Przyjaźń ze Światłem

W czasie warsztatów, na których wprowadziłyśmy grupę w Kroniki Akaszy, okazało się, że parę osób bywa w tej przestrzeni od dawna, tylko nie nazywa tego w ten sposób. Być może nawet nigdy tego nie nazywali, po prostu korzystali ze wsparcia wysoko wibracyjnych istot oraz z informacji, które otrzymywali. Niektórzy ludzie rodzą się z darem uzdrawiania energią i robią to bez żadnych kursów i dostrojeń. Podobnie jest z Językiem Światła – możecie z niego korzystać, nie wiedząc, że jacyś ludzie tak to nazywają.

Moja historia wydaje mi się nawet dość zabawna, głównie dlatego, że dopiero teraz wszystkie zagadkowe wydarzenia poukładały się w całość. Opisuję ją, abyście mogli przyjrzeć się swoim własnym doświadczeniom i sprawdzić, czy podobnie jak ja, nie dostrajacie się od dawna do Języka Światła. To moim zdaniem naturalny proces związany w wewnętrznym rozwojem. Sprawdźcie, jak to jest u Was.

Wiele lat temu zaobserwowałam w sobie wewnątrz dziwne gesty, które pojawiały się w wyciszeniu, kiedy weszłam w Pole Serca. Zamykałam oczy i widziałam, jak moje dłonie tańczą. Przyjęłam, że to jakaś pozostałość z innego wcielenia i szukałam znaczenia tych gestów w różnych miejscach, np. w buddyjskich mudrach, a nawet u indonezyjskich tancerzy. Nie znalazłam nic.

Od dawna w wyciszeniu rysuję dziwne wzory. Najczęściej takie, które przypominają unalome. Ale nie tylko takie. Przychodzą też inne. To rysowanie przychodzi z ciszy, jakby chciało ją przerwać. Czasami rysuję fizycznie na papierze, ale częściej pozostają wewnątrz mnie. Każdy ma swoje ulubione gryzmołki, które robi np. kiedy ze znudzeniem uczestniczy w jakimś wykładzie. Jego umysł jest wtedy w stanie alfa – prawie zasypia z nudów. W psychografologii nawet próbujemy je interpretować. Zobaczcie, co malujecie? Czy nie przypomina to glifów Języka Światła?

Kilka lat temu zafascynowały mnie kryształowe misy. Długo były poza moim zasięgiem ze względu na wysoką cenę. Miałam wiele ważniejszych wydatków niż instrument, z którego nie planowałam korzystać zawodowo. Dopiero kiedy odkryłam miejsce, w którym mogłam misy kupić pojedynczo, pozwoliłam sobie na to, aby kompletować je przez wiele miesięcy. Co ciekawe – o wiele bardziej podoba mi się handpan, ale wcale nie chcę go posiadać. Jestem świadoma, że trzeba nauczyć się na nim grać, a nie mam zamiaru zawodowo zajmować się muzyką. Podoba mi się też kalimba, ale nie czuję przy niej takiej magii, jak przy misach.

Misy to jedno z moich największych marzeń, które wiele lat trwało we mnie bez żadnego logicznego uzasadnienia. Jakby wołały mnie do siebie, a ja ze zdziwieniem tłumaczyłam: „po co? Nie jestem muzykiem, nie chcę na niczym grać, wolę słuchać tych, którzy grać umieją”. Poddałam się, ponieważ moje kryształy odnajdują w misach swoje własne wibracje. Kiedy gram, ustawiam dookoła moje piękne kamienie. Energia mis jest niesamowita, mają ogromną moc uzdrawiania. To też Język Światła – dzisiaj to rozumiem.

Najzabawniejsza i jednocześnie najbardziej pokręcona przeze mnie samą jest historia malowania obrazów. Malowanie przyszło do mnie po 50 roku życia, zapowiadane wieloma znaczącymi snami, wizjami i przepowiedniami innych osób. Rzuciłam się na to malowanie ze świadomością, że nie umiem nawet trzymać pędzla. To, co tworzyłam, przypominało malunki małych dzieci w przedszkolu. Nie umiałam i nadal nie umiem malować. Nigdy nie ćwiczyłam tej sztuki. Ale skoro wszechświat mnie tak mocno popychał w tym kierunku, to znaczy, że coś miałam z tym zrobić.

