Współczucie w wybaczaniu

Wybaczanie jest proste tylko w teorii. W praktyce jest trudniejsze. O ile sama medytacja czy inny proces może być przyjemny i pozornie skuteczny, o tyle niechęć do osoby, która nas skrzywdziła może wracać jak czkawka. I bywa czasem tak, że w kółko powtarzamy medytacje, a złość na tamtą osobę trzyma się nas jak przyklejona. Warto wiedzieć, że czasem to tylko nawykowe działanie z podświadomości, która nie zna innego wzorca. Dlatego często polecam powtarzanie mantr, afirmacji czy kwantowych pytań, które zakodują w nas zupełni inne podejście do takiego trudnego tematu. Możecie mi wierzyć, bardzo łatwo uwolnić się od złości.

Na pewno nie można zmuszać się do kochania kogoś, kto zachował się podle. To nie zadziała. Zazwyczaj wprowadzanie pozytywnych wzorców w pewien sposób “wypycha” te negatywne i jest zwykle skuteczne. Jeśli zatem chcę uzdrowić niepunktualność czy nerwowość mogę kodować sobie ulubiony dekret, którego sens polega na “jestem punktualna” lub “jestem spokojny”. W sobie bowiem mamy wszystko, także spokój i punktualność. Afirmacja odwołuje się do aktywowania tych naszych cech, które w rzeczywistości istnieją. Nie można natomiast aktywować czegoś w drugiej osobie. I nie sposób sprawić, by tamta osoba zmieniła się energetycznie w stosunku do nas. Nie dosłownie.

Jest prosta modlitwa, która pomaga w zmianie myślenia na temat innego człowieka. Możemy prosić Najwyższe Źródło: “Proszę uwolnij mnie od tej części mnie, która mnie drażni, kiedy myślę o tej osobie (tu imię)“. Można także powtarzać piękny dekret: “Najwyższe Źródło jest w sercu każdego człowieka. Niech zamanifestuje się przede mną w najpiękniejszy sposób. Niech ta osoba (imię) przejawia wobec mnie wyłącznie Światło z Najwyższego Źródła”. W ten sposób uzdrawiamy zarówno siebie, jak i tę osobę. Modlitwa czy też powierzenie Bogu całego tematu jest jedynym sposobem, który wolno nam wykorzystać. Nie wolno nam przecież afirmować innego człowieka ani w jakikolwiek sposób wpływać na jego wolną wolę.

Jedną z największych przeszkód w wybaczaniu jest – jak wspomniałam w innym artykule – arogancja krzywdziciela, który nie widzi swojej winy w tym, co uczynił. Dostrzegam to w praktyce i ze zdziwieniem zatrzymuję się nad tym. Jestem bardzo tolerancyjna i z łatwością uwalniam wszystkie pretensje i żale, kiedy ktoś powie: “przepraszam”, czy choćby: “nie chciałem Cię zranić”. Jestem otwarta na pojednanie – zawsze i w każdym przypadku, cokolwiek by się nie zadziało. Można mnie kupić jednym życzliwym gestem, jednym uśmiechem. Sama przecież nie jestem idealna, popełniam błędy, poddaję się emocjom, daję więc sobie prawo do rozmaitych słabości. I daję to prawo innym. Nie oczekuję od ludzi świętości.

Oczekuję jednak świadomości, bo mam też w sobie duszę nauczyciela, który widzi energetykę. To bardzo źle dla człowieka nie poczuwać się do odpowiedzialności za wyrządzone zło. Dostrzegam ból i nędzę u ludzi, którzy krzywdzą innych, a potem zachowują się, jakby sami zostali skrzywdzeni. Takich ludzi jest wielu, ponieważ poczucie winy w większości przypadków zamienia się w agresję. Wstyd boli tak bardzo, że najłatwiej go wyprzeć, zaprzeczyć i wmówić sobie samemu, że się jest ofiarą podłości tego, którego się skrzywdziło. Tymczasem życie w zakłamaniu jest strzelaniem sobie w stopę, ponieważ to tak, jakby na samego siebie nałożyć klątwę. Wypieranie się podłości, jaką się zrobiło innej osobie, nie sprawi, że ofiara weźmie na siebie energetyczną odpłatę. Karma naprawdę wraca i widzę wyraźnie jak wraca. Żal mi takich ludzi i ten żal sprawia, że łatwiej im wybaczyć.

Warto pamiętać, że ludzie szczęśliwi nie krzywdzą innych. To jedna z najważniejszych prawd na Ziemi. Kiedy ktoś nas rani, chociaż niczym sobie na to nie zasłużyliśmy, warto zadać sobie pytanie, kto skrzywdził tę osobę, że sieje zło na innych ludzi? Jakiej podłości doświadczyła, że rozdaje tę podłość innym? Jak większość z Was zostałam wiele lat temu bardzo skrzywdzona przez osobę, której zaufałam, wpuściłam do swojego domu i wspierałam z całego serca. Osoba ta nigdy nie poczuła się do tego, aby zwyczajnie przyznać, że postąpiła źle. I wiem, że nigdy tego nie zrobi. Ale wiem też, że życie jej nie oszczędzało, przez wiele lat płaciła za zło, które wyrządziła także innym osobom, nie tylko mnie. Dostrzegam w niej mnóstwo bólu, cierpienia i odrzucenia. Mogę jej tylko współczuć.

Ponieważ widzę energie, wiem doskonale, że od czasu do czasu myśli o mnie negatywnie. Czuję energie złorzeczeń, które mi wysyła i jej złość. Ale już nie pytam bezradnie: “ale za co, przecież to ty źle postąpiłaś, ty mnie skrzywdziłaś, a nie ja ciebie.” Ja wiem, ile bólu w sobie ta osoba niesie. Dlatego w takich chwilach błogosławię ją zdrowiem, spełnieniem marzeń, szczęśliwym życiem. Wprowadzam Światło tam, gdzie ona rozciąga mrok. I jestem jej wdzięczna za to, że swoim pełnym negatywności zachowaniem prowokuje mnie do jeszcze większego Dobra. To mój najlepszy nauczyciel, który sam siebie kładzie w ofierze dla mnie. Jak mogłabym jej nie wybaczyć?

I to, co chcę Wam pokazać: człowiek, który Was krzywdzi i udaje, że jest w porządku, jest najbiedniejszy ze wszystkich istot na Ziemi. Jest najbardziej nieszczęśliwy, ponieważ jest kompletnie nieświadomy. Jak osoba z pomieszaniem zmysłów. To straszna karma, bo nic nie można wówczas zrobić. Taka osoba za życia nie dotknie Boskości w sobie. Przejdzie swój los ślepa i głucha, zbierając mnóstwo negatywnych energii. Jej wybory będą dotykać koszmarem jej dzieci i wnuki. A Wy, chociaż doświadczyliście nawet największego cierpienia, odnajdujecie wolność, miłość i Światło. Jesteście wygrani. Bo po to tu jesteśmy na Ziemi – dla miłości, dla rozumienia, dla świadomości i wybaczenia. Ktoś kto tego nie chce i nie umie, umarł za życia. I choćby dlatego możecie ze współczuciem wybaczyć takiemu człowiekowi największą arogancję i największe zakłamanie.

Bogusława M. Andrzejewska

Dobre życzenia

Kontynuując rozważania o wybaczaniu, dzisiaj chcę Wam przypomnieć, że zawsze najlepiej wychodzimy na takiej sytuacji, w której życzymy dobrze każdemu, także temu, który nas zranił. Wiele osób nie zgodzi się ze mną – mam tego świadomość. Internet naszpikowany jest tekstami o pseudo asertywności i zachęcającymi, by z dumą odwracać się plecami do ludzi, którzy nas zdradzili, porzucili, oszukali. Nie namawiam do rzucania się im na szyję, ale z duchowego punktu widzenia najwięcej korzyści czerpiemy z tego stanu, w którym potrafimy takim osobom szczerze życzyć szczęścia, zdrowia i wszelkiego bogactwa.

Po pierwsze – nie ma autentycznego wybaczenia bez poczucia, że jesteśmy w stanie życzyć „wrogowi” jak najlepiej. Dopóki nie umiemy go szczerze pobłogosławić, to tylko bawimy się w wybaczanie i na poziomie energetycznym tkwi w nas szkodliwy węzeł, który w każdej chwili może uderzyć chorobą – jak wskazuje psychosomatyka. W Medytacji na Światło, która moim zdaniem jest najlepsza metodą wybaczania, istnieje zasada pobłogosławienia tego człowieka na koniec całego procesu. To, co wówczas czujemy, pokazuje nam, czy zrobiliśmy coś naprawdę, czy tylko nam się wydaje.

