Wibracje

Panuje taki pogląd, że jeśli ktoś ma wysokie wibracje, to jest szczęśliwy zdrowy i bogaty. I analogicznie – niskie wibracje powodują problemy, braki i choroby. Teoretycznie jest to bardzo logiczne. Szczególnie ta druga część, ponieważ każdy, kto pracuje z Prawem Przyciągania, widzi takie zależności. Kiedy spada nam energia, pojawiają się automatycznie problemy różnego rodzaju. A już choroby psychosomatycznie – jak doskonale wiemy – są efektem trudnych emocji. Zatem jeśli ktoś pławi się stale w tych emocjach, z całą pewnością nie ma energii wysoko. To jest ze sobą dość wyraźnie powiązane.

To jednak tylko ogólne zasady, które oczywiście warto znać i stosować. Stale zachęcam do podnoszenia wibracji, aby przyciągnąć więcej dobra od wszechświata. Dbanie o energię i stabilność emocjonalna przyczynia się też do lepszego zdrowia i szybszej rekonwalescencji. Związek ten zatem jest niezaprzeczalny. Jednak nie można zakładać, że jeśli ktoś jest chory, to znaczy, że ma nisko wibracje. Tu pojawiają się wyjątki, a jest ich wcale niemało.

Otóż czasem rodzą się ludzie z karmicznymi chorobami. Te dolegliwości są specjalnym wyzwaniem, które wybiera sobie dana dusza na aktualne wcielenie. Dzięki utrudnieniom taki człowiek zamiast czerpać z życia zmysłowego pełnymi garściami, ucieka w rozwój duchowy, czasem po to, by znaleźć tam uzdrowienie. Czasem ono następuje, czasem nie. Bywa, że duchowa ścieżka przynosi jedynie lepsze funkcjonowanie i możliwość pracy duchowej. Znam wielu zaawansowanych w rozwoju mistrzów, których ciała są ułomne.

Piękną historię opowiada film pt. „Dr Strange” – to jedna z moich ulubionych komiksowych postaci. Wspaniały chirurg, okaleczony po tragicznym wypadku, szukając uzdrowienia dociera do tybetańskiej wioski i genialnej duchowej nauczycielki. Osiąga mistrzostwo w magii i – jak sugeruje film – mógłby naprawić swoje dłonie, jednak poświęca to marzenie i wybiera pracę duchowego strażnika Ziemi. Śliczna baśń jest, jak to z baśniami bywa, doskonałą alegorią rzeczywistości. Tak też często bywa z programami dusz zamkniętymi w ułomnych ciałach. Osiągają niesamowite poziomy wibracyjne, a ludzie patrząc z boku widzą tylko ułomne ciało i parskają: „jeśli to taki wielki mistrz, to czemu sam sobie nie pomoże?”.

W czasie praktyk buddyjskich uczyłam się pod kierunkiem oświeconego nauczyciela. Jeździł na wózku, chorował na cukrzycę. Wiele razy opowiadałam o tym, co czułam będąc w odległości bodaj kilku metrów od Niego. Jego aura zawierała prawdziwe Niebo. Rozpływałam się od tej niesamowitej energii. W pobliżu tego człowieka rozpuszczały się we mnie wszystkie negatywne emocje i myśli. Stawałam się jednym wielkim szczęściem, jedną wielką bezwarunkową miłością. Dlatego wiem, czym jest Najwyższe Źródło i wiem, do czego dążymy w swojej ziemskiej wędrówce. Dane mi było dotknąć tej boskości.

Rzecz w tym, że ta Wspaniała Istota była bardzo schorowana, a niedługo potem opuściła to ziemskie znękane ciało. Jak ma się oświecenie do niemożności naprawienia komórek w swoim ciele? Tak naprawdę wiem, że Mój Nauczyciel mógłby się uzdrowić jednym pstryknięciem paluszków. Manifestował przy nas taką magię, że naprawienie komórek to doprawdy drobiazg. Kiedy zapytałam kogoś z bardziej ode mnie zaawansowanych uczniów o stan zdrowia Naszego Nauczyciela, usłyszałam, że Rinpocze wziął na siebie karmę wielu innych ludzi. Przyjmując, że to prawda, mamy też od razu przykład, w którym rzecz ma się odwrotnie, niż myśli większość ludzi – im wyższy poziom wibracji, tym więcej zabranego innym cierpienia, a co za tym idzie – słabsze ciało.

Z pieniędzmi sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana. Kiedy popatrzycie na najbogatszych ludzi świata, zobaczycie jak bardzo niektórzy z nich są nieszczęśliwi. Ci bardziej wrażliwi z Was zobaczą też, że ten i ów miliarder nosi w sobie demoniczne energie. Oczywiście są wśród bogaczy też dobrzy ludzie o pięknych wibracjach, ale trudniej ich zobaczyć, bo zwykle nie brylują w polityce. Tak czy owak zasobność konta nie przekłada się na poziom duchowy. Próba oceniania wibracji człowieka na podstawie jego stanu posiadania czy zdrowia jest pozbawiona sensu.

Nie jest natomiast pozbawiona sensu sama zasada poprawiania jakości swojego życia poprzez podnoszenie wibracji. Wiele chorób pojawia się, jako objaw niskiej energii czy wzorców opartych na negatywnych emocjach. Praca z rozwojem, praca z energią w większości wypadków przynosi uzdrowienie. Nie każdy przecież ma w sobie jakieś karmiczne choroby, które mają go spowalniać czy być wybranym obciążeniem dla duszy. Większość z nich jest właśnie wskazówką do wznoszenia wibracji. Warto o tym pamiętać.