Okazało się, że moje nieporadne bazgroły niosły w sobie moc uzdrawiania. Zmieniały ludzką rzeczywistość. Dzisiaj widzę w moich pierwszych obrazach elementy Języka Światła. Wówczas go nie znałam, ale przyszła do mnie taka informacja i wertowałam internet, by czegoś się dowiedzieć. Jednak zamiast konsekwentnie podążać w tym kierunku i słuchać tego, co do mnie przychodzi, wymyśliłam sobie, że pójdę na kurs terapii malowaniem. Chciałam, by ktoś inny mnie nauczył. Kurs był fajny, ale oparty na czymś zupełnie innym. Zmieniłam styl – jeśli to można nazwać stylem – i wszystko się od razu zmieniło. Coś zgubiłam.

Wszechświat mocno mną wtedy potrząsnął. Ponieważ patrzyłam w swoją nauczycielkę malowania jak w obrazek, zadziało się coś przykrego i finalnie ta pani przestała się do mnie odzywać. Przestałam więc za nią podążać i malować tak, jak mnie nauczyła, dostrzegając, że to nie moje energie. Ale do malowania nie chciałam wracać, chociaż Mistrzowie w Kronikach Akaszy stale mnie do tego namawiali. „Po co mam malować? Nie umiem” mówiłam im. Dopiero dzisiaj rozumiem, co widzieli moi Mistrzowie. Zapewne któregoś dnia ich posłucham. Ponieważ wszystko przychodzi we właściwym czasie – to będzie na pewno najlepszy dla mnie czas.

Światło kocham od zawsze. Ciągle się z nim fotografuję i uwielbiam te wszystkie prześwietlone zdjęcia. Być może to naturalna cecha starej duszy, która schodząc na Ziemię pamięta najważniejsze klucze do Złotej Ery, takie właśnie jak miłość bezwarunkowa i Światło. Stara Dusza musi pamiętać, bo prowadzi tych wszystkich, którzy nigdy nie byli w takiej rzeczywistości, nie mają więc czego pamiętać. Obecnie jest na Ziemi mnóstwo Starych Dusz – zauważyliście? Być może do nich należycie i właśnie dlatego to czytacie, szukając jak ja brakujących klocków do Waszej indywidualnej układanki.

Kiedy na nowo odnalazłam wiedzę o Języku Światła, wszystko połączyło się w całość. Dzisiaj mogę wreszcie powiedzieć, że rozumiem. To nie oznacza, że natychmiast znowu zacznę malować albo zajmę się channelingiem. Raczej nie. Mam swoje ulubione metody uzdrawiania i rozwoju, które dobrze mi służą. Natomiast lubię wiedzieć i rozumieć, co robię. A przecież cały czas gram na misach, a moje dłonie tańczą, kiedy jestem w Polu Serca. Cały czas też dostaję w Kronikach nowe propozycje obrazów do namalowania. Pozwalam się prowadzić. Niczego nie planuję. Otwieram się na to, co przychodzi.

 Bogusława M. Andrzejewska

Co to jest Język Światła?

W dużym uproszczeniu to energia o bardzo wysokiej wibracji, która działa poza naszą świadomością. Może wypełniać nasze ciało, wpływać na cząstki subtelne, uzdrawiać fizyczne komórki i wszystko to dzieje się bez naszego logicznego rozumienia, a być może nawet wyraźnego odczuwania. Aczkolwiek to odczuwanie oczywiście istnieje, ale jest delikatne i może być nieuchwytne dla kogoś, kto nie wie nic na ten temat.

Język Światła porównuje się do pracy z energią Reiki. Kiedy robiąc zabieg przykładamy ręce do ciała, to energia płynie i działa na nas. Możemy odczuwać ciepło, błogość, wzrost wibracji, przyjemność. Może zniknąć ból czy inny dyskomfort. Jednak nie widzimy tej energii i nie zajmujemy się prowadzeniem jej poprzez ciało. Ona działa sobie po swojemu, a my po prostu poddajemy się temu procesowi.

Przy pracy z Językiem Światła jest podobnie  kiedy rozpoczyna się proces, wypełnia nas Światło. Piękne, miękkie, dobre, kochające Światło. Płynie ono z Najwyższego Źródła, aczkolwiek możemy taki przepływ otrzymać od różnych Istot z wyższych wymiarów  od Archaniołów, Mistrzów, Jednorożców. Światło to jest esencją miłości bezwarunkowej. Postrzegam je jako energię nazywaną przez niektórych nauczycieli Światłem Chrystusowym. Czysta miłość w najpiękniejszej postaci.

Przepływ tej silnej energii powoduje głębokie przemiany wewnątrz naszych ciał. Zachodzi proces dostrojenia do idealnej Boskiej Matrycy. Kody z Najwyższego Źródła zostają wprowadzone bezpośrednio do komórek i tam działają poza naszą świadomością. Niektórzy praktycy tej metody określają ją jako sposób komunikacji pomiędzy Najwyższym Źródłem a podświadomością, sposób, który całkowicie omija poziom mentalny człowieka.