Warto to wypróbować, nawet bez samej medytacji. Można zwyczajnie wyobrazić sobie, że wrogowi wszystko sprzyja, że coś pięknego dostał albo awansował. Dopóki nie ma w nas zgody na szczęście kogoś, kto nas skrzywdził, jesteśmy ustawieni stale na pozycji “ofiary”. Taka pozycja jest szkodliwa przede wszystkim dla nas. Bycie w energii “ofiary” przyciąga do nas więcej pechowych, nieszczęśliwych sytuacji z różnych obszarów życia. To jak codzienne wstawanie “lewą nogą”. Ciągle coś tłuczemy, rozlewamy, psujemy. Stale ktoś nam sprzed nosa zabiera ostatni świeży chlebek albo zajmuje nam miejsce na parkingu. Przecież wybaczamy dla siebie, aby oczyścić swoją energię i wyjść z takiej niepomyślnej wibracji.

Warto o tym pamiętać, kiedy pomyślimy o tym, co nazywa się powszechnie sprawiedliwością. To najczęściej spotykany argument przeciwko opcji pozytywnych życzeń. Bo jak tu można życzyć dobra komuś, kto jest zły, wredny i czyni rzeczy bardzo negatywne? Na przykład złodziejowi, oszustowi czy kłamcy? Otóż można. Rzecz nie w tym, co się komu należy lub nie. Nie nam to oceniać. Każdy i tak otrzymuje to, co zaplanowała jego dusza. Rzecz natomiast w tym, by dbać o swoje wibracje i wypełniać się dobrem dla siebie i innych. Pozytywne słowa i dobre życzenia uzdrawiają nasze pole energetyczne. A o to przecież chodzi w tej całej zabawie – by uzdrowić siebie, a nie by pogłaskać po główce kogoś, kto nas zranił. Jeśli umiemy szczerze wyartykułować życzenia, to odpuściliśmy paskudną energię żalu i gniewu.

Myślę, że można nauczyć się uwalniać takie energie, które nam nie służą. Wszelkie trudności z wybaczeniem, to zwyczajne nawykowe poglądy. To stereotypowy podział na dobre i złe, czarne i białe. A świat jest wielowątkowy i nic nie jest jednoznaczne. Nawet kradzież. Nawet kłamstwo. Nawet oszustwo. Kiedy zadamy sobie trud, by wejść w buty innej osoby, może się okazać, że będąc na jej miejscu dokonalibyśmy podobnego wyboru. Nie wierzę osobom, które deklarują, że one nigdy by czegoś tam nie zrobiły. To tylko punkt widzenia. W innym wcieleniu robiły to samo bez oporu. Bo to standard – jeśli ktoś nas okradł, to w poprzednim wcieleniu my okradliśmy kogoś. Jeśli ktoś nas zdradził – to my zdradzaliśmy. Prawdę mówiąc każda dusza była w łańcuszku rozmaitych inkarnacji zarówno katem, jak i ofiarą. Udawanie świętości jest tylko pobożnym życzeniem.

I taka dygresja w temacie – nie mam problemu z rozumieniem złodziei, morderców, oszustów czy zdrajców, bo nie czuję się “świątobliwa”. Czuję się człowiekiem z krwi i kości. Jestem świadoma mocy moich emocji. Wycierpiałam w życiu tyle bólu, że niejednokrotnie chciałam umrzeć. Moje właściwe postępowanie jest wynikiem zarówno mojego wychowania przez dobrych ludzi, jak i efektem mojej pracy nad sobą. Nawyki można zmienić. Można wypracować w sobie zupełnie nowe podejście i pozytywne reagowanie na trudne sytuacje. Umysł jest plastyczny, poddaje się. We wczesnej młodości reagowałam gniewem, teraz reaguję rozumieniem. Ale cały czas pamiętam to, co przeżyłam i wiem, że z bólu można nawet zabić. Sztuka wzrastania polega na tym, by przetransformować swoje odczuwanie tak, by nie mieć potrzeby zabijania. By uwalniać ból miłością. Wiem, że nie każdy to potrafi, dlatego współczuję ludziom, którzy sieją zło. Są głęboko nieszczęśliwi, toteż z łatwością przychodzi mi życzyć im wszelkiego dobra, ukojenia, miłości, pokoju. Bo rozumiem, co czują i dlaczego robią to, co robią.

Po drugie – to, czego życzymy innym, zawsze życzymy sobie i projektujemy dla siebie. Tak działa wszechświat. Nie mamy problemu, by życzyć przyjaciołom wszelkiego dobra, bo ich kochamy i chcemy dla nich jak najlepiej. Jednak dopiero kiedy „wrogowi” umiemy szczerze życzyć wszelkiego bogactwa, wygranej w Lotto, doświadczenia pięknej miłości – dopiero wtedy wykonujemy skok kwantowy, który odblokowuje nas na wszelkie dobro wszechświata. Taka pułapka istnienia. Zauważcie proszę, że o wybaczeniu mówią wszystkie kultury, wszystkie religie i duchowe nauki. Nie bez powodu.

Nie muszę przypominać nikomu, po co mamy myśleć pozytywnie i mówić dobrze. Każdy wie doskonale, że słowa są nośnikami energii. Mogą ranić, ale mogą uzdrawiać. To my wybieramy za każdym razem. Ale co ważne – zawsze wypowiadając słowa do kogoś czy o kimś, mówimy do siebie i o sobie. Tak to działa. Ilekroć powiem komuś: “jesteś taki cudny”, słyszy to moja podświadomość i bierze do siebie. Ilekroć pomyślę o kimś: “ależ ona jest śliczna”, moja podświadomość uśmiecha się i czuje się śliczna. Właśnie dlatego pozytywne myślenie ma sens. Właśnie dlatego działa. Konstrukcja wszechświata zapewnia nam stały wpływ na to, co się w naszym życiu wydarza.

Pozytywne myśli i dobre słowa uzdrawiają świat. Podnoszą wibracje ludzkości. Jesteśmy wszyscy połączeni i dlatego każdy jest ważny. Jeśli umiem podnieść energię dobrocią, wyrozumiałością, życzliwością, serdecznością i tolerancją, to dokładam ważną cegiełkę do jasności wszechświata. To rzecz nie do przecenienia. Pomagając sobie, pomagamy światu. Kochając siebie, wypełniamy kochaniem całą ludzkość. To ważne. To nasze narzędzia i sposoby, aby czynić Dobro i napełniać nim wszelkie istnienie.

Bogusława M. Andrzejewska

Poziomy rozumienia

Wybaczanie wydaje się rzeczą oczywistą, choć niełatwą. Tymczasem pojmowanie samego procesu jest wielopoziomowe i moim zdaniem, im wyżej wspinamy się w naszym duchowym wzrastaniu, tym ciekawsze podejście do tematu możemy odnaleźć. W istocie jest zresztą odwrotnie – im bardziej nasz ogląd tematu opiera się na Jedności Wszystkiego Co Jest, tym bardziej zaawansowany punkt na ścieżce duchowego rozwoju pokonujemy. Myślę też, że takie odkrywanie rzeczywistości przychodzi do nas samo, kiedy jesteśmy na to gotowi. Nie wszystkiego można nauczyć się z książek, a z całą pewnością nie sposób nauczyć się odczuwania.

Poziom pierwszy wybaczania to dla mnie taka metaforyczna duchowa piaskownica. Polega on na tym, że przykładowa Małgosia wybacza przykładowemu Jasiowi, że ów ją zranił dotkliwie, odrzucił, porzucił, a może nawet przy tym uderzył i publicznie poniżył. To wybaczenie jest taką pierwszą próbą podejścia do tematu. Małgosia przeczytała, że „należy odpuścić” i posłusznie mówi: „wybaczam ci Jasiu”. A w myśli dodaje: „ty zły człowieku, który mnie skrzywdziłeś, wybaczam ci, bo jestem mądra i dobra, a ty nie”.

W jakimś momencie Małgosia może zdać do szkoły podstawowej przebaczania i pojąć dość ogólnie Zasadę Lustra. Zaczyna rozumieć, że Jaś jest nauczycielem, który pokazał jej wzorce, jakie ma do odrobienia. W kolejnych klasach podstawówki Małgosia nazwie te wzorce „miejscami, którym zabrakło miłości„. Jeśli potraktuje proces poważnie, będzie uzdrawiać swoje poczucie wartości i uczyć się kochać siebie, rozumiejąc, że Jaś dlatego ją skrzywdził, by to odkryła. Zaczyna rozumieć, że źli ludzie są nauczycielami, którzy pokazują nam, co mamy do zrobienia.

Jeśli pilnie pracuje, to zda egzamin do liceum, w którym zaczyna pojmować, że nikt nie jest zły ani dobry. Dowiaduje się, że dusze przed zejściem na Ziemię zawierają umowy. Odkrywa, że Jaś to nie żaden „zły gość”, tylko przyjazna dusza, która obiecała, że zejdzie na tę planetę, by zrobić Małgosi przykrość i w ten sposób pomóc jej w pokochaniu samej siebie. Bez Jasia by tego nie odkryła, uważałaby przecież, że nic nie trzeba zmieniać. Zaczyna wycofywać się z określenia „nauczyciel” i wychodzić z żalu do Jasia. Patrzy na niego i widzi w nim takiego samego zwykłego człowieka, jakim jest ona. Już nie myśli kategoriami: „ja to ta skrzywdzona, on to ten zły”. Widzi skomplikowany karmiczny układ dwóch świetlistych istot i zaczyna zagłębiać się w próby pojmowania tej świetlistości.

