Niewierność

Niedawno przeczytałam wypowiedź na temat zdrady, bardzo autorytarną i nie dopuszczającą sprzeciwu. Mówiła o tym, że ktoś kto naprawdę kocha, nigdy nie zdradza, a ten kto zdradza jest… Wiadomo. Moim zdaniem obnażyła nie tylko ignorancję piszącego, ale też kompletny brak rozumienia drugiego człowieka. Jestem świadoma, że doświadczenie zdrady jest trudne i bolesne, ale wiele spraw przysparza nam cierpienia i dzieją się one nie po to, by piętnować innych, ale by uczyć się kochać siebie, stawiać granice, a czasem by wybaczać. By umieć sobie zadać pytanie: czy umiem kochać naprawdę?

Autorem tekstu był mężczyzna i – co zrozumiałe – jego wypowiedź wzbudziła zachwyt u czytających pań. Napisał przecież, że kochanie wyklucza zdradę. Jakże to pięknie brzmi… Można się rozpłynąć z zachwytu, ale życie temu zaprzecza. Zacznę jednak od tego, że jak wszystkie zachwycone panie, chciałabym, abyśmy nigdy nie doświadczali zdrady. W żadnej postaci. Ogólnie zdrada jest oczywistą nieuczciwością wobec partnera i nie zamierzam z tym dyskutować. Mogę nawet gorąco zaapelować do wszystkich: nie zdradzajmy siebie. Bądźmy sobie wierni. A zanim pójdziemy do łóżka z kimś innym niż nasz partner/partnerka, rozstańmy się i uczciwie zakończmy związek.

Jeśli jednak do zdrady dochodzi, nie zawsze brakuje tam miłości. Czasem przyczyną jest zagubienie. Albo całkowita rezygnacja ze szczęścia i zastąpienie go poddaniem się. Albo paniczny lęk przed tym, że nie sprosta się wymaganiom żony, że się jej nie uszczęśliwi. Jakkolwiek ucieczka do łóżka kochanki jest jednym z najgorszych wyborów, nie zawsze oznacza tylko szukanie przyjemności. Czasem jest nawet tak absurdalna, jak zabezpieczanie tyłów.

Warto dać sobie chwilę refleksji, zamiast potępiać ludzi i pisać bzdury. Dla mnie prawdziwa miłość to ta, która wybacza, która jest dobra także w chwili naszej słabości, a nie ta, która jest zimna, ale wierna. Wolę namiętnego i czułego męża, który mnie wspiera, podziwia, przytula, pomaga mi, jest przy mnie wtedy, kiedy potrzebuję – nawet jeśli zdarzy mu się skok w bok. Wolę go niż wiernego, ale surowego, zimnego, upartego, niedostępnego emocjonalnie i patrzącego na mnie z wyższością patriarchalnego faceta. To mój wybór. Możecie wybierać inaczej.

Trzeba zadać sobie pytanie, dlaczego doszło do zdrady? Pomijam w tych rozważaniach wszystkich „bawidamków” i seksoholików, którzy traktują intymność jak zabawę, a kobietę jak przedmiot uwalniający napięcie. Tacy też są. Ale dzisiaj nie o nich, tylko o dobrych mężach i ojcach, którym nagle „odbija” i skaczą gdzieś na bok w poszukiwaniu pieczonego lodu. Po co i dlaczego? Od tego należy zacząć, a nie od potępiania i wsadzania wszystkich do jednego worka.

Przyczyn męskiej zdrady jest pewnie tyle, ilu zdradzających panów. Ale parę z nich wymaga zastanowienia. Często w związku dochodzi do silnego kryzysu – z powodu dzieci, choroby, braków finansowych i innych zewnętrznych powodów. Kobieta stara się to naprawiać, bo kobieta udoskonala to, co ma. Mężczyzna najczęściej uznaje, że związek się zakończył i szuka ucieczki oraz potwierdzenia w łóżku z inną kobietą. W większości wypadków okazuje się, że ta inna kobieta niczego nie naprawia, wtedy „zdrajca” wraca do żony. Żona nie musi go przyjmować, może wystawić mu walizki za drzwi. Czasem jednak żona kocha na tyle, że zgadza się na wspólne szukanie wyjścia z kryzysu. Zostaje wtedy nagrodzona prawdziwą dozgonną miłością.