Język Światła przybiera rozmaite formy. To mogą być dźwięki, obrazy, glify, gesty, ruchy, słowa w nieznanym języku. Wszystko jest przecież wibracją i Światło jako wibracja może wypełnić zarówno obraz, pismo, jak i dźwięk czy ruch ciała. To zazwyczaj jest spontaniczne. Praktyk Języka Światła jest zwykle w procesie channelingu i po prostu przekazuje to, co płynie przez niego. Czasem to bardzo spektakularne, a czasem delikatne i subtelne, jak Światło wypływające z obrazu lub słońce migoczące na powierzchni wody.

My jednak szukamy rozumienia tego, co zachodzi w takim procesie, taka ludzka natura. Stąd też pojawiają się rozmaite interpretacje glifów, gestów i kształtów. Tymczasem warto pamiętać, że raczej nie ma tu stałych znaczeń. Każdy człowiek może inaczej odbierać i rozumieć dany symbol, kolor obraz czy ruch. I to jest w porządku, ponieważ ta metoda nie wymaga udziału naszych myśli i wsparcia z tej strony. Możemy nie wierzyć i nie rozumieć, a i tak się dzieje. Natomiast na pewno potrzebna jest otwartość  zgodnie z zasadą wolnej woli człowieka.

Uważam, że gotowość na przyjęcie Języka Światła pojawia się wtedy, kiedy najważniejsze lekcje duszy zostały odrobione i zrozumiane. Choroby i inne problemy to z reguły informacja dla człowieka, by zmienił pogląd, wybaczył komuś, zaakceptował coś, odpuścił coś, zaufał, pokochał siebie. Kiedy choćby na poziomie mentalnym to rozumie i podejmuje proces, praca z Językiem Światła może mu pomóc w urzeczywistnieniu.

Dopóki buntujemy się przeciw oczywistym duchowym prawom, takim jak na przykład kochanie samego siebie czy wybaczanie innym, nie jesteśmy w istocie gotowi na żaden uzdrawiający proces. Uzdrowienie ciała zawsze będzie tymczasowe, ponieważ nieharmonijne poglądy (brak miłości do siebie zawsze jest niezgodny z harmonią wszechświata) będą na nowo odtwarzać stare schematy. Także w ciele.

Język Światła działa na poziomie naszego DNA i co ważne dla nas  może uzdrawiać pamięć komórkową. Wielu z nas przerobiło już swoje lekcje, zrozumiało to wszystko, co miało zrozumieć, ale nadal możemy mieć w swoim polu energetycznym rozmaite blokady z poprzednich wcieleń, które zniekształcają nasze wibracje i powodują dyskomfort. Język Światła może to oczyścić poza naszą świadomością, ponieważ udział logiki nie ma tu znaczenia. Przecież i tak nie pamiętamy innych wcieleń.

Ogólnie jednak coraz więcej ludzi wie i rozumie, na czym polega duchowe wzrastanie, dlatego też takie metody jak Kroniki Akaszy czy Język Światła stają się coraz bardziej dostępne. Nie trzeba być wybrańcem, każdy może z takich metod korzystać, jeśli tylko chce i potrafi. Jak zawsze  są ludzie, którzy urodzili się z darem dostępu do Akaszy czy Języka Światła. Tak jak rodzą się ludzie z talentem artystycznym czy poetyckim. Ale wielu innych może się tego nauczyć pracując cierpliwie. Jesteśmy jednak różni. Nie wszyscy musimy zajmować się tym samym.

 Bogusława M. Andrzejewska

Przebudzenie 30

Internet ostatnio jest pełny rozmaitych channelingowych przekazów od różnych „Wysokich Energii”, które podpisują się nawet jako znani mi skądinąd Archaniołowie i inni Mistrzowie. Najczęściej w tych przekazach zapewniają nas o pozytywnych zmianach na Ziemi i o podnoszeniu wibracji. Początkowo nawet się ucieszyłam, że tyle tego „dobra” i z optymizmem je czytałam. Niektóre teksty – niezależnie od tego czy natchnione przez Wyższą Energię czy płynące z umysłu zwykłego człowieka – bardzo wydają się pozytywne.

Ale pomiędzy perełki jak zwykle ciemność wkłada brudne łapska. We mnie wywołuje ona śmiech, więc dzielę się dzisiaj z Wami przykładowymi absurdami – pośmiejcie się ze mną. Najbardziej jaskrawa głupota z „natchnionego” przekazu, to odgrażanie się, że wszystkie złe siły służące matriksowi zostaną zniszczone, a w tym – unicestwi się wszystkie pielęgniarki, które podają szczepionki.

