Konflikt to nieodłączna część relacji. Ważne, by umieć ze sobą rozmawiać i pokazywać to, co ważne dla nas. A także to, co jest dla nas zupełnie nie do przyjęcia, czego sobie nie życzymy. Czasem dramat rodzi się z błahostek. Komunikacja zatem to podstawa. Kiedyś moja bardzo dobra – jak sądziłam – znajoma wyrzuciła mnie ze znajomych na FB. Ponieważ uznałam, że to psikus facebooka, napisałam do niej z pytaniem, co też się stało. Odpowiedziała, że napisze później, po czym zablokowała mnie, aby nie musiała ze mną rozmawiać. Po wielu latach bliskości, kiedy przegadałyśmy ze sobą miliony godzin, nie miała odwagi, by zwyczajnie mi nabluzgać za coś, co jej się nie podoba. Do dzisiaj nie wiem, o co poszło, poza tym, że inna nieprzyjazna mi osoba bardzo mnie w jej oczach oczerniła. Ale nie o braku komunikacji chciałam Wam napisać, lecz o pewnej prawidłowości, którą widzę.
Dzisiaj Facebook pokazał moje posty sprzed lat, a w nich między innymi moje własne peany na temat pewnej „uzdrowicielki”, która mieniła się być moją przyjaciółką. Bardzo ją wspierałam i promowałam do tego stopnia, że inne osoby zwracały mi na to uwagę. Obraziła się na mnie zupełnie nieoczekiwanie, do dzisiaj nie wiem dlaczego. Kiedy ustawiłam w rządku wszystkie osoby, które w moim życiu bez żadnego powodu, bez żadnej kłótni po prostu wywalały mnie ze znajomych, okazuje się, że za każdym razem były to dziewczyny, którym bardzo pomagałam. Promowałam je, polecałam, posyłałam do nich moich klientów.
A w epoce „przed internetem” utrzymywałam z własnych skromnych dochodów. Wiele lat temu „przyjaciółka”, której dawałam dach nad głową i jedzenie zwyczajnie mnie okradła. Potem inna znajoma, która mieszkała tygodniami u mnie, bo nie miała na chleb, której co rano podawałam kawę do łóżka i rozpieszczałam na wszystkie możliwe sposoby, obraziła się z powodu zwykłego nieporozumienia. Nie dała się przeprosić i wylała na mnie tyle pomyj, że wszystkie morza podniosły swój poziom co najmniej o metr. Taki miałam wtedy wzorzec, to oczywiście moja lekcja. Ale też cenne spostrzeżenie dla Was: jak ktoś chce psa uderzyć, to sam kij wystruga. Nie zapominajcie o tym. Bycie dobrym dla innych nie wystarcza. Trzeba też kochać siebie.
Co ciekawe – mi też różne osoby niosły bezcenne wsparcie w trudnych sytuacjach. Wszystkie są ze mną w dobrych stosunkach do dzisiaj. Natomiast te, którym dawałam z siebie bardzo dużo, poobrażały się na mnie, kiedy już zapełniły swoje worki i skrzynie dzięki mojej pomocy. Pokazuję tutaj bardzo ważny wzorzec zaburzenia równowagi pomiędzy dawaniem i braniem. W swojej nadopiekuńczości dawałam za dużo i nie zauważałam, że niektórzy nie umieją przyjmować bez poczucia winy. A poczucie winy rodzi agresję. Kiedy jesteśmy zbyt dobrzy, by nam w oczy coś zarzucić, wymyśla się jakieś powody z sufitu i oczernia poza plecami.
Domyślam się, że nie jestem żadnym wyjątkiem. Wielu z Was doświadczyło za swoją życzliwość niewdzięcznego potraktowania. Mnie dzisiaj zaskoczyło odkrycie, że ten wzorzec dotyczy niemal wszystkich, którzy z własnej woli odsunęli się ode mnie i traktują mnie jak wroga. Staram się rozumieć innych i dobrze ich traktować, choć pewnie nie zawsze mi się udaje. Święta z całą pewnością nie jestem. Cierpliwie szukałam więc przyczyny, która jest we mnie zapalnikiem. Okazało się, że najczęściej wkurzam ludzi, których wspieram. Wspomnianą wyżej „uzdrowicielkę” polecałam w dobrej wierze moim klientkom. Ktoś kiedyś powiedział mi, że powinnam sama wykonywać określone procesy, bo potrafię. Tak, umiałam, ale ja spokojnie wiązałam koniec z końcem, a mojej zaprzyjaźnionej „uzdrowicielce” było wtedy ciężko. Podobnie było z kilkoma innymi osobami, które bezinteresownie promowałam u siebie. Finalnie zablokowały mnie, chociaż uczciwie przyznaję, że nigdy nie doszło do żadnej wymiany zdań, do żadnego sporu.
