pójdę na kurs terapii malowaniem. Chciałam, by ktoś inny mnie nauczył. Kurs był fajny, ale oparty na czymś zupełnie innym. Zmieniłam styl – jeśli to można nazwać stylem – i wszystko się od razu zmieniło. Coś zgubiłam.

Wszechświat mocno mną wtedy potrząsnął. Ponieważ patrzyłam w swoją nauczycielkę malowania jak w obrazek, zadziało się coś przykrego i finalnie ta pani przestała się do mnie odzywać. Przestałam więc za nią podążać i malować tak, jak mnie nauczyła, dostrzegając, że to nie moje energie. Ale do malowania nie chciałam wracać, chociaż Mistrzowie w Kronikach Akaszy stale mnie do tego namawiali. „Po co mam malować? Nie umiem” mówiłam im. Dopiero dzisiaj rozumiem, co widzieli moi Mistrzowie. Zapewne któregoś dnia ich posłucham. Ponieważ wszystko przychodzi we właściwym czasie – to będzie na pewno najlepszy dla mnie czas.

Światło kocham od zawsze. Ciągle się z nim fotografuję i uwielbiam te wszystkie prześwietlone zdjęcia. Być może to naturalna cecha starej duszy, która schodząc na Ziemię pamięta najważniejsze klucze do Złotej Ery, takie właśnie jak miłość bezwarunkowa i Światło. Stara Dusza musi pamiętać, bo prowadzi tych wszystkich, którzy nigdy nie byli w takiej rzeczywistości, nie mają więc czego pamiętać. Obecnie jest na Ziemi mnóstwo Starych Dusz – zauważyliście? Być może do nich należycie i właśnie dlatego to czytacie, szukając jak ja brakujących klocków do Waszej indywidualnej układanki.

Kiedy na nowo odnalazłam wiedzę o Języku Światła, wszystko połączyło się w całość. Dzisiaj mogę wreszcie powiedzieć, że rozumiem. To nie oznacza, że natychmiast znowu zacznę malować albo zajmę się channelingiem. Raczej nie. Mam swoje ulubione metody uzdrawiania i rozwoju, które dobrze mi służą. Natomiast lubię wiedzieć i rozumieć, co robię. A przecież cały czas gram na misach, a moje dłonie tańczą, kiedy jestem w Polu Serca. Cały czas też dostaję w Kronikach nowe propozycje obrazów do namalowania. Pozwalam się prowadzić. Niczego nie planuję. Otwieram się na to, co przychodzi.

 Bogusława M. Andrzejewska

Co to jest Język Światła?

W dużym uproszczeniu to energia o bardzo wysokiej wibracji, która działa poza naszą świadomością. Może wypełniać nasze ciało, wpływać na cząstki subtelne, uzdrawiać fizyczne komórki i wszystko to dzieje się bez naszego logicznego rozumienia, a być może nawet wyraźnego odczuwania. Aczkolwiek to odczuwanie oczywiście istnieje, ale jest delikatne i może być nieuchwytne dla kogoś, kto nie wie nic na ten temat.

Język Światła porównuje się do pracy z energią Reiki. Kiedy robiąc zabieg przykładamy ręce do ciała, to energia płynie i działa na nas. Możemy odczuwać ciepło, błogość, wzrost wibracji, przyjemność. Może zniknąć ból czy inny dyskomfort. Jednak nie widzimy tej energii i nie zajmujemy się prowadzeniem jej poprzez ciało. Ona działa sobie po swojemu, a my po prostu poddajemy się temu procesowi.

Przy pracy z Językiem Światła jest podobnie  kiedy rozpoczyna się proces, wypełnia nas Światło. Piękne, miękkie, dobre, kochające Światło. Płynie ono z Najwyższego Źródła, aczkolwiek możemy taki przepływ otrzymać od różnych Istot z wyższych wymiarów  od Archaniołów, Mistrzów, Jednorożców. Światło to jest esencją miłości bezwarunkowej. Postrzegam je jako energię nazywaną przez niektórych nauczycieli Światłem Chrystusowym. Czysta miłość w najpiękniejszej postaci.