Mało z krzesła nie spadłam na takie dictum! I od razu zdziwiłam się, że nikt tego nie widzi, nie zwraca na to uwagi i wszyscy przytakują, lajkują, a ciemność łapki zaciera, że ludzie kompletnie nie myślą. Przypominam wszystkim, którzy zechcą to czytać, że Energie o wysokich wibracjach są pozbawione ego i emocjonalnych zapędów, tak charakterystycznych dla ludzi. Nie odgrażają się nikomu i niczemu. Mogą zatem ogólnie przekazać informację, że… „siły zagrażające wolności na Ziemi zostaną usunięte”. Na przykład w ten sposób, co jest pozbawioną emocji rzeczową informacją.

Emocjonalne odgrażanie się bogu ducha winnym pielęgniarkom jest po prostu poniżej krytyki. Ogólnie odgrażanie się komukolwiek, straszenie zemstą jest … paskudnie ludzkie. Charakterystyczne dla istot ludzkich na niskim poziomie rozwoju. Człowiek rozwinięty duchowo nikogo nie potępia i nikomu nie złorzeczy, nie odgraża się. Zatem gdyby medytujący człowiek, taki spokojny z otwartym sercem człowiek, napisał od siebie jakiś tekst, z całą pewnością nie groziłby pielęgniarkom czy komukolwiek innemu.

Od razu widać, że pisała to ludzka istota, będąca pod wpływem niskich energii, która temat wzrastania Ziemi potrafi przekuć w ciemność, aby zwabić jeszcze kilka dusz. Odgrażanie się zemstą i cieszenie się tym, świętowanie z pogardą dla jakiegokolwiek człowieka nie ma nic wspólnego z rozwojem. To jest bardzo niskie, widać to przecież gołym okiem. Bądźcie proszę uważni na takie teksty. Po tym poznacie źródło.

Wysoko rozwinięta Energia przekazuje tylko miłość. W jej relacjach nie ma opisów kary i zemsty, nie ma rozsmakowywania się w formach niszczenia, zabijania i zagłady. Każde słowo wypełnione jest miłością, a tematy trudne podawane są bez emocji, krótko i rzeczowo. To i to usunięte, to i to zabezpieczone. Język wysoko wibracyjny jest wolny od gniewu, nie ma w im zaciskania zębów ze złością. To takie proste do zauważenia.

Bardzo ważnym elementem, po którym możecie poznać przekaz wysoko wibracyjny, jest całkowity brak wątków „karania kogoś”. W Boskiej Energii kara nie istnieje. Są konsekwencje, które ktoś może sam wybrać. Jak mówi przysłowie: jeśli ktoś pluje pod wiatr czy kopie dołki, to może być różnie. Ale nie jest to żadna kara. To efekt tego, co człowiek zrobił sam sobie. Dla Najwyższego Źródła wszyscy jesteśmy niewinni. Wina i kara nie istnieją. Wszystko jest w harmonii, a nauka na Ziemi przybiera tylko różne formy.

Podobnie i teraz – jeśli przekaz dotyczy procesów międzygalaktycznych i jakiejś rasy, która została odsunięta, to w takim przekazie nie będzie żadnych form karania, krzywdzenia czy odwetu. Będzie tylko podana kwestia uwolnienia spod niekorzystnego wpływu. Zwracajcie proszę na to uwagę i nie powielajcie proszę bzdur o karaniu pielęgniarek za to, że komuś podawały szczepienia. Żaden wysoko wibracyjny przekaz nie opowiada o karaniu morderców, gwałcicieli, złodziei, a cóż dopiero służby zdrowia.

Przy okazji chcę zwrócić uwagę na jeszcze jeden bardzo istotny element, którego nie chcą widzieć „duchowo rozwijający się” ludzie. Pisałam już o tym. Szczepienia są jak kawał mięsa rzucony między dwa warczące psy. Nie mają znaczenia same w sobie. Są testem dla ludzkości – testem tolerancji i szacunku dla drugiego człowieka. Mają wielkie znaczenie dla wzrastania w miłości. Są po to, aby ci, którzy nie chcą się szczepić, obojętnie wzruszali ramionami, kiedy ktoś znajomy zechce przyjąć szczepionkę. To jest esencja tego zjawiska.

Niestety – nie zdajemy egzaminu jako ludzie. Jest mi z tego powodu ogromnie przykro. Obserwuję potworną pogardę wobec tych, którzy się szczepią. Czytam wiele złośliwych, niskich wibracyjnie tekstów o zaszczepionych. Każdego dnia produkuje się mnóstwo negatywnej energii, inwektyw, drwiny. Zapewne w drugą stronę jest podobnie, ale tego po prostu widzę mniej – to jak sądzę specyfika środowiska, w którym się obracam.

