Harmonia relacji

Bliska relacja, np. relacja przyjacielska to temat pozornie wszystkim doskonale znany i opisywany na różne sposoby. Ja także poświęciłam przyjaźni jeden z podrozdziałów w swojej książce, którą jako podręcznik do prosperity wszystkim serdecznie polecam. Teraz nadal obserwuję ciekawe zjawiska z tym związane. Takie, o których się nie mówi, których być może się nie dostrzega, choć przyjaźń to rzecz stara jak świat. Może warto poszukać w takim układzie harmonii?

Stereotypem w temacie jest kwestia pomagania w biedzie. Rzekomo po tym właśnie poznajemy prawdziwego przyjaciela. I tak… i na szczęście nie. Zauważam, że ludzie są tak po prostu dobrzy i wrażliwi na cierpienie. Pomagają spontanicznie również całkiem obcym. Oto widzimy starszą, zmęczoną osobę, która dźwiga ciężary i nie pytając jej o imię niesiemy jej siatki do domu, by pożegnała nas z wdzięcznością pod drzwiami. Oto słyszymy, że ktoś umierając osierocił starszawego kocurka i w te pędy załatwiamy mu nowy dom u znajomych. A nie znaliśmy wcześniej osób, które zamieściły ogłoszenie. Oto ktoś zwija się z bólu w tramwaju, a my wzywamy pogotowie, prowadzimy do zacienionego miejsca i wachlujemy mu twarz, nie wiedząc, kto zacz. Zwykłe i niezwykłe dobro. Nici więc z definicji, że w biedzie poznamy przyjaźń. W biedzie zauważamy, że w ludziach jest dobro. Po prostu, ale to akurat pozytywna konkluzja.

A jeśli akurat to nas spotyka trudna sytuacja, np. partner odchodzi niespodziewanie do innej kobiety, to po czym poznać przyjaciela? Pewnie po tym, że znajduje czas, by być z nami i zrobić nam ciepłą herbatę, czy okryć nogi kocem, kiedy szlochamy sobie zwinięte w precel na kanapie. Może zająć się kolacją dla dzieci i wyprowadzeniem psa, może pomóc załatwić dobrego adwokata. A co jeszcze? I tu wyjdę poza stereotypy. Dobry przyjaciel przede wszystkim słucha. Słucha naszego rozpaczania w milczeniu i przytula lub podaje chusteczki. Może delikatnie pocieszać: „zobaczysz, wszystko się ułoży”. Ale nie lekceważy naszych emocji słowami: „uspokój się, co tak histeryzujesz?”.

Dla mnie szczególnie cenne jest, kiedy usłyszę: „rozumiem, co czujesz, wiem, jakie to trudne”. Oznacza to wsparcie i akceptację mnie i mojego odbioru sytuacji. Tak rozumiem współczucie. To dawanie mi prawa do mojej własnej interpretacji zdarzenia. Nawet jeśli za dwa dni stanę na nogi i dojdę do wniosku, że nie ma powodu do łez, to w tym momencie chcę, by moja rozpacz była traktowana poważnie. Osoba, która mi mówi: „przesadzasz, nie ma nad czym tak szlochać” staje mi się obca, nie daje mi tak potrzebnego w trudnej chwili zrozumienia. Przyjaciel nadąża za zmianą poziomu emocji i wyłapuje moment, w którym może z szacunkiem dla moich uczuć powiedzieć: „spróbuj zobaczyć to z innej strony”.

Dobry przyjaciel nigdy nie powie: „I dobrze, że dziad sobie poszedł precz, nie wart był ciebie, nie żałuj, świętuj!”. W pierwszej fazie i jeszcze długo potem nie jesteśmy gotowi na prawdę. Widzimy tylko swój ból, tęsknimy i wolimy usłyszeć: „nie martw się, wróci do ciebie, wróci”. Przyjaciel nas nie okłamuje, ale prędzej ugryzie się w język niż skala nasze świętości. A szczególnie wtedy, kiedy nasz umysł jest wyłączony przez psychiczny ból.

Przyjaciel w takiej sytuacji nie będzie pocieszał nas opowieściami o swoim rozwodzie, bo wie, że to ostatnie, czego chcemy słuchać. W silnym stresie trudno nam skupić się na cudzych problemach. Aczkolwiek wiadomo też, że kiedy minie pierwszy szok, to właśnie zajęcie się pracą i obowiązkami odciąga naszą uwagę od tarzania się w cierpieniu. I często okazuje się, że można nadal żyć, a życie pomalutku się wygładza i wycisza. Czas leczy rany. A przyjaciel, który w milczeniu trzymał nas za rękę nie oceniając – staje się szczególnie bliski.