Kiedy Małgosia zrozumie istotę umowy między duszami, dojdzie do wniosku, że nie ma tu nic do wybaczania. Bo o co mieć pretensje do Jasia? Przecież jego słowa i gesty były zgodne z tym, o co poprosiła go sama przed zejściem na Ziemię. Nie można złościć się, że ktoś pilnie wykonuje to, o co go prosimy. Kiedy Małgosia pojmie i poczuje, że nic Jasiowi wybaczać nie musi – zda maturę z tego fascynującego procesu. Niektórym to może wystarczyć, ponieważ uwalnia nas na poziomie energetycznym. Ale to wcale nie jest koniec zabawy.

Niektórzy po maturze kontynuują naukę na wyższej uczelni. Małgosia też zda na studia, kiedy spojrzy na całe wydarzenie od duchowej strony. Zamiast wybaczać Jasiowi, do którego już nie ma żalu, spojrzy z miłością na siebie i wejdzie w proces wybaczenia sobie, że zamiast kochać swoją boską istotę całym sercem, pozwoliła na trudne i bolesne doświadczenia. Zadała samej sobie rany, wykorzystując do tego ręce i słowa Jasia. Jednak, by zaliczyć sesję egzaminacyjną, Małgosia musi przejść przez to z miłością. Bez obwiniania siebie. Dopóki ma w sobie choćby cień poczucia winy, że miała kiepskie wzorce, że nie kochała siebie wystarczająco – oblewa egzamin za egzaminem.

Wyższe studia w wybaczaniu to dawanie sobie samej miłości i przeproszenie siebie samej za to, że weszło się w tę niepotrzebną rozgrywkę. Że goniło się kogoś z gniewem i żalem, które niszczyły ciało i zdrowie. Że płakało się po nocach, psując sobie humor, zamiast śmiać się, cieszyć i tańczyć. Nauka akademicka to pełne odpuszczenie sobie straconego na złości i pretensje czasu. Ale to wszystko płynie w miłości do siebie. Nie można przecież mieć do siebie pretensji, że zrobiło się coś niewłaściwie i jednocześnie wyznawać sobie miłość – jedno drugiemu zaprzecza. Prawdziwe kochanie przyjmuje nas w całości z pełnym dobrodziejstwem inwentarza.

Kiedy Małgosia poczuje na każdym poziomie swojego istnienia, że wszystko, czego doświadczyła było dobre i wartościowe, że każda sytuacja wzbogaciła ją i przyniosła jej swoje piękno – wówczas zakończy naukę. Praca magisterska zostanie napisana w momencie, kiedy Małgosia uzna sama z siebie i sama przed sobą, że wszystko jest dokładnie tak, jak być powinno. Że nie ma winnych. Że nie ma winy. Że nie ma zła. Że wszechświat jest w całkowitej harmonii.

Cóż pozostaje jeszcze obrona pracy. Tu wisienka na torcie, czyli bezwarunkowa miłość, która przepłynie otwartym portalem serca i wypełni Małgosię po brzegi. Małgosia poczuje na poziomie zarówno umysłu jak i serca, że jest jednością z Jasiem. Że w innym wcieleniu, to ona była Jasiem, że nadal nim częściowo jest, a Jaś był nią i jest nią. Że są Jednym Światłem z Jednego Źródła. Że nikt tu nikogo nie krzywdzi, tylko tworzy się zabawne doświadczenia, aby odblokować serce i stać się tym, czym jest się w istocie: Miłością.

A teraz można wrócić do pierwszego stopnia tej metafory – do piaskownicy i zobaczyć różnice pomiędzy pierwszy i ostatnim poziomem. Maluszek stawiający z piasku babki różni się nieco od magistra, który odbiera dyplom po obronie pracy. Poziomy rozumienia wybaczania i praktycznej pracy nad tematem też się różnią. Każdy jest na takim etapie, na który jest gotowy, ponieważ nic tutaj nie można przyspieszać. Wybaczenie to uczucie, które pojawia się na poziomie serca, kiedy myślimy o swoim „Jasiu”. Rozpoznanie prawdy na poziomie umysłu może nam w tym pomóc, ale nie zastąpi tego, co czujemy. Jednak warto wiedzieć, jak wygląda cały proces, bo wtedy wiemy, do czego zmierzamy w swoim duchowym wzrastaniu.

Bogusława M. Andrzejewska

Nieświadomie

Niedawno pod jakimś postem zachęcającym czytelników do rozwijania umiejętności wybaczania znalazłam zaskakujący komentarz. Ktoś stwierdził, że wybaczyć to można komuś, kto nieświadomie nas skrzywdził. W tym samym zdaniu zadał – jak rozumiem retoryczne – pytanie, jak w ogóle można wybaczyć tym, którzy robią nam krzywdę celowo. Co mnie tu zaskakuje? Zastanawianie się nad wybaczaniem ludziom, którzy krzywdzą nas nieświadomie. Tu nie ma nic to wybaczania, to chyba jasne. A może jednak nie?

Mówcy motywacyjni, terapeuci, trenerzy rozwojowi napisali tysiące artykułów i książek o tym, jak wybaczać i dlaczego. Tymczasem ludzkość –  i to ta młoda jej część korzystająca w pełni z internetu – nadal nie pojmuje sensu czegoś takiego, jak cierpienie, które nie było zamierzone, a wydarzyło się całkiem niechcący. Takie osoby błędnie zakładają, że czynią wielki postęp w swoim wzrastaniu, kiedy łaskawie zdecydują się wybaczyć komuś, kto zupełnie przypadkiem ich potrącił.

Oczywiście ta tytułowa „nieświadomość” to wiele rozmaitych możliwości. To może być osoba chora psychicznie, która rzuca się na nas z nożem. To może być małe dziecko, które rzuca w nas kamyczkiem, bo nikt go nie nauczył, że tak nie można. To może być ojciec, który leje pasem syna, bo tak samo wychowywał go jego ojciec. I dodać tu należy, że ten ojciec jest całkiem niewykształcony, a może nawet nieco ułomny intelektualnie i nie ma pojęcia, że można inaczej. Z jednej strony podkreślam, że czasem warto reagować i wzywać policję czy pogotowie, ale z drugiej strony: jak obwiniać kogoś, kto nie rozumie, że zachowuje się niepoprawnie?

Z reguły przykładam tę zasadę także do wszystkich nieidealnych rodziców, którzy w jakiś sposób zawiedli nasze oczekiwania. Myślę, że zwyczajnie nie umieli inaczej. Korzystali z paska, bo taki model odziedziczyli po swoich przodkach. Nie okazywali miłości, nie chwalili, bo tak ich nauczono. Czy można mieć żal do osoby niedostępnej emocjonalnie, że nie okazuje uczuć? Uważam, że żyjemy w czasach przeintelektualizowanych psychologicznie. Dorosła osoba potrafi obwiniać całkiem zwyczajnych rodziców o to, że byli chłodni, nie poświęcali czasu, nie obdarzali czułością, krytykowali.

Nie widzę w tym głębszego sensu, a jedynie niekorzystną tendencję do rozczulania się nad sobą. Ludzie są zwyczajnie różni, a krytyka jest powszechną metodą naprawczą, która ma na celu uczyć właściwego działania. Nie każdy lubi dzieci, nie każdy chce się z nimi bawić i głaskać ciągle po główce. Jeśli dołożymy do tego powszechne zjawisko samotnego macierzyństwa – kto ma czas i siłę, by rozpieszczać dzieci? A potem takie dorosłe dziecko wymyśla niestworzone historie na bazie oczywistych, ale wcale nie dramatycznych deficytów.

Aż ciśnie się na papier przypomnienie, że całe pokolenie dorastało w czasie wojny i oczywistego wówczas głodu. Nie chcę się na to powoływać, zauważam tylko, że przeciwieństwa losu są skrojone na miarę naszych możliwości i służą wzmacnianiu nas wewnętrznie. Chłodny i krytyczny rodzic uczy nas wiary w siebie i we własne siły. Nie po to pojawia się w naszym życiu, byśmy spędzali wiele godzin na terapii, ale po to, byśmy umieli wziąć się w garść i działać bez oglądania się na pochwały i głaski. Tak zwyczajnie. Dostrzegacie to czasem?

Czym innym jest pastwienie się nad dzieckiem, przemoc fizyczna albo emocjonalna czy molestowanie albo alkoholizm. Bywają różne sytuacje, które chociaż noszą znamiona choroby psychicznej, nie należą do nieświadomych. Wiem, że jest wiele takich osób, które po koszmarnym dzieciństwie potrzebują terapii. Po to są terapeuci. Jednak w wielu wypadkach nasi rodzice to zwyczajni ludzie, którym tylko zabrakło psychologicznej wiedzy i powielali błędy swoich przodków.