Podobnie rzecz ma się z materialnym posiadaniem. Przed narodzinami dusza wybiera sobie rodzinę, która najlepiej poprowadzi ją przez określone lekcje. Ktoś rodzi się w rodzinie miliarderów, a ktoś inny w slumsach. Jest to nie tylko wybór duszy – jak twierdzą niektórzy, może to być wynik nagromadzonej w innym wcieleniu zasługi. W każdym razie punkt wyjścia miewamy różny. Jedni od dziecka mają wszystko na tacy, nic nie muszą robić, poza słodkimi minkami do selfiaczków. Inni wychodząc ze skrajnej biedy wypracowują sobie wielki dobrobyt. I chyba nikt nie ma wątpliwości, że to ta druga dusza więcej osiągnęła. Aczkolwiek wielu z nas wolałoby to pierwsze wcielenie, które najprawdopodobniej jest tylko „urlopem” pomiędzy innymi bardzo ciężkimi inkarnacjami.

Natomiast każdy z nas podnosząc wibracje może sobie wypracować minimalny dobrostan. Niekoniecznie trzeba być miliarderem. Jedną z najpiękniejszych lekcji dla mnie w początkach mojej nauki była reakcja nauczycielki prosperity. Kiedy w przerwie zajęć nakręceni wysokimi wibracjami biegliśmy nadać kupon Lotto, zaproponowaliśmy, że nadamy i dla niej. Odmówiła, uzasadniając to tym, że nie potrzebuje pieniędzy. „Ale jak to?! Jak można nie chcieć?!”. „Mam wszystko, czego potrzebuję” powiedziała nauczycielka. „Nie chcesz mieć więcej?”. „Nie. Jak będę potrzebowała, to sobie wykreuję”. Dla jasności – nie była miliarderką. Ale zawsze nam powtarzała, że niczego jej nie brakuje i kiedy pojawia się potrzeba, to pojawiają się też pieniądze, by ją zaspokoić. Tak wygląda prawdziwa Świadomość Bogactwa.

Moim zdaniem świadoma praca z energią i wysokie wibracje to taki właśnie stan – posiadania wszystkiego, czego się pragnie i potrzebuje. To jesteśmy w stanie wypracować, kiedy korzystamy z zasad Prosperity na przykład. Nie musimy wygrywać na loterii, nie musimy mieć krociowych dochodów, ale możemy mieszkać w pięknym domu, jeździć wygodnym samochodem i cieszyć się pięknymi rzeczami lub doświadczeniami. Czyli innymi słowy – podnoszenie energii uwalnia nas od rozmaitych braków.

Oprócz zdrowia i pieniędzy warto też zwrócić uwagę na poczucie szczęścia, bo ono jest w gruncie rzeczy najważniejsze. Czy chcielibyście kiedykolwiek zamienić się z miliarderem, który finalnie odbiera sobie życie? Czasem lepiej mieć mniej, ale umieć cieszyć się każdym promieniem słońca. A to już płynie do nas wyłącznie z wysokimi wibracjami. Zatem jeśli nawet karmiczny program duszy daje nam biedę lub przewlekłą chorobę, to obok tego jest coś, co zawsze możemy sobie wypracować poprzez wzrastanie. Jest to właśnie szczęśliwe, przyjemne i pełne radości życie, we względnym zdrowiu i dostatku. Bez cierpienia, bez poczucia braku.

Zatem praca nad sobą oczywiście przynosi profity. Natomiast trzeba umieć odróżnić szczęśliwego człowieka, który chociaż skromnie żyje, ma w sobie ogromną radość istnienia i aż lśni tą radością – od bogacza, który realizuje swój urlop duszy i nierzadko jest bardzo życiem znękany. Pisałam o tym kiedyś. Fakt, że ktoś ma więcej od Was na koncie niczego nie oznacza. Jakże często niskie wibracje są widoczne w smutku i niespełnieniu takiej osoby, w nieudanych związkach, braku miłości, ciężkiej chorobie dziecka…

Definiowałam Świadomość Prosperującą wiele razy, ale to zawsze wysoko wibracyjna osoba. To człowiek, który jest tak szczęśliwy, że aż lśni, a my obok niego czy po rozmowie z nim czujemy się tak, jakby nam skrzydła wyrosły u ramion. Taka osoba ma zawsze w aurze kawałek Nieba i dzieli się z nami tym Niebem jak mój Rinpocze. Może przy tym chorować, nie mieć pieniędzy na remont mieszkania lub spłacać jakiś kredyt. Ale jeśli lśni, to pilnie się rozglądajcie, bo na pewno zobaczycie przy niej całe rzesze Aniołów.

Bogusława M. Andrzejewska

Energia

Kształtowanie swojego życia zgodnie z oczekiwaniami wymaga stosowania kilku zasad pracy z energią, ponieważ to właśnie energia i jej jakość decyduje o tym, co osiągniemy. Pierwsza z tych zasad to uwolnienie się od wszelkich ograniczeń. Człowiek ze swej natury lubi się przywiązywać do rzeczy, ludzi, sytuacji, a nawet zasłaniać tradycją. W ten sposób ustawia na swojej drodze mnóstwo przeszkód, które opóźniają realizację marzeń.

Na poziomie fizycznym wyzwolenie polega na uwalnianiu starej niekorzystnej energii poprzez aktywność: ruch, sport, spacery, pływanie. Uwielbiam tę ostatnią opcję, ponieważ woda nie tylko działa na mnie cudownie oczyszczająco, ale także uwalnia napięcia. Oprócz tego kocham taniec i polecam różne jego formy, jako uzdrawiająca metodę aktywności. Warto pamiętać, że bezruch, spędzanie czasu przez TV lub wyłącznie przy komputerze jest niekorzystne nie tylko dla stawów czy krążenia, ale także dla naszej energetyki. Stara energia zawiera w sobie stresy i napięcia, których warto się pozbyć z ciała.

Na poziomie psychicznym uwalniamy się od zmartwień, lęków i negatywnego narzekania na wszystko i wszystkich. Wewnętrzny krytyk wytrwale tworzy nowe myśli, które nas obciążają i uszkadzają nam energetykę. Więcej piszę o tym tutaj.