Piękny przykład, który chciałam tutaj pokazać to dwoje ludzi po przejściach i po rozwodach. Oboje z dziećmi z poprzednich związków. Zamieszkali razem. Po trzech latach on zdradził partnerkę z inną. Przyszli do mnie, ponieważ ona dała mu szansę na powrót, a sobie na zrozumienie wszystkiego. Po wspólnej terapii wrócili do siebie. Po dwóch latach wzięli ślub i są razem do dzisiaj. Są szczęśliwi. To już ponad 15 lat. Zdrada nigdy się nie powtórzyła. Była po prostu reakcją mężczyzny na kryzys w nowym związku, budowanym na zgliszczach i problemach ze starych małżeństw. Takich przykładów znam setki.

Oczywiście zawsze mamy wybór. Ktoś może powiedzieć: „nie chcę żyć z kimś, kto mnie zdradził”. Jasne, można i tak. Ale prawdziwa miłość otwiera się na rozumienie. Opisany przykład udowadnia, że autorytarna wypowiedź napuszonego pana mija się z prawdą. Mój klient kochał swoją partnerkę (późniejszą żonę), tylko musiał nauczyć się rozumienia samego siebie oraz odpowiedzialności wobec kobiety. Musiał nauczyć się rozwiązywać problemy, zamiast uciekać. Gdyby kobieta wyrzuciła go za drzwi, żadne z nich nie doświadczyłoby prawdziwej miłości. Ona kochała i wierzyła, że on też ją kocha, tylko się pogubił jak dziecko. Po trudnych związkach jesteśmy często „połamani”, dlatego popełniamy błędy.

Nie każda zdrada jest wyrazem seksoholizmu czy jakiejś patologii. Natomiast zwykle pokazuje, że w związku coś zgrzyta, coś nie gra. Czasem dopiero noce spędzone w łóżku innej kobiety pokazują mężczyźnie, że problem nie jest w żonie (partnerce), tylko w czymś zupełnie innym. Mężczyzna może uciekać do kochanki przed jakąś trudnością, bo wiąże ją ze swoim związkiem. A trudność go dogania i pokazuje prawdę. Czasem naprawdę warto poczekać, aż mężczyzna tę prawdę ogarnie, choćby robił to w cudzej pościeli. Staje się potem najlepszym i najczulszym mężem, wartym tej ceny.

Rzecz nie w tym, by wybaczać każdą zdradę, bo może być tylko wyrazem egoizmu i nieodpowiedzialnej zabawy. Rzecz nie w tym, by stawać się terapeutką dla partnera, bo to się rzadko udaje. Rzecz w tym, by sprawdzić, co zdrada oznacza. Może być krzykiem rozpaczy kogoś, kto nie potrafi sobie poradzić z sytuacją albo własnymi kompleksami. Ale nie przestał kochać, tylko ucieka na oślep przed prawdziwym uczuciem. Kobieta, która kocha, nie zawaha się tego sprawdzić, zanim podejmie decyzję i ustali, czy taki związek będzie dobry dla niej, czy lepiej wyrzucić wiarołomcę za drzwi.

Bywa różnie. Czasem zdrada jest tylko zabawą i trzeba asertywnie podziękować partnerowi za wspólny czas. Bywa i tak, że zdradzanie jest drugą naturą kogoś, kto nie liczy się z cudzymi uczuciami. To też łatwo dostrzec. Ale można też odkryć zupełnie inną przyczynę. Warto wtedy dać swojemu związkowi szansę i po terapii zacząć od nowa. Praktyka pokazuje, że takie związki są potem wyjątkowo mocne i dobre. Jednak nie każda kobieta udźwignie zdradę i nie każda sięgnie po prawdziwą miłość. Czasem najłatwiej wystawić walizki za drzwi i do końca życia przeklinać wiarołomnego pana.

Każdy powinien sam o tym zdecydować. Budowanie od nowa relacji i zaufania nie jest wcale łatwe. I chociaż owocuje pięknym dojrzałym związkiem, wymaga cierpliwości i dobrego kochającego serca. Jeśli wchodzimy w związek dla siebie, by nas podziwiano i zabawiano albo gdy mamy niskie poczucie wartości, nie będziemy umieć wybaczyć. Wybaczenie wymaga nie tylko dojrzałości i mądrości, wymaga też wysokiej samooceny, umiejętności zrozumienia, że nikt nas nie skrzywdził. To wysoka półka rozwoju.

