Kobieta w równowadze

Niedawno próbowałam napisać krótką notkę na swój temat i na chwilę zastygłam w bezruchu, kiedy uświadomiłam sobie, że to wcale nie jest takie oczywiste opisać, w którym miejscu leży moja własna prawda. Moja tożsamość. Nie mam problemu z pisaniem o sobie. Mogę napisać o tym książkę. Mam tyle zainteresowań, ile Leonardo Da Vinci – szkoda, że nie mam tylu talentów, ile ten wspaniały artysta. Ale trochę zdolności posiadam, więc realizuję się na wiele sposobów i raczej brakuje mi czasu na wszystko, co chciałabym i mogłabym robić.

Mając zatem ciekawe i pełne zachwytu życie i tak zawieszam się na chwilę, kiedy zastanawiam się, co jest dla mnie naprawdę najważniejsze. Chociaż tak często mówię, że kocham pisanie i swoją pracę, chociaż bez trudu wymieniam tyle pięknych rzeczy, które mnie urzekają, to kiedy stanę sama przed sobą i szczerze zapytam o to, co jest na pierwszym miejscu, odpowiedź zaskakuje – moje córki, mój wnuk, mój partner. I oczywiście mój kot.

Zaskakujące, ponieważ nigdy się na tym jakoś szczególnie nie skupiałam. Kochałam, starałam się być dobra i tyle. Nigdy natomiast nie byłam klasyczną “matką-polką” i zdecydowanie nie lubię gotować, chociaż gotuję naprawdę smacznie. Umiem też piec pyszne ciasta – był czas, że koleżanki zamawiały u mnie wypieki na swoje uroczystości. Ale nie lubię zajmować się takimi sprawami. Szkoda mi czasu na robienie słoików, chociaż tak dobrych ogóreczków kiszonych, jak nauczyła mnie babcia, nigdzie nie znajdziecie. To jednak nie ma dla mnie znaczenia. Mogę jeść cokolwiek.

Zawsze jednak moje córki były dla mnie na pierwszym miejscu i tylko z nimi chcę celebrować ważne dla mnie chwile. Każde święta to dla mnie spotkanie z nimi właśnie. Bliskość. Czułość. Śmiech. A reszta bez znaczenia. Ostatnio z jedną z nich byłam na urlopie. Obie na co dzień zapracowane, miałyśmy nareszcie czas dla siebie. Bawiłyśmy się cudnie i marzę o tym, by znowu z którąś z nich – lub z obiema – spędzić wolny, roześmiany czas. To najlepsze chwile dla mnie, kiedy we trzy razem się spotykamy bez presji, że zaraz trzeba lecieć do pracy.

Kiedy wchodzę w Kroniki Akaszy, Mistrzowie często przypominają mi, żebym robiła to, co mnie cieszy, ponieważ taka twórczość zawsze nam podnosi energię. Jest też najczęściej śpiewem duszy i dokładnie tym, po co zeszliśmy na Ziemię. Zwykle mamy takich rzeczy kilka. Mistrzowie dokładnie je nazywają, bo wiedzą, jak bardzo uskrzydla mnie pisanie, tworzenie grafik, nagrywanie filmów i kilka innych ciekawych zajęć. Ale jeśli mówimy o tym, co najbardziej mnie uskrzydla – to miłość moich córek. To czas spędzany z nimi. To ich ujmująca mnie zawsze dobroć i poczucie humoru.

Zaskakujące dla mnie, chociaż zawsze umiałam docenić siebie w roli matki, a moje córki są moimi najlepszymi przyjaciółkami. Zaskakujące, bo gdyby ktoś mnie zapytał, kim jestem, odpowiedziałabym: pisarką, publicystką, poetką, numerologiem, czasami terapeutką. Mogłabym opowiadać o swojej miłości do Aniołów i kryształów. Mogłabym wymieniać tytuły książek i podkreślać, jakie ważne w moim życiu jest bycie nauczycielem Reiki – to moje wielkie spełnione marzenie. Nie przyszłoby mi do głowy mówić o życiu osobistym. Większość z nas ma dzieci, niektóre mają partnera, ale nie to nas przecież definiuje. Bardziej odnajdujemy swoją tożsamość w naszych działaniach, osiągnięciach, sukcesach. A nawet w tym, co zwyczajnie kochamy robić.