Na poziomie emocjonalnym również nie bywamy wyzwoleni. Dowodem są wszelkiego rodzaju uzależnienia: od używek, seksu, zakupów, słodyczy, a nawet od innych ludzi. Palacze papierosów zapewne rzadko kiedy uświadamiają sobie, że ich nałóg jest próbą ucieczki od emocji. Z pewnością proces uwolnienia starych traumatycznych uczuć nie jest łatwy, ale jest możliwy. Warto zmotywować siebie do wyzwolenia ze starych emocji, ponieważ te negatywne maja potężną moc przyciągania – oczywiście tego, czego nie chcemy.

O roli naszych myśli piszę tutaj. Przypomnę zatem tylko, że najczęściej nie uświadamiamy sobie drzemiących w nas mocy. Nie dbamy o swoje myślenie, pozwalamy sobie, by wędrowało własnymi torami, często negatywnymi. Kierujemy się powszechnymi skojarzeniami. Wszyscy mówią, że coś jest złe? To i mnie na pewno zaszkodzi – myślimy, budując samospełniającą się przepowiednię. Postrzeganie świata poprzez pryzmat niekontrolowanych skojarzeń może być pułapką.

Kluczem do szczęścia jest uświadomienie sobie mocy własnego umysłu i tych wszystkich możliwości, które wypływają z naszej twórczej wyobraźni. Warto postawić na tworzenie pozytywnych przekonań – najpierw o samym sobie, następnie o tym wszystkim, co potrafimy osiągnąć. Świadome wizualizacje są niezwykle skutecznym narzędziem do przyciągania tego, czego pragniemy.

Energia, która przyciąga określone rzeczy i sytuacje do naszej rzeczywistości powstaje z naszych myśli, uczuć i poglądów. Właśnie dlatego warto zadbać o energetykę na poziomie umysłu, emocji i oczywiście podejścia do tematu. Te trzy elementy to tzw. „Wielka Trójka”, odpowiadająca za moc kreowania naszego życia. Siłę naszej energii określić można za pomocą AQ (Attraction Quotient) – Ilorazu Przyciągania.

Bardzo ważna jest intencja. O byciu w zgodzie ze sobą piszę tutaj. To ogromnie istotny warunek, bez którego nie ma mowy o osiągnięciu czegokolwiek dobrego. Moc intencji manifestuje się wówczas, kiedy umiemy szczerze określić czego pragniemy i otwarcie wyrażać najlepsze uczucia. Tworzymy wtedy piękną energię, która kreuje nasze życie zgodnie ze wspaniałymi marzeniami. Nasze wnętrze wypełniają nasze intencje i zabarwiają nasze emocje oraz przekonania – tak tworzymy swój świat.

Jeśli nawet mówimy piękne słowa, ale nie pokrywają się one z naszymi prawdziwymi myślami, wówczas mamy do czynienia z fałszem lub nawet manipulacją. Te dwie jakości tworzą negatywną energię o niskich wibracjach. Dlatego tak ważnym jest, aby pozostawać w harmonii z samym sobą. Czasem oczywiście nie jesteśmy fałszywi świadomie. Bardzo pragniemy być szczęśliwi, zdrowi i bogaci, tworzymy zatem myśli, które wydają nam się pozytywne. Układamy afirmacje, w które wkładamy silne emocje braku i ogromnej potrzeby. W rzeczywistości są pełne desperacji. Jak pisałam wielokrotnie, ważnym jest, aby pragnąć, ale… nie potrzebować. Brak tworzy negatywne wibracje, którymi przyciąga kolejny brak.

Kolejną istotną zasadą jest dokonanie wyboru. To właśnie on jest ruchem energetycznym, który uruchamia napływ lub odpływ energii. W każdej chwili swojego życia mamy możliwość dokonania świadomego wyboru tego, czego pragniemy. Jak powtarzają duchowi nauczyciele sukcesu, życie jest jak wielkie menu – patrzymy, obserwujemy i wskazujemy palcem: „tego pragnę”. To pragnienie nasycamy następnie radosnym oczekiwaniem, pełnym wiary, że za chwilę kucharz poda nam na tacy coś wspaniałego. Marzymy i zamykając oczy wyobrażamy sobie, jak otrzymujemy swoje zamówienie i z rozkoszą je smakujemy.

Niestety większość z nas nie umie wybierać. Wyobraźmy sobie tę luksusową restaurację, gdzie w karcie mamy najbardziej pyszne potrawy.  Warto zdecydowanie wskazać coś, co nam będzie smakowało lub zaryzykować i wybrać coś nieznanego, co ciekawie wygląda, aby posmakować nowości. Tymczasem my w strachu i poczuciu, że nas nie stać (jesteśmy niegodni) prosimy o szklankę wody i kaszę ze smalcem. W ten sposób powielamy niekorzystne schematy i materializujemy wzorce: „nie zasługuję”, „to dla mnie za dobre”, „to i tak nie będzie przyjemne”, „mam pecha, będzie przypalone” itp.

Na koniec rzecz najważniejsza i najbardziej potężna. Zasada, która wszystko spina, zakotwicza, umacnia i realizuje. Oto największa siła Wszechświata, która ma moc uzdrawiania i przyciągania do nas wszystkiego, co najlepsze i najpiękniejsze: miłość bezwarunkowa. Wystarczy pokochać to, czego pragniemy. Piszę o tym tutaj. Sandra Anne Taylor opisuje pięknie, jak miłość przejawia się na poziomie Siedmiu Praw Sukcesu.

Prawo Manifestacji – jeśli postrzegamy samego siebie i innych ludzi z miłością bezwarunkową, troską i współczuciem, wówczas przyciągamy ludzka życzliwość i pozytywne zachowania.