Bogusława M. Andrzejewska

Podświadomość

Czasem w ludzkim doświadczeniu pojawiają się takie sytuacje, kiedy pomimo dobrych intencji i szczerej chęci nie udaje się Wam zrobić tego, czego bardzo chcecie. Staracie się bardzo, wkładacie w to mnóstwo energii i wysiłku, wiecie, że to jest słuszne, a pomimo tego z każdej strony napotykacie opór. Jedni z Was tupią wtedy nogami, inni mówią: „widocznie to nie jest dobre, pewnie się mylę”. Tymczasem prawda jest taka, że czasem nie umiecie udrożnić przepływu energii poprzez blokadę umiejscowioną w podświadomości.

Podświadomość potrafi zablokować każde działanie. Nie ma dla niej znaczenia, czy coś jest słuszne czy nie, ponieważ kieruje się wówczas własnym lękiem. Podświadomość, jak sama nazwa wskazuje, nie ma połączenia ze świadomością, dlatego nie rozumiecie i nie dostrzegacie tych blokad, tego lęku. Bardzo ważne jest, aby nauczyć się rozpoznawać, co jest właściwe, a kiedy wszechświat daje Wam znak, by czegoś zaniechać. Bo czasem to zaniechanie wcale nie jest potrzebne. Wtedy trzeba zaufać sobie i odblokować wszystko to, co utrudnia realizację jakiegoś wartościowego zamierzenia.

W jakimś momencie odzyskacie przekonanie, że Wasza decyzja jest słuszna i przedsięwzięcie jest właściwe i wartościowe, wówczas sięgnijcie do zasobów podświadomości, by rozpoznać ukryte lęki, ukryty opór, który nie pozwala doprowadzić do końca podjętego działania, który nie pozwala Wam osiągnąć sukcesu. Do podświadomości można dotrzeć na wiele sposobów, łącząc się z nią poprzez miłość, czułość i ciepło.

Podświadomość to malutkie dziecko, które potrzebuje uwagi i przytulenia. Najłatwiej dotrzeć przez zabawę, np. przez malowanie. Możecie wspólnie namalować obraz, prosząc ją, by pokazała Wam, czego się boi i dlaczego utrudnia osiągnięcie wybranego celu. Można oczywiście pracować też z afirmacjami, z uwagą wypisując to, co pojawia się w umyśle. Te wszystkie dziwne myśli będą informacją płynącą z podświadomości. Pokażą jej ukryte lęki, jej ukryte przekonania, które właśnie w tym czasie blokują realizację tego, co chcieliście zrobić. Jest wiele sposobów pracy z podświadomością. Za każdym razem jednak warto dotrzeć do niej poprzez rozumienie, łagodność, cierpliwość, delikatność.

Temat o tyle istotny, że często rezygnujecie z pewnych ciekawych przedsięwzięć tylko dlatego, że dochodzicie do wniosku, że to nie jest potrzebne, że trzeba się poddać, że trzeba zrezygnować, że to jest niewłaściwe. Bywa i tak, że dany projekt jest dla Was pewnym wysiłkiem. Bywa decyzją, w wyniku której poświęcacie coś innego, rezygnujecie z czegoś. Wówczas nieco podstępne działanie podświadomości jest Wam na rękę. Mówicie sobie: „wiedziałem, że to nie jest dla mnie dobre”.

Podświadomość często się myli, ponieważ jest tylko zalęknionym dzieckiem, zalęknioną podosobowością w Was. Warto się nauczyć podążania za swoim sercem. Warto kłaść dłoń na sercu i odkrywać najlepszą dla siebie drogę. Warto ufać swojemu sercu, swoim Przewodnikom, swoim Aniołom. Warto ufać temu, co pokazuje najlepsze rozwiązania i projekty. Jeśli potem pojawiają się przeszkody, jeśli piętrzą się jedna za drugą, to znaczy, że lęk ukryty w podświadomości jest o wiele silniejszy niż Wasze decyzje. To można uzdrowić i pokonać.