Piszę o tym ku przestrodze. Życie pokazuje, że powinniśmy zawsze stawiać siebie na pierwszym miejscu. Czasem myślę też, że wszechświat utarł mi nosa nie tylko za nadmiar w dawaniu, nie tylko za brak wiary w siebie, nie tylko za większą troskę o innych niż dbałość o własny interes, ale także za to, że chciałam za innych rozwiązywać ich problemy. Nadopiekuńczość. Branie odpowiedzialności za cudzy los. Potrzeba naprawiania świata. Tak – taka byłam. A ludzie mają sami nad sobą pracować. Nasza pomoc nie może ich wyręczać.
Zaczęłam od podniesienia poczucia własnej wartości i zwiększenia wiary w siebie. Od kilku lat stawiam siebie na pierwszym miejscu i nie angażuję się w rozwiązywanie problemów innych osób. Mam troje sprawdzonych przyjaciół i nie pozwalam sobie na zaufanie ludziom, którzy zwyczajnie potrzebują mojej energii dla siebie. Ciężka nauka dla Starej Duszy, która chciałaby zbawić każdego. Ale bardzo cenna. Dzielę się z Wami, abyście czasem ugryźli się w rękę, zanim oddacie całych siebie ludziom, którzy na to nie zasługują.
Klientów za to mam wspaniałych. Przychodzą do mnie cudowni ludzie i nadal jestem zachwycona pracą, którą wykonuję. W tym obszarze energia działa u mnie idealnie. Przyciągam same świetliste, mądre dusze. Myślę, że działa tutaj wymiana energetyczna. Konflikty pojawiały się zawsze wtedy, kiedy przesunęłam granice i pozwalałam sobie na bliskość z kimś, kto deklarował przyjaźń. Zwykle zaczynało się to od prezentu albo jakiegoś „bezinteresownego” działania na moją rzecz. A jak już mnie oswojono, to taki „przyjaciel” czerpał bez końca. Rósł z moim wsparciem, a kiedy stawał się silny, pozbywał się mnie ze swojej przestrzeni.
To oczywiście mój wzorzec. Nie obwiniam żadnego „pasożyta” za to, że najadł się mojej energii i teraz mnie oczernia. Sama na to pozwoliłam. Rozumiem też, że obgadywanie mnie za plecami daje mu poczucie bezpieczeństwa. Nie jest mi też przykro, że niektórzy ludzie wierzą jemu, a nie mnie. To pozytywne, bo automatycznie następuję selekcja. Ktoś, kto mnie szanuje i ceni, nie uwierzy osobie, która o mnie plotkuje. Koń jaki jest, każdy widzi. Kto rezonuje z plotkarzem nie będzie dla mnie dobrym towarzystwem. A szczerze mówiąc – nie słyszę już od dawna żadnych plotek o sobie, żyję więc w spokoju.
Mam nadzieję, że ten energetyczny mechanizm jest dla Was czytelny. Nie poddawajcie się nadmiernemu współczuciu tylko dlatego, że możecie komuś pomóc. Twórzcie zawsze wymianę energetyczną, kiedy kogoś wspieracie. Człowiek to jedyna istota bez zahamowań gryząca rękę, która ją karmi. Zwierzęciem w takiej sytuacji może kierować lęk, bo nie wie czy za miską nie kryje się nóż albo siatka czy sznur. Człowiek doskonale wie, co robi i zwyczajnie lubi niszczyć tych, którzy lśnią mocniej niż on sam. Jeśli dzielicie się z kimś, bo macie czegoś więcej, to nie zapominajcie, że ta osoba Wam zazdrości. Zamiast wdzięczności może odczuwać złość, ze Wy macie, a ona nie. Stąd prosta droga do konfliktu, na który niczym nie zasłużyliście.
Bogusława M. Andrzejewska