Prawo Magnetyzmu – jeśli w trudnej sytuacji weźmiemy głęboki oddech i wybierzemy miłość, wówczas przyciągniemy najlepsze możliwe rozwiązanie.

Prawo Czystego Pragnienia – zakłada ciepłe uczucia do samego siebie oraz wiarę w to, że możemy zrealizować to, co dla nas ważne.

Prawo Paradoksu Intencji – podkreśla, że te marzenia, które oparte są na miłości są silne, dzięki mocnej wibracji. Są też wolne od strachu, który obniża energię.

Prawo Harmonii – opiera się na akceptacji wszystkiego, na tolerancji wobec innych i umiejętności przebaczenia. Skupiamy się na tym, co dobre, we wszystkim widzimy coś sensownego, ponieważ każda trudność czegoś nas uczy.

Prawo Właściwych Uczynków – przypomina, że to, co robimy z miłością jest zawsze słuszne. Kiedy mamy wątpliwości, warto zapytać siebie, co zrobiłaby miłość?

Prawo oddziaływania – ponieważ podobne przyciąga podobne, jeśli wysyłamy miłość, wraca do nas to wszystko, co oparte jest na miłości: dobre rzeczy i szczęśliwe sytuacje.

Bogusława M. Andrzejewska

O Dostępie do Światła

Często pojawia się w odniesieniu do człowieka określenie, że jest „Światłem”. Jest to jego prawdziwa Istota, prawdziwa Boska Natura. Człowiek wywodzi się ze Światła, jest więc też Światłem. Światło wypełnia przestrzeń między komórkami, a mówiąc ściślej na poziomie subatomowym Światło wypełnia przestrzenie pomiędzy najmniejszymi cząsteczkami, z których składa się namacalna, widoczna, fizyczna materia.

Światło jest bardzo wysoką wibracją, która ma moc stwórczą i uzdrawiającą. Bardzo mocno zbliżona jest do wibracji bezwarunkowej miłości. Kiedy człowiek jest uśpiony i rządzi nim poziom mentalny – umysł, ego – wówczas ta moc pozostaje niejako zamrożona. Ona w sposób niewidzialny zasila ciało i sprawia, że człowiek żyje. Natomiast przebudzenie jest w istocie dopuszczeniem do zarządzania prze to właśnie Światło. Człowiek Przebudzony, korzystając oczywiście z umysłu, wiedzy i doświadczenia, na pierwszym planie stawia Światło i pozwala, aby to Światło decydowało o każdej jego myśli i każdym ruchu. W stosunku do tej prawdziwej świetlistej natury, umysł, doświadczenie i wiedza pełnią rolę podrzędną. W pewien sposób można powiedzieć też tak, że wiedza i umiejętności mentalne służą tej roli, którą realizuje Światło. Na tym polega prawdziwe przebudzenie.

Światło jest cząstką boskiej natury każdego człowieka i niesie w sobie zapis wszystkich informacji, jakie tylko istnieją na świecie. Dlatego człowiek, który w pełni potrafi korzystać z tej mocy i łączy się na poziomie serca ze Światłem, które w sobie nosi, jest jednocześnie połączony ze wszystkimi czującymi istotami w całym wszechświecie. Jest to jak fala w oceanie. Jeśli wszechświat i wszystkie istoty stanowią ocean, to Światło, które znajduje się w człowieku jest falą tego oceanu.

Mówiąc jednak dokładniej to człowiek jest zanurzony w Świetle. Światło nie wypełnia jego kieszeni czy kręgosłupa. Światło przenika wszystkie jego ciała subtelne, łącznie z ciałem fizycznym. Dostęp do tego Światła jest możliwy tylko poprzez otwarty portal serca. Dlatego takie ważne jest, aby człowiek nauczył się kochać samego siebie. Aby nauczył się otwierać serce. Kiedy otworzy się serce, to jest jak otwarcie okna i wpuszczenie do wnętrza promieni słonecznych. Dopiero otwarcie serca powoduje, że to Światło, w którym zanurzony jest cały człowiek zaczyna wlewać się do wnętrza ludzkiej istoty w sposób świadomy. Dopiero otwarcie serca powoduje, że człowiek zaczyna dostrzegać, że to Światło wypełnia jego tkanki i ciała subtelne.

Innymi słowy, pomimo że Światło wypełnia człowieka na wszystkich poziomach, on może tego nie wiedzieć, nie widzieć i nie odczuwać. Dopiero uświadomienie sobie tego przez otwarcie serca sprawia, że człowiek zaczyna korzystać z potężnej uzdrawiającej mocy tego Światła.

(spisała Bo Andrzejewska – luty 2021)

Doświadczanie

Magia Aniołów jest niesamowita, a Ich działanie dokładnie takie, jakiego potrzebujemy najbardziej. Jestem niezmiernie wdzięczna, że istnieją i wspierają nas, pokazując tym samym, że wcale nie jesteśmy liściem niesionym przez wiatr, który nikogo nie obchodzi. Jesteśmy nieustannie pod czułą opieką. Jesteśmy czymś więcej niż malutkie ciałko, które po kilkudziesięciu latach – a czasem nawet wcześniej – umiera i rozsypuje się na atomy. Jesteśmy potężnym i ważnym Światłem, które jest wspierane przez inne Światła z różnych wymiarów.

Biblioteki są pełne książek o tym, jak Anioły pomagają ludziom w rozmaitych sytuacjach. Tych opowieści są tysiące, z różnych stron świata, z rozmaitych obszarów kulturowych. Nawet największy niedowiarek może już z czystym sumieniem zaprzestać podważania tematu, który został setki razy omówiony, pokazany, udowodniony na tysiąc sposobów. To zatem bezsporne, chociaż można mieć oczywiście dużo pytań o szczegóły, ponieważ kwestia anielskiego działania jest czasem trudna do zrozumienia.