Tymczasem człowiek jest zawsze Światłem, bez względu na wybory, których dokonuje. Każdy ma prawo wierzyć w to, w co chce wierzyć. Zmiana świata na lepszy i nowa Złota Era nie oznacza, że nie mamy się szczepić, co błędnie propagują niektórzy. Nie oznacza też oczywiście, że mamy się szczepić. To nie ma nic do rzeczy! Oznacza, że mamy otaczać siebie wzajemnie miłością, rozumieniem, wsparciem i tolerancją. Że mamy współpracować ze sobą z sympatią i ciepłem, nie zwracając uwagi na inny kolor skóry, inna orientację seksualną i na kwestię szczepień.

Czy zauważacie ten paradoks? Kiedy ludzie zaczęli akceptować odmienności etniczne i kulturowe, kiedy z uśmiechem przyjmują rozmaite rodzaje fryzur, ubrań, tatuaży, modlitwy do różnych bogów, nagle pojawiły się szczepienia, które podzieliły ludzkość na dwa warczące na siebie obozy. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że szczepionki nas podzielą, nie uwierzyłabym. Jako dziecko przeszłam w szkole rozmaite szczepienia. Nigdy nie były powodem do dyskusji. A co dopiero do tego, by się o nie kłócić.

Ludzkość wpadła w pułapkę. Idiotyczną, bo niesłychanie prostą – braku tolerancji. Jak może istnieć Złota Era bez tolerancji? Czy wszyscy przeciwnicy szczepień chcą w Złotej Erze postawić getta dla zaszczepionych? A może lepiej od razu ich wystrzelać? Gdzie ten nasz rozwój? Gdzie nasza duchowość? Gdzie nasza duchowa mądrość? Gdzie wreszcie nasza umiejętność odbierania sercem? Cofnęliśmy się w rozwoju do czasów, kiedy ludzie tłukli się maczugami po głowach, by udowodnić, że to właśnie oni mają rację. Chcemy zmusić innych, by myśleli tak jak my.

Piszę „my”, ale nie zaliczam się do takich ludzi. Jest mi kompletnie obojętne, czy się szczepiłeś czy nie. To Twoja sprawa i Twój wybór. Podobnie jak nie interesują mnie cudze poglądy na rozmaite kwestie. Każdy może sobie widzieć świat po swojemu. Człowiek jest dla mnie Światłem. Zawsze pozostanie Światłem, chociaż nie z każdym mi po drodze. Nie z każdym chcę toczyć dyskusje i nie z każdym chcę spędzać czas. Ale szanuję każdą odmienność. A tu tylko pokazuję prostą do Światła drogę i usuwam kamienie spod nóg. Jak zawsze. A i tak każdy Czytelnik wybierze po swojemu.

Bogusława M. Andrzejewska

O Języku Światła

Język Światła jest dotykaniem natury Światła i narzędziem, które pozwala wejść głębiej w istotę najsilniejszych wibracji. Język Światła pomaga sięgnąć do wyższych wibracyjnych poziomów. W istocie każdy człowiek jest utkany ze Światła, dlatego też posługiwanie się Językiem Światła nie jest dla wybranych. Jest dostępne dla każdego człowieka, podobnie jak praca z energią Reiki czy dostęp do Kronik Akaszy, czy inne metody stosowane przez ludzi. Każdy człowiek, który wyrazi takie życzenie i otworzy się na wibracje, jaką niesie Światło, może z tego Światła korzystać, ponieważ człowiek tez jest Światłem.

Język Światła występuje  w wielu opcjach, ponieważ jest energią i jako energia może zabarwiać zarówno kolory, jak i dźwięki, jak i kształty. Może zatem pojawiać się zatem we wszystkich formach, które człowiek potrafi odbierać zmysłami. Jest na przykład zapisywany w wodzie. Można zobaczyć na powierzchni wody tańczący blask i jest to dostępny dla ludzkiego wzroku jeden z poziomów tego języka. Jest on wielowymiarowy. Sięga zatem o wiele dalej i głębiej niż ludzki wzrok może zobaczyć.

Język Światła w swojej wielowymiarowości jest bardzo wysoką wibracją. Jest wibracją nazywaną czasem Światłem Chrystusowym. To Światło, które niesie w sobie zapis wibracji bezwarunkowej miłości o najwyższym dostępnym w materialnym świecie poziomie. To bardzo wysoka uzdrawiająca wibracja, która na materialnym poziomie może wszystko wypełnić harmonią.