(spisała Bo Andrzejewska – luty 2023)

Zapisy

To co ważne dla ludzi teraz, to dostrzegać piękno świata pomiędzy wszystkimi trudnymi doświadczeniami. Czasy są specyficzne, zarówno piękne, jak i wymagające. W tym okresie, kiedy energia bardzo mocno wzrasta, ludzie oczyszczają swoje rozmaite tematy. Wychodzą resztki dawnych spraw. Pojawiają się różne przepracowania i wyzwania, które mogą zaskakiwać ludzi pewną powtarzalnością. I to, na co chcielibyśmy dzisiaj zwrócić uwagę, to ten fakt, aby nie przejmować się powracającymi starymi tematami.

Kiedy na nowo pokazują się lekcje sprzed wielu lat człowiek dochodzi do wniosku, że cała praca nad sobą poszła na marne, że wszystko co do tej pory zrobił w obszarze swojego rozwoju nie przyniosło oczekiwanego efektu, skoro ponownie mierzy się z tym samym tematem. W rzeczywistości jest to tylko układanka energetyczna. Gdy wibracje rosną bardzo mocno, kiedy zmienia się gęstość energetycznego ciała człowieka, wyczyszczają się również resztki starych zapisów. Jest to pełny reset tego wewnętrznego energetycznego komputera połączonego pamięcią z poprzednimi wcieleniami.

Warto uświadomić sobie, że w obecnym czasie karma zaczyna wygasać. Wygasają więc również wszystkie stare zapisy. Czasem wymagają one aktywnego oczyszczenia poprzez rozmaite techniki, w tym także poprzez wejście w Kroniki Akaszy i prace z Mistrzami i Nauczycielami. To oczyszczenie starych zapisów pozwala na nowo tworzyć energetyczne świetlne struktury. Takie struktury, w których nie gromadzą się już negatywne wzorce.

Natomiast cały ten proces owocuje tym, że w ludzkim doświadczeniu pojawiają się wspomnienia starych przeżyć. Warto pamiętać, że jest to tylko echo tego, co było. Należy przyjąć ze spokojem wszystkie emocje i skojarzenia, które się wtedy pojawiają. Warto głęboko oddychać, ponieważ głęboki oddech pozwala usuwać te stare zapisy jeszcze szybciej i efektywniej. Warto ze spokojem przyjmować to, co się pojawia, rozumiejąc, że to nie oznacza, że trzeba całą pracę zaczynać od początku. Jest to tylko wyczyszczanie resztek zapisów.

To co ważne, to podnosić swoje wibracje, być świadomym, że w wysokiej energii te zapisy szybciej gasną, szybciej się oczyszczają. Kiedy człowiek świadomie zaakceptuje pojawiające się echa dawnych wspomnień i jednocześnie ze spokojem zajmuje się pracą i ćwiczeniem podnoszącym jego energetykę, wówczas zmieniają się te emocje, wyciszają się, wygasają, problem znika. Jeśli człowiek czuje się przeciążony pojawiającymi się tematami, może wykorzystać oczyszczanie za pomocą złoto fioletowego płomienia lub jakąkolwiek inną metodę. Można w tym czasie pracować z energią ukierunkowując intencje na objawy, czyli na szybki powrót do dobrego samopoczucia, czyli na wygaszenie niekorzystnych emocji i myśli, niekorzystnych wzorców.

To wszystko, co teraz się dzieje, może prowadzić do poczucia zagubienia i niepewności, a nawet do zwątpienia w sens rozmaitych działań i duchowej pracy. Ale w istocie to właśnie ta duchowa praca pozwala pozbyć się negatywnych wzorców i przejść na zupełnie inny poziom funkcjonowania.  Rozpoczyna się inna era, nie tylko w teorii, ale i w praktyce. Przynosi ze sobą zupełnie nowe, nieznane dotąd doświadczenia. Dlatego właśnie bardzo ważną jakością wydaje się w tym czasie zaufanie i powierzenie tego, co się wydarza Najwyższemu Źródłu.