Przepływ tej silnej energii powoduje głębokie przemiany wewnątrz naszych ciał. Zachodzi proces dostrojenia do idealnej Boskiej Matrycy. Kody z Najwyższego Źródła zostają wprowadzone bezpośrednio do komórek i tam działają poza naszą świadomością. Niektórzy praktycy tej metody określają ją jako sposób komunikacji pomiędzy Najwyższym Źródłem a podświadomością, sposób, który całkowicie omija poziom mentalny człowieka.

Język Światła przybiera rozmaite formy. To mogą być dźwięki, obrazy, glify, gesty, ruchy, słowa w nieznanym języku. Wszystko jest przecież wibracją i Światło jako wibracja może wypełnić zarówno obraz, pismo, jak i dźwięk czy ruch ciała. To zazwyczaj jest spontaniczne. Praktyk Języka Światła jest zwykle w procesie channelingu i po prostu przekazuje to, co płynie przez niego. Czasem to bardzo spektakularne, a czasem delikatne i subtelne, jak Światło wypływające z obrazu lub słońce migoczące na powierzchni wody.

My jednak szukamy rozumienia tego, co zachodzi w takim procesie, taka ludzka natura. Stąd też pojawiają się rozmaite interpretacje glifów, gestów i kształtów. Tymczasem warto pamiętać, że raczej nie ma tu stałych znaczeń. Każdy człowiek może inaczej odbierać i rozumieć dany symbol, kolor obraz czy ruch. I to jest w porządku, ponieważ ta metoda nie wymaga udziału naszych myśli i wsparcia z tej strony. Możemy nie wierzyć i nie rozumieć, a i tak się dzieje. Natomiast na pewno potrzebna jest otwartość  zgodnie z zasadą wolnej woli człowieka.

Uważam, że gotowość na przyjęcie Języka Światła pojawia się wtedy, kiedy najważniejsze lekcje duszy zostały odrobione i zrozumiane. Choroby i inne problemy to z reguły informacja dla człowieka, by zmienił pogląd, wybaczył komuś, zaakceptował coś, odpuścił coś, zaufał, pokochał siebie. Kiedy choćby na poziomie mentalnym to rozumie i podejmuje proces, praca z Językiem Światła może mu pomóc w urzeczywistnieniu.

Dopóki buntujemy się przeciw oczywistym duchowym prawom, takim jak na przykład kochanie samego siebie czy wybaczanie innym, nie jesteśmy w istocie gotowi na żaden uzdrawiający proces. Uzdrowienie ciała zawsze będzie tymczasowe, ponieważ nieharmonijne poglądy (brak miłości do siebie zawsze jest niezgodny z harmonią wszechświata) będą na nowo odtwarzać stare schematy. Także w ciele.

Język Światła działa na poziomie naszego DNA i co ważne dla nas  może uzdrawiać pamięć komórkową. Wielu z nas przerobiło już swoje lekcje, zrozumiało to wszystko, co miało zrozumieć, ale nadal możemy mieć w swoim polu energetycznym rozmaite blokady z poprzednich wcieleń, które zniekształcają nasze wibracje i powodują dyskomfort. Język Światła może to oczyścić poza naszą świadomością, ponieważ udział logiki nie ma tu znaczenia. Przecież i tak nie pamiętamy innych wcieleń.

Ogólnie jednak coraz więcej ludzi wie i rozumie, na czym polega duchowe wzrastanie, dlatego też takie metody jak Kroniki Akaszy czy Język Światła stają się coraz bardziej dostępne. Nie trzeba być wybrańcem, każdy może z takich metod korzystać, jeśli tylko chce i potrafi. Jak zawsze  są ludzie, którzy urodzili się z darem dostępu do Akaszy czy Języka Światła. Tak jak rodzą się ludzie z talentem artystycznym czy poetyckim. Ale wielu innych może się tego nauczyć pracując cierpliwie. Jesteśmy jednak różni. Nie wszyscy musimy zajmować się tym samym.

 Bogusława M. Andrzejewska