Warto tu dodać, że oprócz mnie istnieje też mnóstwo ludzi, którzy widzą, czują lub słyszą Anioły. Nie umawialiśmy się i nie uzgadnialiśmy tego, co widzimy, a jednak opisujemy to zjawisko bardzo podobnie. Przypadek? Nie sądzę. Zresztą każdy szanujący się jasnowidz je widzi, jeśli aktywuje czakrę przyczynową. Chociaż nie każdy musi chcieć z nimi pracować, to kwestia indywidualnego wyboru. Zatem dzisiaj nie o samym istnieniu, tylko o tym, co odkrywam z biegiem czasu, kiedy pracuję z Aniołami.

Parę lat temu po kursie anielskim, który prowadziłam, moja kursantka zasypała mnie niezwykłymi opowieściami ze swojej codzienności. Systematyczna praca z Aniołami przynosiła jej prawdziwe cuda. A to jakaś drobna wygrana na loterii. A to zaskakująco wysoki rabat w sklepie. A to nieoczekiwana pomoc w ważnej sprawie. Nagle życie zaczęło układać się jak bajka i przynosić masę przyjemnych niespodzianek.

Słuchałam tego z uśmiechem, ciesząc się, że dziewczynie na co dzień towarzyszy dobra anielska energia. Po jakimś czasie podobne historie opowiedziała mi kolejna moja kursantka. Potem kolejna. Wtedy zastanowiłam się nad mocą takiej pracy z Aniołami i przyjrzałam swojej własnej historii. To jest trochę tak, że kiedy dzieje się coś trudnego i prosimy o wsparcie Anioły, to najczęściej to wsparcie się pojawia. Jest ono oczywiste. A co z takim zwykłym codziennym życiem? Takim bez dramatów?

Pracuję z Aniołami cały czas, ale miałam takie dwa okresy, kiedy ta praca była bardzo intensywna, a medytacje i ćwiczenia anielskie robiłam codziennie przez dobrą godzinę lub nawet dłużej. Ten pierwszy etap kilkanaście lat temu zaowocował mocniejszym otwarciem jasnoodczuwania i odbierania informacji z subtelnych wymiarów. To wtedy otrzymałam bardzo cenne przekazy dotyczące uzdrawiania. Potem zajęłam się innymi tematami.

Za jakiś czas znowu intensywnie pracowałam z Aniołami i Archaniołami, co w efekcie przyniosło mi całkowite uzdrowienie kilku karmicznych tematów, które przyniosłam ze sobą z innych wcieleń. Zaczęłam też widzieć niewidzialne. Myślę – z perspektywy czasu patrząc – że w ciągu paru miesięcy wykonałam ogromny skok kwantowy w rozwoju wewnętrznym, ponieważ pisali do mnie wtedy jacyś nieznani mi zupełnie ludzie przyciągnięci moją energią. Odbierali mnie jako wibrację archanielską, pisali mi o ogromnej jasności, jaką we mnie odnajdują swoimi, sobie tylko znanymi metodami. Żartobliwie mówiąc – w świecie duchowym chyba świeciłam jak mocna lampa.

Ale życie domagało się mojej uwagi, więc odłożyłam na trochę anielskie medytacje, by wrócić do nich całkiem niedawno. Znowu dzieje się u mnie duchowa magia, czuję to. Znowu obcy ludzie piszą do mnie mówiąc, że „lśnię” na odległość. Ostatnio ktoś mi napisał, że jego zdaniem jestem oświecona i on to wie na pewno. Och, niekoniecznie jestem oświecona, ale na pewno oświetlona mocno przez anielskie energie. Natomiast trudno mi teraz zweryfikować działanie moich Aniołów, ponieważ równocześnie pracuję z Kronikami Akaszy, które też mocno podnoszą wibracje.

Przyglądając się swoim doświadczeniom, zdecydowałam się podzielić z Wami swoją refleksją o tym, jak bardzo Anioły wznoszą nas na duchowej ścieżce. Jest to zresztą bardzo sensowne, ponieważ angelolodzy twierdzą, że takie jest ich zadanie. Być może niektórym wydaje się, że Anioły są tutaj po to, by chronić nas przed spadnięciem z urwiska, jak pokazuje najsłynniejszy obraz Anioła Stróża. Albo ratować nas przed złodziejem czy dzikim zwierzęciem. Zapewne Anioły to robią – mamy na to mnóstwo potwierdzeń. Ale przede wszystkim podnoszą nasze wibracje i wzmacniają nas w duchowym rozwoju.

Jeśli zatem ktoś jest zainteresowany duchowym wzrastaniem, to praca z Aniołami może być dla niego najlepszą i najbardziej skuteczną ścieżką. Nie jedyną rzecz jasna. Praktykowałam buddyzm i mogę śmiało go polecić jako skuteczną drogę rozwoju każdemu, komu się spodoba taka metoda. Polecam też niezmiennie Kroniki Akaszy i cudowne wsparcie Mistrzów. Ale od razu dodam, że w moich Kronikach Aniołowie często goszczą. Ponieważ to inna rzeczywistość, Archaniołowie bywają tam gośćmi, ale bardzo często mi się tam pokazują.

Niedawno szukając czegoś w internecie, natknęłam się całkiem przypadkowo na angielskojęzyczny blog o Aniołach. Autorka wspomniała tam między innymi, że częsta praca z Fioletowym Płomieniem i Archaniołem Zadkielem bardzo przyspiesza rozwój duchowy człowieka. Co znowu logiczne – Fioletowy Płomień transformuje wszystko, co nam nie służy, w Światło i z założenia reprezentuje alchemię naszego wewnętrznego wzrastania. Dlaczego sama wcześniej o tym nie pomyślałam? Przez skromność? Ponieważ codziennie pracuję z Fioletowym Płomieniem, nie myślałam o tym, jak bardzo się od takiej pracy rośnie duchowo.