Język Światła jest dostępny dla człowieka dzięki pracy Archaniołów i innych wysoko energetycznych istot, które dostrajają je do częstotliwości możliwej do odbioru dla człowieka. Boska Energia Bezwarunkowej Miłości z Najwyższego Źródła może przybierać wiele form. Jedną z nich dostosowaną do ziemskich realiów i odbioru przez człowieka jest właśnie taki rodzaj, który ludzie nazwali Językiem Światła. Ludzie próbują go spisywać, zauważając jego częstotliwość i wyłapując go pomiędzy wymiarami.

Praca z Językiem Światła przynosi korzyści każdemu, kto się tym zajmuje, ponieważ praca z wysoką częstotliwością automatycznie dostraja człowieka do wyższych wibracji. Jest to zatem kolejna ścieżka duchowego rozwoju, kiedy człowiek automatycznie łączy się z wibracją, z którą pracuje. Jest to też energia, która może harmonizować wszystko, co tej harmonizacji wymaga.

Dzisiaj nie mówimy już o uzdrowieniu, ponieważ w istocie na poziomie pracy z Językiem Światła nie jest to uzdrawianie jako takie. Jest to podnoszenie częstotliwości i dostrajanie do idealnej Boskiej Matrycy. Poprzez równoważenie na poziomie kwantowym. A zatem nie tyle uzdrawianie, ile harmonizacja tego, co tej harmonizacji wymaga.

Język Światła jednak może być postrzegany poprzez ludzi jako narzędzie do uzdrowienia. I jak każda inna metoda i każde inne narzędzie, które zostało ludziom udostępnione, wymaga gotowości, wiary, dostrojenia, a przede wszystkim otwarcia serca. Wielu ludzi dotyka Języka Światła, tak jak dotyka kryształów i innej wysoko wibracyjnej energii, a pomimo tego nie doświadcza uzdrowienia, ponieważ nie pozwala sobie na to, aby taka energia przepływała przez jego ciało. Ważne jest tutaj otwarte serce i umiejętność wejścia w pole serca, które pozwala aktywować klucze dostępu do idealnej uzdrawiającej Boskiej Matrycy.

(spisała Bo Andrzejewska – 21.12.2021)

Harmonia śmiechu

Śmiech jest piękną uzdrawiającą mocą. Śmiejąc się z serca, podnosimy sobie energię i pozwalamy, by wysokie wibracje odnawiały nasze ciało. Jest to już nawet dopracowane naukowo w formie gelotologii, nauki uzdrawiania fizycznego ciała z pomocą szczerego śmiania się z komedii, żartów i innych zabawnych rzeczy. Niektóre kliniki na Zachodzie odważnie pozwalają, by wesoły klaun odwiedzał chore dzieci i rozbawiał je do łez. Dorośli też coraz chętniej próbują cudu, jakim jest radość.

Każdy z nas lubi się śmiać, jest to zatem niejako odczuwalne i potwierdzalne przez każdego człowieka. Kiedy towarzyszy nam radość, czujemy się lepiej, a nasze samopoczucie psychiczne przekłada się na stan ciała utrzymując je w zdrowiu lub przywracając do prawidłowego funkcjonowania. Zapewne śmiech warto łączyć z innymi technikami i szanować przy tym także zdobycze współczesnej medycyny, ale dobrze jest korzystać z jego niezaprzeczalnej mocy.

Niektóre poradniki pozytywnego myślenia zachęcają wręcz do tego, aby każdy dzień zaczynać od 5 minut radosnego śmiechu. Jeśli nie ma z czego się śmiać, można zacząć trochę „na siłę”, aby już po chwili śmiać się z samego siebie i z dźwięku swojego śmiechu. Śmiech jest „zaraźliwy” – jeśli go usłyszymy, to sami zaczynamy się śmiać. W sieci krążą cudne filmiki o mądrych uzdrowicielach, którzy zaczynają śmiać się głośno w pełnym ludzi metrze czy autobusie. Już po chwili śmieją się wszyscy. Cudowna uzdrawiająca sesja.

Jednak zdarza się też czasem śmiech zły. Śmiech podły. Śmiech okrutny. Jest nim pełna pogardy dla drugiego człowieka drwina. Niesie ona w sobie niskie emocje, którego nikogo i niczego nie uzdrawiają. Każdy kto kiedykolwiek został publicznie wyśmiany, wypełnia się cierpieniem, które niezwykle trudno wyleczyć. Drwina boli nawet wtedy, kiedy okrutne słowa padają na spotkaniu w cztery oczy. Dzieje się tak, ponieważ drwiący śmiech ma w sobie bardzo złą wibrację. I też nie odkrywam przed Wami Ameryki, każdy kto usłyszał taki śmiech, nigdy go nie zapomni.