Ogólnie rzecz biorąc – kiedy schodzimy na Ziemię, starannie wybieramy sobie rodziców, którzy mają nas prowokować do aktywniejszego kochania samych siebie. Mamy cenić siebie bez oglądania się przez ramię na innych. To działa tak, jak zmysły u osoby niewidomej. Osoba, która nie widzi, ma zwykle świetnie rozwinięty zmysł dotyku, wyczuwa najmniejszy prąd powietrza, najmniejszy ruch obok siebie. Z reguły słyszy lepiej niż ci, którzy mają dobry wzrok. Jeśli pojawia się jakiś deficyt, to ma nas zmobilizować do rozwinięcia w sobie innych sposobów wyrównania braku.

Aby nie być gołosłowną przypomnę, że ja także miałam bardzo surową i wymagającą mamę. Byłam karana nawet za to, że zamiast piątki (nie było wówczas szóstek) przynosiłam czwórki. Moja mama miała wielkie oczekiwania wobec mnie i karała mnie za to, że ich nie spełniałam. Faworyzowała wyraźnie mojego brata. I wiecie co? Nie potrzebowałam cudów i rozdrapywania ran, by stać się jej ukochaną córką. Wystarczyło, że pokochałam siebie – jak lustro odzwierciedliła to uczucie. Pokochałam także ją taką, jaka jest – bez żalu, bez oczekiwań, że ona się zmieni. Wtedy oczywiście się zmieniła i nasze relacje stały się pełne miłości.

Od razu też podkreślę, że niczego nie musiałam w tym względzie wybaczać. Wystarczyło zrozumieć, że nie mam czego wybaczać, bo moja mama chciała dla mnie jak najlepiej. Miała wdrukowany taki model, że najlepsze efekty osiąga się surowością i dyscypliną. Jak mogłam mieć do niej żal i o co? Nawet w kwestii widocznego faworyzowania mojego brata – człowiek nie wybiera sobie, kogo uwielbia. Wiele matek tak ma, że któreś z dzieci jest im bliższe i nie wiedzą, że można to zmienić. Ale prawda jest też taka, że to była moja lekcja, a nie mojej mamy. To ja miałam pokochać siebie, by zostać zauważoną i docenioną. Rodzice to lustra. Nadal mnie zdumiewa niepomiernie, że ludzie mają pretensje do luster, zamiast zmieniać siebie.

A wracając do nieświadomości w tym temacie – chyba rzadko spotykamy naprawdę celowe krzywdzenie kogoś innego. To na pewno złodziej, który nas okrada. To oszust, który chce na nas zarobić. To złośliwa teściowa, która czerpie satysfakcję z wbijania nam szpilek. To kochanka męża, która pcha się do łóżka żonatemu mężczyźnie, by na cudzym bólu uwić sobie wygodne gniazdko, ale i sam mąż, który zapomina, że ślubował komuś lojalność. Powiedziałabym, że to sprawy ewidentne. Ale też tylko wtedy stajemy przed wyzwaniem sztuki wybaczenia. Bo kiedy ktoś celowo nas rani, wie doskonale, co robi. Dąży do zaspokojenia swoich potrzeb cudzym kosztem. Trudno nam takich ludzi zrozumieć.

Jednak temu właśnie służą te wszystkie techniki jak Medytacja na Światło, Radykalne Wybaczanie czy listy wybaczające. Bo przy świadomej krzywdzie trzeba nauczyć się patrzeć nieco głębiej i w złodzieju, oszuście czy wrednej teściowej zobaczyć to samo Światło, którym i my jesteśmy. To jest proces i na pewno wymaga uwagi. Nie jest natomiast procesem wybaczania uświadomienie sobie, że ktoś jest inny niż my i nie musi spełniać naszych oczekiwań. Jeśli rodzice starają się po swojemu, to chociaż ich metody nam się nie podobają – nie mamy im czego wybaczać. Mamy ich zrozumieć.

Jeśli ktoś swoim działaniem niechcąco nas naraził na stratę czy przykrość, to nie ma w tym jego winy i mówienie w takim kontekście o wybaczaniu nie jest właściwe. Nawet jeśli ktoś jadąc prawidłowo z odpowiednią prędkością niefortunnie wpadnie w poślizg i ktoś inny w wyniku tego ucierpi – nie ma tu winy człowieka. Jest lekcja karmiczna dla tego, kto został poszkodowany. Nie interpretuję prawa – nie jestem prawnikiem. Piszę o zasadach duchowych. Pewne lekcje mamy zapisane w programie duszy. Szukanie winnych jest ślepą uliczką. Cierpienie pojawia się jako nasz nauczyciel – mamy odrobić swoje lekcje.

Bogusława M. Andrzejewska

Wgląd

Wybaczanie to proces głębokiego wglądu i duchowego wzrastania. Dlatego właśnie gotowość do odpuszczenia i zmiana podejścia do świata, jawi się bramą do transcendencji na większości ezoterycznych ścieżek. Bez wybaczenia nie ma rozwoju, jest tylko zabawa kolorowymi klockami rozmaitych metod. I nie jest żadną tajemnicą, że wielu ludzi głośno powtarza: „wybaczam”, a jednocześnie upycha kolanem w głębi serca stary żal, który jest niemożliwy do uwolnienia.

Problem leży moim zdaniem w braku właściwego pojmowania całego zjawiska. Większość z nas myśli, że wybaczenie to zaakceptowanie wyrządzonego zła. Szukamy sposobu, by wybaczyć poprzez ustawienie siebie ponad wyrządzoną nam krzywdą, spojrzeć z góry i odpuścić temu „złemu” człowiekowi pomimo oczywistej jego winy. Tymczasem prawdziwe wybaczenie widzi sytuację wielopoziomowo i dostrzega w trudnym zjawisku tylko lekcję dla siebie. Nie ocenia, bo wie, że sama ocena nie ma najmniejszego sensu.

Czasem test bywa jeszcze głębszy. Można wtedy pochylić głowę i powiedzieć: „należało mi się” albo „potrzebowałem takiej lekcji”, ale co z samym złem? Jak zaakceptować to, że nastąpiła kradzież, zdrada, oszustwo, podłość i krzywdziciel nie poczuwa się kompletnie do winy? Można powiedzieć z wysokiej półki: „ja ci wybaczam”, ale zło pozostaje złem. Na dodatek ten człowiek może potem skrzywdzić kogoś innego. Jeśli odpuścimy i zapomnimy, to czyja to będzie odpowiedzialność?

Nawet kiedy z psychologicznego poziomu rozumiemy „kata” i wiemy, że całe życie wspinał się pod górę, to okrutny czyn nie zniknie i może być wyrządzany nadal, tylko teraz komuś innemu. Proces wybaczania zdaje się wymagać od nas zaakceptowania niegodziwości, na którą nasz wewnętrzny kompas zgody nie daje. Z tyłu głowy wybaczającego pozostaje lęk i wyrzut sumienia z wielkim pytajnikiem: „co dalej? Czy nie powinienem coś z tym zrobić?”

Prawdziwe wybaczenie pojawia się wtedy, kiedy zrozumiemy, że istnieje harmonia wszechświata i żadne zło nie wymyka się spod boskiej kontroli. Wymaga to powierzenia i wiary, takiej autentycznej wiary, w której nie próbujemy rządzić wszechświatem i nie chcemy nikogo ani niczego oceniać. Przyjmujemy, że wszystko, co się wydarza ma sens, a naszym zadaniem jest odkryć ten sens i wyjąć z niego dla siebie bezcenne nauki. Nie krytykujemy ludzi ani wydarzeń, rozumiemy, że to, co postrzegamy jako „zło” jest po prostu niezbędnym elementem rzeczywistości. Każde zjawisko to część magicznej układanki, która jest dokładnie taka, jaka być powinna.

Prawdziwe wybaczenie przychodzi wtedy, kiedy dostrzeżemy, że „kat” to mądra i odważna dusza, która wzięła na siebie niesienie innym trudnych lekcji miłości. Nie czyni niewłaściwych rzeczy po to, byśmy zanurzali się w nienawiści czy żalu i szukali odwetu albo latami użalali się nad sobą i swoim nieszczęsnym losem. Uderza nas zdradą, krzywdą, okrucieństwem, nieuczciwością właśnie po to, byśmy nauczyli się odpuszczać i rozumieć rzeczywistość w takiej postaci, jakiej doświadczamy. Byśmy umieli wyjść poza pojęcie krzywdy i zobaczyli w cierpieniu ważną wzmacniającą informację dla siebie.

Prawdziwe wybaczenie przychodzi wtedy, kiedy ponad złem dostrzeżemy wielką i ważna prawdę, że nasza miłość nie jest zgodą na negatywność, lecz uzdrowieniem wszelkiej złej energii. Bez poświęcania się, bez przymykania oczu, bez akceptacji nieakceptowalnego, lecz ze świadomym pojmowaniem, że wszystko jest grą i nie ma tu nic do wybaczania. Zjawiska są tylko scenariuszem na scenie życia, który ma prowokować nas do właściwej reakcji. Tylko tyle. Są celowe i harmonijne.