Mogłabym mnożyć kolejne przykłady, informacje i doświadczenia. Ale w gruncie rzeczy znaczenie ma tylko jedno: z Aniołami i Archaniołami warto pracować. To potężne i bardzo nam życzliwe Siły, których zadaniem jest nam pomagać w rozwoju, jeśli tylko wyrazimy taką wolę. Są wysłannikami Najwyższego Źródła, zatem niosą nam tylko Miłość i Dobro. Działają na bardzo wysokim poziomie wibracyjnym. Niektóre w siódmym, a niektóre w dziesiątym wymiarze. Przypomnę, że Ziemia wzniosła się niedawno z trzeciego i dąży do piątego.

W kwestii wymiarów jeszcze jedna ciekawa informacja dla Was. Człowiek nawet piątowymiarowy może przez swoje Trzecie Oko widzieć tylko to, co obejmuje ten właśnie piąty wymiar. Aby być dobrym jasnowidzem i widzieć inne wymiary, trzeba mieć aktywowaną czakrę przyczynową. Aktywacja taka następuje w wyniku pracy z Aniołami i Archaniołami. Dlatego osoby, które pracują ze Światłem pod kierunkiem Archaniołów zaczynają je widzieć. I widzą nie tylko Anioły. Takie osoby jak Kyle Gray czy Diana Cooper przekazują nam mnóstwo cennych informacji z duchowych poziomów, ponieważ dostają je bezpośrednio z siódmego wymiaru.

Analogicznie: jeśli ktoś nie pracuje z Aniołami, to nie jest i nie może być duchowym jasnowidzem. Może natomiast widzieć rzeczy i zjawiska związane z przestrzenią materii. Może zatem dobrze diagnozować ciało, odnajdywać przedmioty lub odczytywać ludzkie emocje. Ale nie zobaczy ani Anioła ani jego przeciwieństwa. Może opowiadać tylko o własnych projekcjach. Tu odnajdziecie wytłumaczenie, dlaczego tak często tego typu wizjonerzy się mylą.

Osobną ciekawostką jest ścisła współpraca Aniołów i Archaniołów z ludzkimi czakrami. We wszystkich materiałach, ćwiczeniach i medytacjach widać ten związek. Zaciekawiło mnie to, bo sądziłam, że Anioły pracują w naszym polu mentalnym lub na poziomie pola serca. Tymczasem okazuje się, że Anioły i Archanioły napełniają nas energią właśnie poprzez czakry, które spajają wszystkie ciała subtelne. Podobnie też działa Reiki. System centrów energetycznych odgrywa istotną rolę w naszym rozwoju. Obecnie czakry też ulegają zmianie, rozwijają się i wznoszą. Napiszę o tym któregoś dnia.

Bogusława M. Andrzejewska

Przebudzenie 21

Często pojawia się pytanie o ochronę przed negatywnymi energiami. Chcę wtedy powiedzieć, że w zasadzie przed niczym nie trzeba się chronić, bo wszystko płynie z jednego Najwyższego Źródła. Każdy demon, czy tego chce czy nie, służy naszemu rozwojowi. Warto rozumieć lekcje i pilnie je odrabiać, zamiast tracić czas na stawianie barier przed nauczycielami.

Nie bulwersujcie się. Nie próbuję powiedzieć, że ta ochrona całkiem nie jest potrzebna. Są osoby zajmujące się czarną magią, są tacy, którzy bawią się zakazanymi rytuałami. Są siły, które mogą nam szkodzić, obciążać nas i wtedy profesjonalna pomoc na pewno się przyda. Nawet po to, by odzyskać zdrowie i siły do pracy nad sobą i po to, by któregoś dnia samemu sobie z tym poradzić. Jednak to są naprawdę wyjątki.

Wszystkie pozostałe energie, które się „przyklejają” czy „przyczepiają” czy osłabiają nas, dotarły na nasze zaproszenie. Wszechświat jest w harmonii. Myślę, że warto zacząć od podniesienia poczucia wartości i stworzenia takiej silnej energetyki w sobie, by nic nigdy się nie przyczepiało. Na co dzień, kiedy mamy do czynienia z zawiścią i złymi myślami innych, nie potrzebujemy niczego poza kochaniem siebie. Miłość do samego siebie doskonale wzmacnia aurę. Ponadto tworzy energetykę, która nie dopuszcza do nas żadnego złego ataku, żadnej energii. Choćby nas przeklinano setki razy – to nie zadziała.

Warto wiedzieć, że aurę uszkadza zaledwie kilka rzeczy. Po pierwsze nadużywanie alkoholu lub narkotyki. Po drugie – lęk. Jeśli zatem boimy się, że ktoś nam zaszkodzi i kurczowo poszukujemy sposobów ochrony, to już tym samym zapraszamy do ataku, otwieramy drzwi do naszej energii. Mam znajomą, której nigdy nikt nie atakuje, chociaż – jak każdy – ma swoich wrogów. Ona o tym po prostu nie myśli, każdemu życzy dobrze i nie obawia się, że ktoś coś może jej zrobić. Myśli trzymają energię – ona jest bezpieczna, bo w to wierzy. Jest dla mnie zaskakujące, że tak wiele osób, które ponoć od lat zajmują się duchowością zupełnie nie ma o tym pojęcia i traci czas na jakieś tarcze. Najlepszą tarczą są nasze myśli.