Myślę, że czym innym jest złośliwość w ocenianiu kogoś, kto tego nie słyszy. To paskudne, ale to nic nadzwyczajnego i prawdopodobnie każdy z nas roześmiał się kiedyś drwiąco na wieść o tym, że ktoś inny zrobił coś głupiego. Mnie się zdarzyło być złośliwą niejeden raz, natomiast szybko zamykałam wtedy buzię ze świadomością, że to po prostu niegodne i zmieniałam temat. Bo nie warto dotykać takich wibracji. Nie warto trwać w niskiej energii złośliwości, nawet jeśli się odruchowo wyrwie. A czasem się wyrwie i to nie jest tragedia. Jesteśmy pełni emocji, więc zdarza się nam palnąć czasem coś złego. Ważne, by szybko się z tego wycofać. Krótka chwila to nie problem, ale rozdmuchiwanie takiej energii nie służy nam. Dla wyśmiewanej na odległość osoby jest bez znaczenia, ale nas energetycznie uszkadza. Warto pamiętać, że to jest jak strzelanie sobie w stopę.

Dlaczego piszę o rzeczach tak oczywistych? Bo okazuje się, że wcale oczywistymi nie są. Przeczytałam niedawno wypowiedź pewnej znajomej osoby, która organizuje rozmaite „rozwojowe” spotkania dla kobiet. Niestety nie zaprasza tam żadnego nauczyciela duchowego, więc w istocie nie ma tam też żadnej rozwojowej wiedzy. Napisała ona o „pozytywnej mocy” drwiącego śmiechu w grupie. W jednym aspekcie bez wątpienia miała rację: grupa to moc i multiplikuje energię. Także negatywną.

Na opisanym spotkaniu kobiety negatywnie oceniły jakąś osobę – co nie jest niczym nadzwyczajnym. Ludzie robią różne rzeczy i podzielenie się krytycznymi uwagami o tym jest normalne. Natomiast potem w pełni świadomie w grupie wyśmiały tę osobę. I też mają do tego prawo. Nic mi do tego, kto kogo wyśmiewa poza plecami. Czasem śmiech może rozładować złość, jeśli nie ma w nim pogardy i drwiny. Nie oceniam nikogo, bo nie wiem, jak w istocie tam było. Chcę napisać o samej pogardzie.

Jak zwykle poruszyło mnie samo zjawisko. Bo drwiący śmiech jest bardzo złą energią. Jeśli świadomie go prowokujemy w grupie i jeszcze się tym chwalimy, to chyba nie odróżniamy dobra od zła. Kompletnie. Czym innym jest nawykowy emocjonalny odruch, z którego jak najszybciej się wycofujemy, a czym innym świadome produkowanie złej energii i rozprzestrzenianie jej na zewnątrz. A jakby tego było mało – opisywanie tego patetycznie, jako czegoś świetnego. Niestety. Nie jest to świetne.

Najbardziej zaskakująca jest dla mnie racjonalizacja zjawiska, jako działania specyficznej obronnej mocy. Stąd mój artykuł. Drwiący śmiech nie daje śmiejącemu się żadnej mocy. Jest niebezpieczny i niszczący. Wcale nie dla wyśmiewanej osoby, która – załóżmy – jest zła i niebezpieczna, więc chcemy się chronić. Od dawna wiadomo, że drwina i pogarda, podobnie jak agresja energetycznie prowokują przeciwnika. Tylko rozumienie i akceptacja bądź uzdrowienie własnych wzorców, jeśli jest taka potrzeba, daje nam pełne bezpieczeństwo.

Można wykorzystać energetycznie rozśmieszenie przeciwnika, aby pozbawić go agresji. Taka rola śmiechu też jest bardzo ciekawa i niesie w sobie fantastyczną pozytywną moc. Ale w opisywanej sytuacji wszystko działo się poza plecami wyśmiewanej osoby. Nie chodziło zatem o obezwładnienie jej śmiechem. Chodziło o poniżenie, wydrwienie i pogardę – bez wiedzy zainteresowanej osoby, a jedynie dla wzmocnienia siebie. No cóż… pogarda nikogo nie wzmacnia, warto o tym wiedzieć.

Nie chcę produkować tutaj równie paskudnej energii, więc tylko krótko przypomnę, że pycha, pogarda i drwina to lucyferyczne jakości. I od razu też wyjaśnię, że w anielskich kręgach Lucyfer nie jest zbawcą niosącym ludzkości światło, jak opowiada jedna z legend, tylko symbolem wywyższania się nad innych. W poszukiwaniu sposobu na dowartościowanie siebie zdarza się pozowanie na władcę, lidera, artystę, przewodnika, który jest „wyjątkową duszą”, a innych traktuje jak podnóżek, służący jego wspaniałości. Oto Lucyfer.