Prawdziwe wybaczanie pojawia się wtedy, kiedy niczego nie chcemy i nie potrzebujemy wybaczać, bo wszystko odnajduje swoją logikę. Nie ma krzywdy, jest tylko doświadczenie. Nie ma zła, są tylko wskazówki i lekcje. Nie ma „katów”, są tylko nauczyciele. Nie ma sprawiedliwości i niesprawiedliwości, są tylko programy dusz i plany rozwoju dla danego człowieka. Nic nie jest przeciwko nam. Są tylko trudne wydarzenia, które mają wydobyć z naszego serca miłość do siebie. Wybaczenie następuje, kiedy zaczynamy widzieć życie wielowymiarowo.

Bogusława M. Andrzejewska

Karma

Karma jest nauką, a nie karą, co do tego chyba już nikt nie ma wątpliwości. Czasem definicja karmy obejmuje wszystkie wydarzenia, które nas spotykają  to zależy głównie od kultury i wyznawanej religii. Ale są też takie obszary świata, w których karma jest w ogóle pojęciem obcym i niezrozumiałym. Mnie zawsze najbardziej interesowały karmiczne długi, które często widzę w horoskopie. Wydawały mi się dość istotne dla naszego wzrastania, skoro dotyczą zapisów, które dusza przenosi na kolejne wcielenia.

Po drugiej stronie życia czas nie istnieje i wszystkie wcielenia są w tu i teraz. Jednak tworzymy zapisy i niektóre sprawiają, że cierpimy szczególnie mocno. Uważam, że te zapisy są zaznaczone w naszych horoskopach. Niosą one w sobie jakieś skomplikowane lekcje dla człowieka, ponieważ powstają w najbardziej dramatycznych chwilach. Trauma zakotwicza ból i tworzy matrycę, która wywołuje kolejne męczarnie. I dzisiaj o tym właśnie, ale wyłącznie w kontekście wybaczania.

Kiedy człowiek cierpi emocjonalne katusze w dowolnym wcieleniu, to tworzy zapis, który potem w kolejnym życiu manifestuje się powtarzaniem pewnych wzorców. Na przykład poczucie odrzucenia powstałe, kiedy ktoś zostaje odepchnięty przez ukochaną osobę, może w następnych inkarnacjach prowokować samotność. Świadomie lub nie, taka osoba nie może stworzyć dobrego związku. Albo boi się wejść w poważną relację albo powiela wzorzec odrzucenia i finalnie zostaje sama.

Najciekawsze, chociaż najbardziej dramatyczne, wydają mi się relacje karmiczne, w których jedna osoba krzywdzi drugą poprzez morderstwo, zdradę, oszustwo, czy fizyczne lub psychiczne znęcanie się. Może być tak, że w innych wcieleniach te dwie osoby spotykają się, aby to wyrównać. Zamieniają się na przykład rolami i wtedy kat staje się ofiarą, a ofiara katem. Ale mogą też powielać w kółko te same scenariusze, co bywa efektem bardzo silnych emocji w momencie przejścia na drugą stronę.

Myślę, że wielu spośród Was czytało o tym lub słyszało, albo nawet miało do czynienia z taką informacją. Bardzo popularne są teraz wszelkiego rodzaju hipnozy i regresingi, ludzie chętnie poznają kluczowe tematy swoich trudnych relacji poprzez pryzmat innych wcieleń. Czasem taka wiedza pomaga coś zrozumieć, ale częściej – moim zdaniem – utrudnia, ponieważ kiedy zobaczymy w drugim człowieku kogoś, kto nas na przykład torturował w innym życiu, to nagle trudno nam nawet pomyśleć o wybaczeniu.

A wybaczenie okazuje się kluczowe. Nie musimy znać szczegółów poprzedniej inkarnacji. Jeśli wiemy, że łączy nas karmiczna więź i dzieje się dużo, mocno i boleśnie, to wystarczy, by przymierzyć się do tego najsilniejszego na Ziemi katharsis, jakim jest odpuszczenie. To uwolnienie od cierpienia i skasowanie negatywnych połączeń karmicznych. To uzdrowienie na wielu poziomach, w tym także na tym najcięższym, fizycznym.

W zasadzie wiem o tym od zawsze i pisałam o tym wielokrotnie, ale nigdy w kontekście karmy, ponieważ to temat kontrowersyjny. Dzisiaj wychodzę poza wszelkie kontrowersje i piszę, jak jest. Uwolnienie z karmicznego zapętlenia jest bardzo proste – wystarczy wybaczyć temu człowiekowi, który nas skrzywdził, a także sobie, ewentualnie innym zamieszanym w to osobom, zamknąć temat, zapomnieć i koniec – po wszystkim.

Internet jest pełen tekstów o karmie, pisanych z różnego punktu widzenia. W większości wypadków ludzie rozwodzą się nad tym, ile to wysiłku trzeba włożyć, jak zrozumieć lekcję, jak odsłużyć… Dla wielu osób karma wymaga odpracowania, przepracowania, odcierpienia. Otóż nie. Wystarczy wybaczyć i już! Jednak biorąc pod uwagę, jak trudnym procesem jest samo wybaczenie, to wcale nie jest mało. Od dawna czuję, że schodzimy na Ziemię po to by pokochać siebie i często także, by nauczyć się wybaczać. Właśnie dlatego na Ziemi tyle krzywdzenia i ranienia siebie nawzajem, bo wiele dusz ma takie programy, by móc wybaczać.

Wybaczenie jest procesem na poziomie naszego pola energetycznego, naszych myśli i emocji. Na pewno wymaga, aby odpuścić komuś winy zarówno świadomie, na poziomie logiki, jak i podświadomie. Decyzja dotyczy tylko wybaczającego. W zasadzie nie ma tu żadnego znaczenia jakikolwiek kontakt z osobą, która nas skrzywdziła. Nie jest nawet istotne, czy jeszcze żyje. Nikt nas nie musi przepraszać. Ważne, by wybaczyć, poczuć to w sobie, zakotwiczyć i zakończyć cała tę ciągnącą się przez wiele wcieleń utarczkę.

Nie słuchajcie ludzi, którzy domagają się od winowajcy zadośćuczynienia za winy. Odpowiadamy tylko za własne emocje i za własne decyzje. Ta druga osoba na poziomie energetycznym może poczuć nasz duchowy wzrost i zrzucenie pęt karmicznych. Ale nie musi włączać się w uzdrowienie. Zrobi to w swoim czasie, kiedy będzie gotowa. Może zostać zainspirowana i uwolnić się od karmy poprzez energetyczne uznanie błędu i prośbę o wybaczenie. Ale może też niczego w swoim życiu nie zmieniać. Każdy jest we właściwym dla siebie punkcie wzrastania.

Warto w tym procesie uwzględnić wybaczenie sobie tego, że dopuściliśmy do jakiegoś wydarzenia, że daliśmy się zdradzić, porzucić czy oszukać. To ważny element, ponieważ uwalniamy w ten sposób poczucie winy i pozwalamy sobie na bezwarunkową miłość do siebie samego. Niektórzy powinni też wybaczyć Bogu (Najwyższemu Źródłu) to, że doszło do takiego cierpienia. Nie każdy obwinia Boga za swój ból, ale niektórym się to zdarza i pytają z żalem: „jak mogłeś na to pozwolić?”. Kiedy uzdrawiamy karmiczny dług poprzez wybaczenie, warto wybaczyć każdemu, kto w jakiś sposób naszym zdaniem miał z tym związek.

Bogusława M. Andrzejewska

Wybrać dobro

Wybaczanie wcale nie jest łatwym procesem, jak próbują nam wmówić niektórzy. To skomplikowane działanie, szczególnie wtedy, kiedy długo mierzyliśmy się z żalem. W teorii wszystko jest oczywiście proste, więc słowa padają szybko i bez trudu. Chcesz być zdrowy – wybaczaj. Chcesz być bogaty – wybaczaj. Chcesz być spełniony – wybaczaj. Chcesz cieszyć się miłosnym związkiem – wybaczaj. Jasne, ale jak?

Metod jest ich sporo. Zawsze w pierwszej kolejności polecam Medytację na Światło. Potem oczyszczenie żalu z pomocą przede wszystkim Fioletowego Płomienia. Do tego dochodzą jeszcze rozmaite narzędzia innych nauczycieli, na przykład Ustawienia Systemowe Hellingera albo Metoda Tippinga. Jednak w tym wszystkim można nie znaleźć dla siebie pomocy, bo jakaś część, gdzieś w głębi człowieka uparcie trzyma się zadanego niegdyś bólu.