Po trzecie – te myśli powinny być pozytywne w stosunku do innych. Jeśli mamy poczucie winy wobec kogoś, to tym też otwieramy drzwi na to, co ta osoba wysyła do nas. Tak przecież działają klątwy. Klątwa dociera tylko do osoby, która mniej lub bardziej świadomie czuje się winna. To jest jak energetyczny dług do spłacenia i przyjęcie klątwy zastępuje spłatę. Jeśli mamy czyste sumienie, to żadne klątwy nie zadziałają, nikt nam niczym nie zaszkodzi, choćby całe piekło wezwał na pomoc. Faktem jest, że na niewinnych ludzi rzadko rzuca się klątwy…

Podobnie jak poczucie winy działa gniew. Jeśli wściekamy się na kogoś, jesteśmy z kimś w otwartym sporze i sami źle życzymy tamtej osobie, to wymiana energetyczna jest oczywista – drzwi są stale otwarte, dopóki nie wybaczymy, nie odpuścimy i nie zakończymy sprawy w najlepszy dla wszystkich zainteresowanych sposób. Jeśli zatem mamy czyste sumienie, kochamy siebie i do nikogo nie mamy żalu – to jesteśmy bezpieczni. Nikt nam nic nie zrobi. Dlatego najlepszą ochroną jest zawsze praca nad sobą i wzrost duchowy oraz poczucie bezpieczeństwa. Świadomość, że nasz spokój i Światło, które mamy w sobie chronią nas wystarczająco.

Jest jeszcze jedna rzecz, na którą pragnę zwrócić uwagę. Niektórzy nauczyciele, którzy są na bardzo niskim poziomie rozwoju, zachęcają do odbijania energetycznych ataków. Spotkałam osobę, która zachęca, by odbijać „w trójnasób”. Takie dawanie nauczki… Bardzo to podłe, bo jeśli odbijamy wysłaną negatywną energię, to nie jesteśmy lepsi od tego, kto coś nam wysłał. Proszę nie protestować, że „przecież to tamta osoba zaatakowała”, bo schodzimy do dyskusji rodem z piaskownicy: „to ona zaczęła”. Powtarzam bardzo wyraźnie: nic nie trzeba odbijać, bo jeśli dbamy o swoją energetykę, żadne złe myśli czy złe życzenia innej osoby nam nie zaszkodzą.

Osoba, która naprawdę ma przyzwoity duchowy poziom wie doskonale, że ktoś kto nam zazdrości i wysyła złe myśli jest tylko zagubioną biedną duszą, która uczy się w swoim tempie. Jest jak małe dziecko, które sypie na nas piaskiem, bo mamy coś, czego ono nie ma. Zawsze możecie wybrać, czy ze złością obsypiecie to dziecko piaskiem, czy uśmiechniecie się pobłażliwie, otrzepiecie piasek i ze zrozumieniem pozwolicie dziecku dorosnąć. Ktoś kto odbija „w trójnasób” jest jak dorosły, który okłada dziecko do krwi kijem od bejsbola.

Kiedyś ludzie chronili się wizualizując lustra wokół siebie. To też odbijanie ataku charakterystyczne dla osób na niskim poziomie rozwoju. Po co odbijać piłkę, kiedy można ją bez szkody dla siebie zneutralizować? Jest wiele form ochrony samego siebie, które nie odsyła do nadawcy tego, co zostało wysłane. Możemy otoczyć się słupem Światła, możemy stać się niewidzialni dla kogoś wypełnionego złością, aby nie sypał na nas piaskiem, ale nie róbmy tego samego.

Wszyscy jesteśmy jednym. Atakujący i atakowany. My też setki razy atakowaliśmy innych, kiedy nam coś zabrano, zrobiono lub powiedziano. Parafrazując jednego z najmądrzejszych Nauczycieli: „Kto nigdy nie pomyślał źle o innym, niech pierwszy rzuci kamieniem”. Nie warto. Rozwój duchowy polega na tym, że wznosimy się ponad dziecinne żale i pretensje, rozumiejąc, że każdy człowiek jest Jednością z nami.  Potrzeba zemsty jest dziecinna. Czas dorosnąć. Przestańcie słuchać nauczycieli, którzy każą Wam odbijać ataki, bo nie wzrastacie przy nich duchowo, tylko kręcicie się w kółko w ich przepełnionej złością piaskownicy.

Bogusława M. Andrzejewska

Różnorodność

Piszę ten tekst w czasie, kiedy Wrocław odwiedziła prawdziwa zima. To rzadkość, aby moje miasto było przysypane śniegiem. Pod białą warstwą schowały się wszystkie kolory. Jest zimno, ślisko, buro i ponuro. Nie chce się nosa wystawiać na zewnątrz. Ludzie ślizgają się na chodnikach, przemykają pozawijani szczelnie w szaliki i od rana pracowicie wydobywają spod śniegu zamarznięte samochody. Nie lubię zimy. To pora roku, w której zaszywam się jak niedźwiedź w jaskini, piszę, maluję, pracuję i odliczam dni do wiosny, jak zresztą przystało na gorącą czerwcowa dziewczynę.

Mam jednak koleżanki, które odnajdują w tej paskudnej porze roku coś miłego dla siebie. Jeżdżą z zapałem na nartach i sankach, zachwycają białym puchem i opowiadają mi o urokach spadających na ziemię białych iskierek.  Nie otwieram szeroko oczu ze zdziwienia i nie powtarzam nikomu, że tego nie rozumiem. Oczywiście – nie umiem sobie wyobrazić odczuwania radości na widok sypiącego śniegu, to zjawisko zawsze marszczy moje czoło. Ale nie tracę czasu na rozumienie drugiego człowieka, przyjmuję go i po prostu akceptuję, że czuje coś, czego ja odczuwać nie umiem.

Niektóre moje znajome odkryły morsowanie i zanurzają w lodowatej wodzie, aby potem pochwalić się odwagą na społecznościowym portalu. Znam to uczucie, próbowałam i nie spodobało mi się. Pływam w otwartych akwenach maksymalnie w październiku lub wczesną wiosną w kwietniu. Zimno powoduje u mnie dyskomfort, po co mam robić coś, co nie sprawia mi przyjemności, skoro jest tyle rzeczy, które mnie cieszą? Nie mam potrzeby popisywania się przed nikim ani udowadniania sobie czy komuś czegokolwiek. Kocham siebie taką, jaką jestem i wybieram wyłącznie działania, które mają dla mnie sens.