Tymczasem myślę sobie, że to, co dla nas uskrzydla, pokazuje Kim Jesteśmy W Istocie. To, co nas wznosi, pokazuje nasz najmocniejszy aspekt boskości. I chociaż najczęściej są to rozmaite talenty, to czasem jest to właśnie kochanie i cieszenie się tym kochaniem. Nasza Boska Natura jest tam, gdzie nasza bezwarunkowa miłość. Jeśli bezwarunkowo kocham pisanie, to jestem pisarką i nie ma tu znaczenia stopień popularności albo ewentualne nagrody literackie. Świat jest konsumpcyjny, nie kieruje się miłością, tylko opłacalnością. Nie to dobre co sławne, tylko to, co pełne miłości.

Idąc tym tropem odkryjemy też, że kochanie dzieci wzmacnia nas, odkrywa w nas boską naturę i pomaga wzrastać duchowo jeszcze bardziej. Zatem dlaczego bycie matką nie może być czymś, co nas określa, co nas zasila, co nas rozwija? I tutaj zmierzam do ważnego odkrycia: wszystkie potrzebujemy równowagi w naszych darach. W tym, co nas wznosi i rozświetla. Czasem tracimy w tym równowagę, biegnąc na oślep za tym, co modne i gubiąc po drodze to, co takie istotne. Lepiej odkryć to wcześniej niż za późno.

Ostatnio rozwój duchowy jest modny i mnóstwo kobiet rzuca się w wir zajęć rozwojowych. Najpierw uczą się i kolekcjonują dyplomy, a potem same zaczynają organizować rozmaite warsztaty. Czasem – na szczęście nie zawsze – kosztem własnej rodziny. Bo gotowanie, odrabianie lekcji i spędzanie czasu z dziećmi jest takie nudne. Wygodniej jest uciec od “garów i pieluch”, żeby brylować na “duchowych salonach” i głosić, że najważniejsza jest wolność. Ale to tylko iluzja. Prawdziwa wolność jest wtedy, kiedy umiemy znaleźć złoty środek i na kanwie tego, co przyniosło życie, stworzyć coś pełnego miłości. Nie można ograbiać siebie z kochania. Nie ma wolności w uciekaniu od tego, co ważne.

Niektórzy widzą ten problem w popularnych korporacjach, które wchłaniają kobietę jak gąbka i wyciskają do cna tak mocno, że nie ma potem czasu i siły na nic więcej. To prawda. Uważam, że to bywa dla kobiety trudne. Ale nie dla każdej, bo nie każda chce i posiada dzieci. Są takie, które uskrzydla praca w takim miejscu. Zwyczajnie – jesteśmy różne. I nasze ścieżki też są różne. Natomiast światek duchowy kieruje się o wiele swobodniejszymi zasadami. Tutaj każdy jest sam dla siebie panem i tutaj łatwo się zgubić.

Złoty środek to znalezienie czasu na rozwój różnych artystycznych talentów, na zawodową karierę, czasem na jakąś duchową ścieżkę, ale i na pielęgnowanie relacji. Kiedy dzieci są małe, domowe zajęcia wydają się nudne i męczące. Ale to inwestycja energii, która zwróci się po wielokroć – tak jak u mnie. Mam najlepsze córki na świecie. Oczywiście każda kobieta ma najlepsze dzieci, ale by to odkryła, zwyczajnie musi zainwestować w rozwijanie w nich miłości. Poprzez własne kochanie, poprzez czas i uwagę.

Pewnie uznacie, że jestem nudna, ale wszystko jak zwykle zależy od poczucia własnej wartości. Kobieta, która kocha siebie, ma większą łatwość w poukładaniu życia. W akceptacji tego, co trzeba – ale bez wyrzekania się czasu dla siebie. Skoro ja to umiałam, to umie to każda kobieta, kiedy podniesie samoocenę. Życie tylko dziećmi jest błędem – żyjemy tutaj dla siebie. Mamy prawo rozwijać własne talenty. Porzucenie dzieci dla kariery też jest błędem – pojawiają się w naszym życiu, by uczyć nas najpiękniejszej formy miłości. Uważam, że każda z nas może po swojemu, w najlepszy dla siebie sposób, ułożyć taki swój złoty środek, by czerpać z obu ścieżek – macierzyńskiej i zawodowej.

Bogusława M. Andrzejewska