(spisała Bo Andrzejewska – luty 2023)

Uznanie błędu

Jestem Starą Duszą i wiele rozumiem. Mam jednak w sobie też wzorzec duchowego nauczyciela, który nade wszystko domaga się od siebie i innych odrobienia lekcji. Nie miewam problemu z wybaczaniem, ale czasem – pisałam już też o tym kiedyś – oczekuję, że człowiek, który wyrządził zło, zauważy swój błąd. Bo w istocie po to właśnie dzieją się trudne rzeczy, aby czegoś się nauczyć, a przy odrobinie szczęścia coś urzeczywistnić. Zakotwiczyć w sobie pozytywne jakości.

Od razu dodam – nie oczekuję od złoczyńcy kajania się, przepraszania i bicia w piersi. Może i skrucha jest cenna, ale najczęściej do nieciekawych czynów popychają ludzi rozmaite życiowe problemy i wzorce. Jeśli ktoś kradnie z głodu, to wolałabym go nakarmić i dać mu możliwość zarobienia pieniędzy, niż karać lub oczekiwać przeprosin. Na życiowych zakrętach trudno zostać ideałem. Potrafię to zauważyć. I mam w sobie wiele wyrozumiałości.

Ale to, co dla mnie ważne, to uznanie przez takiego człowieka, że popełnił błąd. Ważne, by zrozumiał: „kraść nie należy, to niewłaściwe, więcej tak nie zrobię”. Nie warto przy tym wchodzić w poczucie winy, bo to niczemu nie służy. Im więcej tego poczucia winy w człowieku, tym trudniej mu podnieść samoocenę na tyle wysoko, aby mądrze poukładać swoje życie. Wstyd zapętla człowieka w kolejnych aktach niegodnych działań i wpycha w niskie wibracje smutku, żalu, a często także agresji.

Dlatego właśnie piszę tu o uznaniu, czyli uświadomieniu sobie, że skomplikowana sytuacja życiowa lub trudne emocje skierowały nas w niewłaściwą stronę i zrobiliśmy coś złego, czego robić nie należy. To uznanie prawdy jest dla nas ogromnie ważne, ponieważ pozwala uzdrowić wewnętrzne rany. Człowiek, który zauważy, że postąpił źle, szuka w sobie przyczyny. Często okazuje się, że sam był stale okradany lub poniżany. Takie odkrycie otwiera możliwość uzdrowienia swojego życia. Pamiętajmy, że człowiek kochany i szczęśliwy nikogo nie krzywdzi. Jeśli ktoś jest okrutny i zachowuje się egoistycznie i podle, to na sto procent doświadczył wcześniej bólu i cierpienia. Najprawdopodobniej w dzieciństwie. Te wzorce aż krzyczą o to, by je uleczyć i móc doświadczać życia z radością.

To takie oczywiste, że zadziwia mnie niezmiennie, z jaką łatwością ludzie odwracają kota ogonem, aby tylko nie przyznać się do popełnionego błędu. Często wszechświat dodatkowo próbuje pokazać, co jest do zrobienia i uderza złoczyńcę boleśnie po plecach, aby ten zatrzymał się i powiedział wreszcie: „źle zrobiłem, tak nie należy postępować”. Ale złoczyńca jakby na przekór zdrowemu rozsądkowi mówi: „o, jaki ten świat zły, ja jestem taki dobry i taki biedny”.

Wyobraźcie sobie sytuację, w której złodziej włamuje się do Waszego domu, aby Was okraść i stając nieostrożnie na schodach, przewraca się i łamie nogę. Świadomy człowiek powiedziałby: „nie należało się włamywać, to znak i ostrzeżenie od wszechświata (Boga, Anioła Stróża)”. Ale który złodziej jest świadomy? Zwykle słyszymy od złodzieja: „to ty jesteś zły, to ty podstępnie wybudowałeś schody i naraziłeś mnie na złamanie nogi”. To jest nagminne. Ludzie nie umieją uznać swojego błędu, obwiniając wszystkich dookoła i odwracając uwagę od swoich czynów.

Jak wspomniałam – rzecz nie w kajaniu się. Rzecz w tym, że kiedy wypieramy się niewłaściwego działania, wypieramy się swojego wzorca i odcinamy od całego uzdrawiającego procesu. Jeśli uważamy, że jesteśmy w porządku, chociaż niesiemy w plecaku zabrane innym pieniądze i kosztowności, to nie dajemy sobie żadnej szansy na zmianę losu. To tak, jakby udawać, że się nie widzi krwawiącej na stopie rany, a z każdym krokiem rana jątrzy coraz bardziej. Dostaje się do niej brud, piasek, błoto i rozpoczyna się zakażenie.