Ale doskonale rozumiem, że komuś zimno może sprawiać frajdę. Nie wyobrażam sobie tego, ale przyjmuję i akceptuję, jako oczywistość. Ponieważ ludzie dzielą się między innymi na Foki i Smoki, a ja należę do tych drugich, to oznacza, że uwielbiam ciepło, lato, plażę i chętniej smażę się w trzydziestu stopniach skwaru, niż spaceruję, kiedy temperatura spada poniżej zera. I doskonale wiem, że kiedy ja radośnie biegam bez kropli potu w upalnych promieniach słoneczka, to ktoś inny cierpi i wzdycha, szukając skrawka cienia. Wówczas on właśnie może na mnie patrzeć ze zdziwieniem i zastanawiać się, jak można cieszyć się z gorąca. Można. Zapewniam.

Różnorodność. To właśnie ona sprawia, że to co ja kocham, dla kogoś innego może być okropne. A ja niekoniecznie polubię coś, czym fascynuje się inna osoba. To nie oznacza, że któreś z nas źle myśli lub czegoś nie pojmuje właściwie. To nie jest też żadnym wyznacznikiem, że ktoś jest lepszy czy gorszy, głupszy lub mądrzejszy. Jesteśmy różni. Na tym polega podstawowy konstrukt wszechświata. Na rozmaitości i wyborze. Nie musimy żyć w jednej szufladce. Możemy wybierać mroźną zimę, upalne lato lub pachnącą kwiatami wiosnę. Możemy wybierać kolory, dźwięki i aromaty. Możemy wszystko, nie patrząc na to, co woli ktoś inny.

Nie przeszkadza mi zupełnie, że ludzie wybierają coś kompletnie dla mnie dziwnego i nie do przyjęcia, bo rozumiem tę różnorodność i dostrzegam w niej harmonię. Dzięki temu właśnie wszechświat jest fascynujący, że nie jesteśmy identyczni. Natomiast nie podoba mi się sytuacja, kiedy ktoś próbuje zmusić inną osobę, aby działała zgodnie z jej wyborami, a nie ze swoimi. To paskudne postępowanie jest znamienne dla ludzi wypełnionych lękiem i najniższymi energiami. Patrząc z boku, bez emocji, widzę w tym źródło wielu ludzkich problemów, od drobnych kłótni zaczynając, przez mobbing, a na rewolucjach i wojnach kończąc.

Czy wiecie, że od dziecka nie jem pomidorów, bo ich nie lubię? Jak by to było, gdybym miała władzę i zabroniła innym jeść pomidory? Jak byście się czuli? Kim ja bym była, gdybym wywierała na innych ludzi presję, by wybierali tak, jak ja wybieram? Jak wszyscy wiemy, obecnie właśnie w tym kraju jesteśmy pozbawiani prawa wyboru w wielu sprawach. Zmusza nas się do działania zgodnie z zasadami „jedynej słusznej” religii. Trudny to czas dla normalnych, szlachetnych ludzi. Jednak wszystko ma swoje przyczyny i ta trudna dla naszego kraju lekcja również prowadzi do ważnej dla nas nauki. Ale dziś nie o tym.

Różnimy się między sobą, jak płatki śniegu. Pozornie wszystkie takie same – maleńkie, bialutkie kryształki zamarzniętej wody, a kiedy przyjrzymy się z bliska, to okazuje się, że każdy ma odmienny kształt. Ludzie też są rozmaici – grubi i szczupli, niscy i wysocy, masywni i drobni, o ciemnej i jasnej skórze, o różnych włosach… Nawet dłonie i stopy mamy w innych kształtach, proporcjach, wielkości, smukłości. Nic dziwnego, że podobają nam się różne rzeczy, różne pory roku i rozmaite temperatury.

A przecież w gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy podobni. Chcemy kochać i być kochani. Chcemy być ważni dla innych i podziwiani przez tych, na których nam zależy. Chcemy śmiać się i wzruszać, przytulać i obrzucać śnieżkami. Chcemy jeść pyszne rzeczy, zwiedzać piękne kraje i pachnieć dobrym mydłem lub świetnymi perfumami. Chcemy mieć wygodne domy i mieszkania, chcemy głaskać koty lub psy i spotykać się z sympatycznymi ludźmi, którzy mają podobne poglądy i których rozbawia to samo, co nas śmieszy.

Teoretycznie wszyscy moglibyśmy znaleźć wspólny język i żyć w jednej wielkiej komunie. Ale to złudzenie, bo jednak różnimy się upodobaniami i priorytetami. Lubimy różną muzykę, różne lektury, różne zajęcia, różne krajobrazy, a nawet rożne kolory. Co gorsza chcemy innym narzucać swoje wybory, by lubili tych samych polityków, te same religie, te same życiowe zasady. Tupiemy nogami lub uderzamy pięściami, kiedy ktoś nie chce podzielać naszych poglądów. Chcemy rządzić tymi, którzy myślą inaczej, bo rządzenie, to kontrola, a kontrola uwalnia od lęku, że nagle wszystko odwróci się do góry nogami i obudzimy się w świecie o innych kolorach, niż sobie wybraliśmy…

A przecież wystarczy pozwolić każdemu, by był sobą i sam o sobie decydował. Wystarczy zaakceptować różnorodność w kolorze skóry, religii, polityki, ubrania, kochania, lektury, zabawy, muzyki. Świat jest taki duży. Dla każdego jest w nim dobre miejsce. Dla każdego są przyjaciele, którzy myślą tak jak on i czytają te same książki. Wszystkie walki są całkiem zbędne. Świat może być pięknym wielobarwnym miejscem. Życie może być cudowne i pełne miłości.

Bogusława M. Andrzejewska