I chociaż czasem nie pomagają żadne tłumaczenia, to dzisiaj o tym właśnie, ponieważ w moim doświadczeniu zdrowy rozsądek wielokrotnie okazał się najbardziej skuteczny. Jestem logiczna. Zawsze taka byłam. Na dodatek kocham dobro, piękno i komfort. Nigdy nie byłam natomiast zwolenniczką cierpiętnictwa, więc kiedy zadam sobie pytanie: „co przyniesie mi najwięcej przyjemności, lekkości, zadowolenia?” – odpowiedź staje się oczywista.

Ważne, by spokojnie przyjąć istnienie takiej dziwnej blokady w głębi duszy i nie martwić się, że jesteśmy jacyś wadliwi. Ludzie dużo i głośno mówią o łatwości wybaczania, bo kochają maski i udawanie kogoś, kim nie są. Nadrabiają miną i twierdzą, że wcale nie mają żalu, chociaż go mają. Wybaczanie to proces. Nie załatwi się tematu jedną grą w Satori czy wypełnieniem formularza. To odbywa się w sercu – dlatego właśnie przedkładam takie metody jak Medytacja na Światło, która dotyka prawdziwej głębi naszej istoty.

Ta dziwna blokad pojawia się dość często. Jest wyznacznikiem podjęcia procesu i świadectwem uruchomienia przepływu energii. Zanim lody żalu się rozpuszczą, potrzebujemy jeszcze więcej tej energii. Można zrobić sobie zabieg Reiki w odpowiedniej intencji lub oczyścić się w Kronikach Akaszy. Można poprosić o uzdrowienie Archaniołów lub wielokrotnie raz po raz stosować Medytację na Światło. Do skutku. Któregoś dnia mur pęknie, a serce zaleje czysta bezwarunkowa miłość.

Pomaga w tym zrozumienie całej skomplikowanej sytuacji. Rzecz nie tylko w tym, by wejść w buty kata i zobaczyć w nim nieszczęśliwego człowieka, któremu w życiu brakowało miłości. To nie zawsze działa. My też często nosimy w sobie ślady cierpienia i wcale z tego powodu nie bijemy innych na odlew. Powtarzanie – „to biedny człowiek, nie wie, co czyni”, jest czasem zbędną próbą bycia Chrystusem, który nadstawia drugi policzek. A przecież jeśli umiemy nie krzywdzić, to umie każdy. Tylko nie każdemu się chce, więc z jakiej racji mamy mu odpuścić?

Ale jest w tym coś ważnego i dobrego dla nas: wybór. Możemy wybrać, że wybaczymy i przestaniemy czuć żal i gniew. Korzyści z tego są ewidentnie dla nas. Po pierwsze odzyskamy spokój i zaczniemy w nocy dobrze spać. Każdy, kto cierpiał emocjonalnie wskutek doznanej krzywdy wie, o czym piszę. Jeśli jest narzędzie – a przecież jest – które pomoże ten spokój odzyskać, to nie warto zwlekać ani chwili. Spokój jest bezcenny.

Wraz ze spokojem przychodzi zdrowie. Żal i brak wybaczenia to psychosomatyczny wzorzec wszelkich chorób nowotworowych. Największa pozorna niesprawiedliwość wszechświata – skrzywdzony człowiek umiera wskutek emocjonalnego cierpienia i żalu do oprawcy. A to przecież kata powinna dosięgnąć kara. Jednak schodzimy tu na Ziemię, by nauczyć się wybaczania, a nie zemsty. Jest w tym więc pewna gorzka adekwatność, że pielęgnowanie w sobie pretensji obraca się przeciwko nam.

Wraz z odpuszczeniem win przychodzi też lekkość, ulga i poczucie szczęścia. Żal jest ciężką i trującą energią, co można ocenić choćby po jakości paskudnych chorób, jakie wywołuje. Brak wybaczenia nie przynosi kataru czy łamania w kościach. Przynosi powolną bolesną śmierć, jakby wyraźnie pokazywał, że jest najgroźniejszą toksyną świata. Kiedy go uwolnimy, to oczyszczamy swoje ciało z koszmarnego jadu. Pojawia się lekkość, radość, poczucie szczęścia. Energia zaczyna pięknie krążyć i wszystko wokół zaczyna lśnić.

Właśnie dlatego bez wybaczenia nie ma rozwoju wewnętrznego. Na wszystkich ścieżkach duchowych zaczynamy od tego, by odpuścić innym ich winy. Uwalniając się od żalu, otwieramy się na Dobro i pozwalamy, by najlepsze energie wypełniały nasze życie. Zamiast zwijać się w trudnych emocjach i gryźć w gniewie palce, możemy rozłożyć szeroko ramiona i uśmiechać się do całego świata. Możemy z ufnością otwierać serce na cudowne doświadczenia. Możemy być zwyczajnie szczęśliwi. Właśnie dlatego warto wybrać wybaczenie – dla siebie.

Bogusława M. Andrzejewska

Karanie

O potrzebie zemsty i ukarania kogoś za doświadczoną krzywdę już pisałam. Zemsta to niska energia, która do niczego dobrego nie prowadzi, a poczucie satysfakcji jest tylko chwilowe. W gruncie rzeczy w żaden sposób nie przynosi ulgi. Szkoda, że tak wiele historii z literatury i filmografii opiera się takich paskudnych wzorcach. Musimy umieć wyjść poza schemat wtłaczany nam przez media i rozmaitych autorów poszukujących silnych emocji, by zaciekawić odbiorcę.

Dzisiaj chciałabym jednak napisać o czymś innym niż osobista krzywda. Obserwuję, że wiele osób domaga się ciągle sprawiedliwości w sprawach, które ich bezpośrednio nie dotyczą. Czasem uważają, że jest ona czymś oczywistym i koniecznym. Więzienia są pełne, w sądach ogromne kolejki do skazywania kolejnych winnych i wszyscy uważają, że to naturalne. Tymczasem mogłoby być inaczej. Jestem Starą Duszą, moje poglądy mogą wydawać się dziwne, ale opierają się na wysokich wibracjach i rozumieniu zasad Prawa Przyciągania. Skoro już tu jestem na tym dziwnym świecie, dzielę się wiedzą o tym, jak być powinno, by ludzie byli zdrowi i szczęśliwi.

Podstawą jest wysokie poczucie wartości, szacunek dla siebie i innych. Jeśli kochamy siebie, nikt nas nie krzywdzi i sądy oraz więzienia stają się całkowicie zbędne. To oczywiste. Przyjmijmy jednak na chwilę, że jesteśmy dopiero w procesie rozwojowym i ciągle jeszcze dotykają nas rozmaite trudne doświadczenia ze strony innych. Jak sobie poradzić ze społecznym problemem kradzieży na przykład? Otóż okazuje się, że są na naszej planecie cywilizacje, które rozumieją energię i wiedzą doskonale, co należy zrobić w przypadku niewłaściwego postępowania.

Wielokrotnie mówiłam i pisałam, że człowiek, który jest kochany i szczęśliwy nie krzywdzi innych. Złe postępowanie jest zawsze efektem braku miłości i wewnętrznego bólu. Podstawą jest oczywiście praca z dziećmi, a potem z młodzieżą, wypełnianie młodych istot miłością, mądrością i szacunkiem dla siebie oraz dla  innych. Dopóki wszystkie dzieci nie będą otulane przez rodziców i opiekunów miłością i podnoszeniem poczucia wartości, będziemy doświadczać przestępstw. Kiedy każde dziecko doświadczy miłości i wsparcia – każde! – skończą się problemy. To da się zrobić.

Ale jeśli już mają miejsce różne naruszenia prawa, to warto winnego otoczyć właśnie miłością i zrozumieniem, a nie okrucieństwem i karaniem. Jest takie plemię na Ziemi, które ma ten mądry zwyczaj. Przestępca staje na środku wioski otoczony przez wszystkich mieszkańców. Każdy po kolei mówi mu dobre rzeczy, chwali go i zapewnia o miłości. Brzmi jak bajka? Jasne. Ale w istocie idealnie odzwierciedla zasady Prawa Przyciągania. Okazanie takiej osobie najlepszych uczuć, podniesienie mu poczucia wartości to JEDYNY sposób, by taki człowiek nigdy więcej nie popełnił przestępstwa. Karanie rozwija ból i gorycz, pogłębia niskie wibracje i chęć odwetu. Resocjalizacja poprzez karę jest bzdurą. Oczywiście – czasem ktoś ze strachu zaniecha pewnych negatywnych czynności, ale strach nie jest dobrą motywacją. Z reguły  złe energie znajda ujście w inny sposób. Nie tędy droga.

Tyle ogólnie prawdziwie duchowych zasad rozwoju. Jestem świadoma, ze żadne społeczeństwo – poza wymienionym tutaj plemieniem – nie jest gotowe na takie zmiany. Nie oczekuję ich, tylko uświadamiam i pokazuję. Jeśli rzucamy w człowieka błotem, nie możemy oczekiwać, że jego skóra zacznie lśnić złotą farbą. I ten człowiek i nasze dłonie będą ubabrane. Jeśli uderzam w tęczowy witraż metalowym łomem, nie zacznie ów witraż lśnić, lecz pęknie i rozsypie się na tysiąc kawałków. Nie można wymierzać kary i oczekiwać poprawy. Każda poprawa jest tylko maską założoną dla pozorów spokoju. Rozumiem jednak, że zmiany na Ziemi wymagają czasu.