Mówi on najczęściej do swojej ofiary: „jesteś niezwykły. Jesteś wspanialszy niż inni. Oni powinni ci służyć. Powinni podziwiać, bo są słabsi i gorsi od ciebie”. Kiedy ofiara ma niskie poczucie wartości i rozpaczliwie chce zabłysnąć przed innymi, wchodzi na ścieżkę udowadniania ludziom, że jest od nich lepsza i mądrzejsza. Jeśli ma dar elokwencji i zdolność manipulacji, to z łatwością znajdzie rzesze fanów, którzy nie słuchają własnego serca, lecz pozwalają, by to ona mówiła im, co mają robić i jak myśleć, najczęściej zgodnie z jej interesem.

Jestem pewna, że każdy chociaż raz w życiu spotkał taką osobę, każdy chociaż z daleka widział takiego człowieka. Jeśli mamy w sobie dużo miłości dla siebie, nie dajemy się uwieść takim manipulacjom. To ogólnie przykre, bo bardzo trudno uwolnić się od lucyferycznej energii. Wymaga ona zwrotu o 180 stopni i uznania, że wszyscy jesteśmy tym samym Światłem. Wszyscy mamy takie same prawa. Wszyscy zasługujemy na miłość i szacunek. Jesteśmy różni, ale nikt nie jest lepszy ani gorszy.

Jesteśmy Jednością. Kiedy drwimy z innych, drwimy z siebie. Kiedy okrutnie osądzamy innych, osądzamy siebie. Ten okrutny śmiech uderzył swoją energią w te śmiejące się kobiety. Tak działa wszechświat. Czy pamiętacie słowa jednego z Największych Nauczycieli ludzkości, który mówił: „nie osądzaj, byś nie był sądzony”? Rzecz nie w tym, by nabierać wody w usta, kiedy ktoś działa nieetycznie. Mamy prawo rozmawiać, dzielić się ze spokojem uwagami. Mamy nawet prawo do złośliwości i drwiny, ale miejmy przy tym świadomość, że to czyni wyłom w naszej energetyce. Drobna złośliwość, to drobny wyłom. Zbiorowa drwina… Sami sobie dopowiedzcie.

Wielu duchowych nauczycieli zachęca, by nie oceniać. Ale jesteśmy ludźmi. Postrzegamy świat dualnie, niesiemy w sobie mnóstwo rozmaitych emocji. Zatem oceniamy i ja nie widzę w tym tragedii, dopóki zachowujemy umiar, nie zasilamy tego osądzania energią, pozostawiając dyskusję o czymś lub o kimś na poziomie umysłu. Jeśli jednak zaczynamy się głupio bawić i szukać w sile grupy „zabójczych” mocy, to mocno ryzykujemy.

Moc grupy jest znana od wieków. Po to właśnie powstawały kobiece kręgi, by jedna wzmacniała drugą. Kiedy kilka kobiet wspólnie wyrazi życzenie, to ono się sprawdza. Kiedy medytujemy w grupie, zasięg naszej medytacji oczyszcza przestrzeń wokół nas na wiele kilometrów. Po więcej informacji odsyłam do opracowań Gregga Bradena, który bardzo dokładnie opisał to zjawisko. Myślę, że nie warto wykorzystywać mocy grupy do drwiącego śmiechu skierowanego przeciwko innej osobie.

Nie oceniam nikogo, a z całą pewnością nie ośmieliłabym się oceniać grupy kobiet, które po prostu nie posiadają żadnej wiedzy o energetyce. Tego niestety w szkole nas nie uczą. Skąd miały wiedzieć, że to wcale nie jest dobre? Napisałam ten artykuł, by Wam cząstkę takiej wiedzy dać. By zachęcić Was do zapraszania na rozwojowe spotkania jakiegoś mądrego nauczyciela czy nauczycielki, bo duchowość to nie jest zabawa. Powinien w takiej grupie być jakiś mentor, który chroni wszystkich uczestników. W tej grupie nikogo takiego widać nie było.

Napisałam to też po to, by podpowiedzieć Wam, że zawsze warto słuchać serca i zawsze warto zadać sobie jakże popularne pytanie: „co zrobiłaby miłość?” Kochający człowiek to człowiek duchowy. Kochający człowiek może zażartować, ale rzadko w sposób złośliwy. A już z całą pewnością nie pozwala sobie na pogardę i drwinę, rozpoznając w nich niskie energie. A czasem wystarczy położyć rękę na sercu i zadać sobie pytanie, czy takie działanie jest rzeczywiście pełne harmonijnej mocy? Nie trzeba być jasnowidzem, by poznać odpowiedź.

Bogusława M. Andrzejewska