Dlatego poruszam ten temat. Nie po to, by ludzie ze wstydem bili się w piersi i czuli źle sami ze sobą. Ale po to, by każdy mógł ze spokojem wypisać na kartce wszystkie swoje podłe zachowania wobec innych, a następnie – po pierwsze wybaczyć je sobie, dając samemu sobie prawo do błędów i po drugie: znaleźć przyczynę takiego zachowania. Ta przyczyna to rana, która prosi o uleczenie. Odnalezienie jej i zmiana wzorca na pozytywny zmienia życie na lepsze.

Przykład złodzieja jest czytelny, ale daleki od naszych realiów. Podam zatem jeszcze inny, częściej spotykany. Obserwowałam jako nastolatka taką dziwną sytuację. Moja znajoma, bardzo pospolitej urody dziewczyna, zaatakowała publicznie inną naszą koleżankę – ładną i lubianą. Byłam świadkiem sytuacji, kiedy na jakimś wyjeździe klasowym ta „brzydka” osoba głośno przy nas wszystkich mówiła z pretensją do „ładnej”: „kompletnie nie rozumiem, co chłopcy w tobie widzą, wcale nie jesteś ładna, jesteś przeciętna, nie masz wcale piersi i nogi masz byle jakie”. Rozżalony krzyk zazdrości, nic odkrywczego.

Ale sensem jest tutaj zrozumienie, skąd wzięła się ta pełna pogardy przemowa. „Brzydka” dziewczyna powinna uznać, że to zachowanie nie było w porządku. Tylko wtedy odkryje także, że problemem w jej życiu nie są ładne koleżanki, tylko wzorce, które w sobie nosi. Zapewne w dzieciństwie słyszała od rodziców lub innych dzieci, że jest nieciekawa. Niskie poczucie wartości zrodziło żal i zazdrość. A wystarczy podnieść samoocenę, pokochać siebie i stajemy się atrakcyjne dla innych i lubiane. Proste, ale tylko wtedy, kiedy zobaczymy, że nasze reakcje i zaczepki są niewłaściwe.

A co, jeśli taka osoba nie widzi u siebie problemu? A co, jeśli inni jej przytakną i utwierdzą w przekonaniu, że rzeczywiście tamta „ładna” jest w istocie nieciekawa, wstrętna i zarozumiała i zupełnie nie wiadomo, co chłopcy w niej widzą? „Brzydka” dziewczyna może wmawiać sobie całe życie, że nie ma żadnego problemu, że to wszechświat jest niesprawiedliwy, a bezczelne ładne kobiety wykorzystują sytuacje i podstępnie uwodzą mężczyzn. Okłamywanie samej siebie nic dobrego nie przyniesie niestety. Ale przecież łatwiej wmawiać sobie, że mamy rację, niż uznać, że popełniło się błąd i zaatakowało niewinną koleżankę. Zaklęty krąg, który często widzę wśród całkiem dorosłych osób. Wiele zachowań dojrzałych pań niczym nie różni się od tamtej historii wśród nastolatek. Tymczasem w ten sposób strzelamy sobie sami w stopę, bo nieumiejętność uznania swojego błędu zwraca się finalnie przeciwko nam.

Przy okazji zauważcie proszę podwójne lustro tej sytuacji. „Ładna” dziewczyna, która została publicznie zaatakowana, także nie miała wysokiej samooceny. Kiedy doceniamy siebie, szanujemy i kochamy siebie, takie rzeczy się nie zdarzają. Zazdrosna oponentka będzie mamrotała pod nosem inwektywy, ale nie zaatakuje i nie ośmieszy publicznie. W opisanej sytuacji stanęły naprzeciw siebie dwie osoby z podobnym wzorcem niskiego poczucia wartości. U jednej był on trochę mniejszy, więc była przez nas lubiana i adorowana przez chłopców. Jednak ten atak pokazał jej, że nie kocha siebie wystarczająco. Coś tam zostało jeszcze do zrobienia.

Bogusława M. Andrzejewska