Chcę zwrócić tutaj uwagę na nasze indywidualne wzorce. Jeśli bardzo mocno oburzamy się na postępowanie innych ludzi, to brakuje nam w sercu tolerancji i współczucia. Każdy przestępca to w pewien sposób nieszczęśliwy człowiek, w którego życiu zabrakło miłości. Potrzebuje przede wszystkim uzdrowienia. Nie chcę tutaj usprawiedliwiać okrutnych morderstw i innych zbrodni. Chcę tylko wyraźnie powiedzieć, że nie powinniśmy wypełniać myśli życzeniami kary dla innej osoby. Myślny raczej o uzdrawianiu, a nie o karaniu. O zapobieganiu, dobrym wychowywaniu, a nie o torturach dla drugiego człowieka.

Noszę w sobie stale słowa: „kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem”. Nie chodzi o porównywanie się do zbrodniarza, który zrobił coś, o czym nigdy nawet nie pomyślę. Chodzi raczej o to, że nigdy nikomu – zatem nawet zbrodniarzowi – nie życzę źle. Nie rozkminiam wyroków i zasadności istnienia więzień. Zostawiam to. Po prostu nie mam w sobie potrzeby wymierzania komukolwiek jakiejkolwiek kary. Nie czuję złości tylko współczucie – zarówno dla ofiary jak i dla kata. 

Ale znam ludzi, którzy ciągle głośno domagają się karania kogoś za coś. Czasem mają pozornie rację, kiedy krzyczą przeciwko komuś, kto okrutnie krzywdzi kogoś innego czy nawet całe grupy społeczne. Rzecz w tym, że domaganie się tak zwanej sprawiedliwości jest także wzorcem. Wzorcem braku litości. Wzorcem torturowania, ograniczania wolności, krzywdzenia innego człowieka. Uczymy w ten sposób naszą podświadomość rozliczania za wszystko, co w naszym pojęciu niewłaściwe. Może to z czasem obrócić się przeciwko nam.

Chociaż krzyczymy głośno przeciwko oczywistym zbrodniom, nasza podświadomość nie odróżni zabójstwa od drobnej złośliwości wyrządzonej innej osobie. Możemy zaskoczyć samych siebie bolesnym doświadczeniem, które wykreujemy, aby się ukarać za jakiś drobiazg pozornie bez znaczenia. Nie warto. Nie warto domagać się kary dla nikogo, bo tworzymy wtedy wzorzec, że kara jest czymś słusznym i będziemy dostawać ją za każdym razem, kiedy poczujemy najmniejsze bodaj wyrzuty sumienia.

Piszę na ten temat w dziale o wybaczaniu, bo w istocie chciałabym zrozumieć – jak ma się domaganie sprawiedliwości do wybaczania? W sieci pełno nadmuchanych wypowiedzi o przebaczaniu i reklam kursów metody Tippinga. A potem te same osoby krzyczą, by kogoś ukarać, bo na to zasłużył. Czy to nie jest sprzeczne ze sobą? Przecież prawdziwe odpuszczenie nie domaga się kary. I powtórzę – społecznie pewne działania są nadal potrzebne, ale my sami nie musimy nosić w sobie takich wzorców. Możemy skupić się na tym, co dobre i wierzyć w harmonię wszechświata. Niech wszechświat sam zajmuje się rozliczaniem i karaniem. My wybaczajmy, widząc tylko Dobro.

Bogusława M. Andrzejewska

Od-Puszczenie

Jednym z największych wyzwań dla człowieka jest akceptacja niechcianych wydarzeń. Jak sama nazwa wskazuje, dotyczy to zgody na to, czego nie chcemy. Inaczej mówiąc jest to zgoda na to, na co się w istocie nie zgadzamy. W pewien sposób możemy dostrzec w tym nawet całkowity absurd, bo przecież nie można jednocześnie zgadzać się i nie zgadzać. Nie można sprzeciwiać się i akceptować. Właśnie dlatego to takie trudne. Ale wbrew pozorom możliwe.

Jak łatwo się domyślić, wymaga to całkowitej zmiany podejścia do danego tematu. Bez tej zmiany wszystko będzie tylko iluzją. Jeśli nie akceptujemy na przykład chciwości u innych, to stale będą nas drażnić i denerwować zachowania, które to reprezentują. Będziemy czuć gniew, a nierzadko pogardę wobec osób, które są łapczywe. Oczekiwanie, że zaakceptujemy takie zjawisko nie ma sensu, będziemy zaciskać zęby i udawać lub wręcz tłumić złość. To nie daje żadnego pożytku.

Dopiero spojrzenie z innej perspektywy pozwala uwolnić trudne emocje. Warto dla tej lekkości i dla tego zrozumienia wejść na chwilę w położenie innej osoby. Czasem wystarczy sobie uświadomić, że u podłoża chciwości jest lęk przez biedą. Dzisiaj niewiele osób wie, że więźniowie obozów koncentracyjnych przez wiele lat po zakończeniu wojny upychali po kieszeniach kawałki chleba. Mogło to wyglądać groteskowo, kiedy ktoś robił to na przyjęciu pełnym jedzenia. Ale zrozumienie traumy, jaką przeszli ci ludzie, pozwala ze współczuciem odnieść się do takiego zachowania.

Dzisiejsza chciwość u ludzi, którzy są czasem bardzo bogaci, odzwierciedla ten sam schemat: traumę i lęk przed głodem, biedą lub brakiem. Mogą być one głęboko zakorzenione w człowieku, mogą być nawet niesione jako karmiczny ślad po cierpieniu przodków, którzy cierpieli głód. Kiedy dostrzeżemy ten bolesny problem u osoby, która fizycznie jest majętna, to mamy szansę na odnalezienie w sobie zrozumienia i współczucia.

W ten sam sposób możemy odnieść się do innych ludzkich zachowań. Osoby egoistyczne i niegrzeczne prawdopodobnie nie zostały wychowane w życzliwości i wrażliwości. Nie znają tego. Jak mogą okazać coś, czego nie znają? Osoby okrutne zapewne nie doświadczyły miłości. Osoby aroganckie boją się rozpaczliwie odrzucenia. Ignoranci nie mieli dostępu do wiedzy i mądrości. Tchórzy nikt nie nauczył odwagi. I chociaż staramy się być jak najlepsi, powinniśmy też postarać się zrozumieć innych i dać im prawo by byli sobą.

Nie musimy stawiać innym ludziom wysokiej poprzeczki ani oczekiwać od nich naszego poziomu wiedzy, empatii, życzliwości czy otwartości. Każdy jest we właściwym dla siebie punkcie rozwoju i podejmuje decyzje najlepsze dla niego na dany moment. Czasem te decyzje niosą ból i cierpienie dla innych. Ale ci inni mają tę przewagę, że mogą spojrzeć z innej perspektywy i dostrzec w tym dla siebie tylko trudne doświadczenie, które niesie ważną lekcję. A tamten człowiek to tylko dostawca. Ktoś, kto przynosi lekcję w ziemskiej rzeczywistości.

W tytule artykułu zawarte są dwa pojęcia. Jedno z nich to „odpuszczenie” komuś. Jeśli na przykład stale męczą nas negatywne myśli o kimś, kto zrobił nam coś złego, to proces wybaczenia pozwoli pozbyć się tych myśli. Jeśli proces przeprowadzimy prawidłowo, to skutecznie uwolnimy się od żalu. Jednym z efektów i zarazem dowodów na prawdziwe „odpuszczenie” winy tej osobie będzie poczucie lekkości i zniknięcie męczących myśli czy obrazów.

W tym miejscu dodam, że nasz umysł lubi wracać do starych schematów, trzeba więc być uważnym i świadomie włączyć się w proces poprzez blokowanie powracających myśli. Mamy władzę nad umysłem, możemy więc powiedzieć „stop”, kiedy nawykowo wraca temat wyrządzonej nam krzywdy. Jednak same myśli nie będę już niosły emocji, więc szybko wygasną i znikną. To żal i gniew je zasilał. Wybaczenie pozbawia nasze myśli tego paliwa.

W ten sposób możemy wyraźnie zobaczyć, co oznacza „puszczenie” tematu i pozwolenie mu na to, by się rozpłynął w nicości. Świadome odrzucanie powracających negatywnych wspomnień jest właśnie takim skutecznym sposobem na uzdrowienie. Z jednej strony wydawać by się mogło, że wystarczy jakaś technika wybaczania i kwestia znika. Pozornie tak. Ale jeśli będziemy nadal rozmyślać nad bolesnym tematem, to po jakimś czasie emocje niestety mogą ożyć na nowo i wrócimy do punktu wyjścia. Dlatego czasem ludzie twierdzą, że wybaczenie nie działa. Przeszli pomyślnie proces, ale nadal wałkowali w myślach trudny temat tak długo, aż trucizna odrodziła się na nowo. To jak rozdrapywanie ran, którym nigdy nie pozwalamy się zagoić.

Puszczenie tematu, puszczenie cierpienia, puszczenie bolesnych wspomnień jest zaniechaniem tego uporczywego drapania. Jest daniem przyzwolenia na wygojenie i dojście do zdrowia. Jest zgodą na to, by zapomnieć albo zmienić podejście. I zdecydowanie polecam tę drugą opcję, ponieważ zapominanie nie jest wcale proste. Ponadto to właśnie zmiana podejścia pozwala na akceptację. Nie szukając skomplikowanych przykładów mogę zaproponować myśli w rodzaju: „widocznie inaczej nie umiał”.

Równie ważne jest bowiem „puszczenie”, czyli uwolnienie czegoś, co pozbawia nas energii. Jest to sposób na pozbycie się z energetyki czegoś, co zabiera nam siły i czas. Dotyczy to nie tylko innych ludzi, ale tysięcy spraw, którymi niepotrzebnie się obciążamy. Mądre powiedzenie głosi: „jeśli czegoś nie możesz zmienić, zaakceptuj”. Dzięki takiemu podejściu nie martwimy się i nie złościmy czymś, na co nie mamy wpływu. Warto „puścić” to, co bezproduktywnie zabiera nam energię.

Jest i drugi powód  kiedy czegoś za bardzo chcemy, spinamy się, a to blokuje przepływ energii i nie możemy mieć tego, co jest dla nas takie ważne. Nie można chcieć za bardzo. Nie można kontrolować wszystkich procesów, które dotyczą naszego życia. Czasem trzeba się powierzyć i zaufać, że wszechświat we lepiej. Warto zatem „puścić” i pozwolić by się działo. To jedna z największych mądrości Prosperity.

Dotyczy ona także przyzwalania na to, czemu ciągle stawiamy opór. Czasem zgoda na to, by zadziało się coś niechcianego powoduje, że to coś w magiczny sposób się ulatnia, ponieważ naszą lekcją było właśnie zaakceptowanie odmienności, inności, czegoś, czego nie chcieliśmy widzieć. Ot, taka magia, o której warto pamiętać. Bo czasem nasz opór powoduje tylko jeszcze większe cierpienie. Im bardziej złościmy się na coś i nie chcemy tego widzieć, tym mocniej to wchodzi w nasze życie. Wystarczy powiedzieć: „ok, przyjmuję cię, wejdź” i… znika. Koniec lekcji.

Bogusława M. Andrzejewska

W więzach strachu

Strach więzi duszę i ciało. To największy ludzki koszmar, jak na przeciwieństwo miłości przystało. Człowiek spętany strachem nie otworzy się na dobro i szczęście, lecz będzie na oślep wymierzał ciosy wszystkim dookoła. To strach leży u podstaw wszystkich zbrodni i całego okrucieństwa na Ziemi. Ludzie krzywdzą innych właśnie wtedy, kiedy się boją. Jest to nieuświadomiona okrutna forma obrony przed tym, co wydaje się zagrożeniem.

Wszystkie emocje, które nazywamy negatywnymi rodzą się na fundamencie strachu – pisałam o tym wiele razy. Agresja wynika ze strachu przed utratą czegoś lub kogoś, ze strachu przed ośmieszeniem, co też przekłada się na utratę dobrego imienia lub brak akceptacji i odrzucenie. Agresywny atak połączony z kradzieżą to lęk przed biedą lub innym zagrożeniem wynikającym z braku pieniędzy. Zdrada, ucieczka, poniżenie to lęk przed odpowiedzialnością, sytuacją, która kogoś przerasta. I tak dalej…

To tylko kilka przykładów, które pokazują, że u podstaw zadanego nam cierpienia leży zawsze strach. Warto na ten strach spojrzeć też od strony energetycznej. Pamiętajmy, że jest on tylko (lub aż) po prostu brakiem miłości. Lęk bierze się z poczucia osamotnienia i potrzeby rozpaczliwej walki o przetrwanie. Panoszy się tylko w takim człowieku, który od bardzo długiego czasu nie doświadczył miłości. Można śmiało założyć, że taka osoba nie umie kochać siebie.

Czasem dostrzeżenie tego aspektu pozwala zrozumieć krzywdziciela i spojrzeć na niego oczami pełnymi współczucia. Mądrego współczucia. Rzecz przecież nie w tym, by pozwalać na krzywdzące innych działania, ale by umieć wybaczać, jeśli już coś takiego miało miejsce. Jest to też ogromnie ważne dla tego, kto został skrzywdzony, ponieważ kat i ofiara mają zawsze coś wspólnego ze sobą – tę samą energetykę. Ofiara przyciąga kata jakimś swoim wzorcem. Najczęściej właśnie brakiem miłości. Na ten brak odpowiada człowiek, który też cierpi na ów brak, ale przejawia go agresją lub złym traktowaniem innych.

Ofiara to osoba, która pozwala się krzywdzić, bo w głębi duszy uważa, że jest zła i zasługuje na karę. Może też uważać, że jest niegodna miłości, pieniędzy czy przyjaźni, więc traci te wszystkie rzeczy, na których przecież bardzo jej zależy. Ale może też najzwyczajniej w świecie bać się, że zostanie skrzywdzona, porzucona, oszukana, okradziona czy napadnięta. Poczekalnie psychologiczne są pełne samotnych kobiet, które „boją się, że się znowu rozczarują” i zgodnie z tym wzorcem przyciągają wyłącznie rozczarowujących mężczyzn.

Spętanie strachem jest dosłowne – więzi. Nie pozwala normalnie żyć. Nie pozwala czuć i oddychać pełną piersią. Nie pozwala się śmiać i smakować życie. Jakikolwiek strach człowiek nosi w sobie, będzie nim przyciągał innego spętanego strachem. Zatem kobieta zalękniona tym, że trafi na nieodpowiedniego mężczyznę, który ją zawiedzie, przyciąga jak magnes panów spętanych strachem przed związkiem, odpowiedzialnością, dziećmi, miłością. Czasem też owładniętych strachem przed biedą i brakiem, więc celowo ukierunkowanych na ograbienie z pieniędzy każdej, która na to pozwoli.

Jest to zatem nie tylko element, który pozwala zrozumieć oprawcę, ale pomaga przede wszystkim uzdrowić siebie. Bo zawsze można przy takim doświadczeniu odkryć swój strach. Można wprost zadać sobie pytanie: czego się naprawdę boję? A przede wszystkim można wybaczyć temu, który przyszedł do nas zwabiony energią naszego lęku, by zagłuszyć swój własny. To ma ogromne znaczenie, ponieważ odpuszczenie jest potężnym uzdrawiającym procesem. Transformuje nasze lęki w Światło. Uwalnia wszystkie koszmary. Kto doświadczył, kto kiedykolwiek naprawdę wybaczył, ten wie.

Wybaczenie to niesamowite katharsis, które uwalnia z naszego pola energetycznego wszystkie strachy. Człowiek, który przeszedł przez piekło i umie szczerze poczuć w sobie, że odpuścił, postawił kreskę, zaakceptował i zrozumiał, staje się niesamowicie silny. Jest jak gladiator na arenie, który wie, że potrafi jedną ręką pokonać wszystkich napastników. Przestaje się bać, skupia się wyłącznie na strategii dobrego i mądrego życia. Wie doskonale, że każda blizna dodaje mu uroku, a każde zwycięstwo splendoru. Wybaczenie jest wyjściem poza strach i zrozumieniem, że nie ma potrzeby bać się czegokolwiek.

Wspaniałym narzędziem jest kochanie siebie. Ono pomaga dostrzec swoją moc i odpuścić rozmaite oczekiwania. Pozwala uświadomić sobie naturalną doskonałość każdego z nas. Przestajemy porównywać się z innymi, rywalizować, a tym samym przestajemy bać się odrzucenia i braku akceptacji. Akceptujemy, szanujemy i cenimy siebie tak mocno, że nic nikomu nie chcemy udowadniać. Nikt nie jest nas w stanie obrazić, poniżyć ani ośmieszyć. Kochanie siebie tworzy wokół nas piękną aurę, która przyciąga tylko dobrych, życzliwych ludzi.

Miłość do siebie otwiera nas na potężną ochronę, jaka nas otula każdego dnia, płynąc z Najwyższego Źródła. Człowiek, który się powierza i pozwala prowadzić, nie cierpi. Przechodzi z harmonią przez rozmaite doświadczenia, a kochanie siebie jest jak tarcza odbijająca rozmaite pomówienia, złośliwości i wszelkie ataki. Rozumiejąc i wybaczając tworzymy szczęśliwe wydarzenia. A miłość do siebie uwalnia wszystkie lęki. Jest jak Światło, które likwiduje cały mrok.

Bogusława M. Andrzejewska