W swojej książce podkreślam jeszcze jedną zaletę prawdziwej przyjaźni, która nadaje relacji prawdziwą harmonię – to akceptacja. Pełna akceptacja nas z całym dobrodziejstwem inwentarza. Przyjacielem nie jest ten, który ceni nas, kiedy zbieramy nagrody i dzielimy się ze światem pieniędzmi, lecz ten, który ceni nas i szanuje, kiedy popełniamy błędy i zaciągamy długi. Jeśli przyjaźń jest prawdziwa, to taki człowiek trwa przy nas w momencie największych życiowych pomyłek. Znosi nasze kaprysy i emocjonalne huśtawki, nie obrażając się o niebacznie wypowiedziane słowa. Myślę, że każdy z nas popełnia błędy i każdemu zdarzy się powiedzieć coś, czego mówić nie powinniśmy. Ale właśnie po to są przyjaciele, by pomogli przetrwać zły czas i zobaczyli pod gniewem czy rozpaczą prawdziwych nas – tych dobrych i kochających. Oto harmonia.

W dobie portali społecznościowych dostrzegam jeszcze inną twarz przyjaźni – bezinteresowne wsparcie w internecie. Prawdziwy przyjaciel pomaga nam reklamować nasze działania, udostępnia naszą twórczość czy link do firmowej strony i jest to całkiem naturalne. A my możemy zrewanżować się tym samym. W ten sposób wzajemnie wymieniamy się energią.

Dlaczego piszę o tak banalnej sprawie? Bo dzięki niej nauczyłam się rozpoznawać bezinteresownie życzliwych ludzi oraz relacje, w których nie ma harmonii. Od dawna czuję energie i wiem więcej, niż widać gołym okiem, ale czując – weryfikuję obserwując realne postępki i teraz mogę dać tutaj praktyczną podpowiedź, po czym poznać takie relacje, które są pełne harmonii i takie, których należy unikać. Nie zawsze dotyczy to przyjaciół. Czasem to kwestia osób, które ledwo znamy, ale zasada jest podobna…

Wyobraźcie sobie, że mamy firmowy fanpejdż i zamieszczamy na nim wartościowe informacje. Skąd wiadomo, że wartościowe? Bo sporo osób (nawet całkiem nieznanych) podaje je dalej. Jeśli ktoś podaje dalej nasze reklamy, nie mając z tego żadnego zysku, to taka relacja pokazuje harmonię. A jeszcze bardziej pokazuje życzliwego człowieka, który kieruje się zasadą: to jest dobre, warto się tym podzielić z innymi. Mamy tu szacunek i sympatię – ogromne walory dobrej relacji. A czy nie jest dziwne, kiedy osoba, którą znamy wiele lat i mieni się naszym przyjacielem, omija nasz fanpejdż i nigdy, ale to nigdy nie poda dalej niczego, co udostępniamy? I dla jasności – mam wielu znajomych, którzy nikogo nie polecają, nie reklamują, skupiają się na swoich zainteresowaniach. I to jest w porządku.

Harmonia znika, kiedy nasz „przyjaciel” reklamuje wszystkich dookoła tylko nie nas. A takie poparcie jest tylko symbolem przyjaźni. Jest życzliwym gestem: szanuję ciebie i to co robisz. A kiedy tego szacunku nie ma, to o harmonii też mowy być nie może. Nie będę w tym miejscu robiła analizy takiej osobie, bo kwestia zawiści wydaje się być oczywista. Chcę tylko moim Czytelnikom zwrócić uwagę, że tacy ludzie też istnieją.

I dodam rzecz oczywistą – w poparciu internetowym nie chodzi o kopiowanie naszych stron. Wystarczy, by życzliwa osoba raz na jakiś czas pokazała swoim znajomym, że istniejemy i jesteśmy dla niej ważni, że ceni to, co robimy. Raz na miesiąc? Na dwa? Raz na pół roku? To ważny gest. W realnym świecie to jak zaproszenie nas na herbatę do swojego domu i przedstawienie znajomym: „poznajcie, to moja przyjaciółka. Robi znakomite horoskopy, polecam, jeśli kiedyś będziecie potrzebować”. Internetowe strony (np. nasza oś na FB) są naszą przestrzenią prywatną, do której zapraszamy tylko tych, których cenimy. Jeśli ktoś mieszkając przy tej samej ulicy nigdy nas nie zaprasza, chociaż mieszka sam, ma miejsce, porządek i nie ukrywa trupa w szafie, to warto zadać sobie pytanie o jakość takiej relacji.

Jak wiecie Kochani Moi, ja nie mam konkurencji i nie rywalizuję z nikim. Na swoich stronach pokazuję z przyjemnością znajomych i przyjaciół, także tych, którzy zajmują się tym samym, co ja. Bo wierzę, że ktoś potrzebuje innego podejścia niż moje. Bo wiem, że moje koleżanki są równie dobre, a energia prowadzi człowieka do takiego nauczyciela, który jest na ten moment najbardziej odpowiedni. Bo doskonale rozumiem, że świat jest wystarczająco wielki, by wszystkich wykarmić. Bo nie zazdroszczę innym tego, co osiągnęli i lubię pomagać. Kiedyś znajoma zwróciła mi uwagę, żebym nie reklamowała innych, a tylko siebie. A ja tak nie chcę. Jesteśmy Jednością i powinniśmy współpracować wszędzie, gdzie to możliwe. Powinniśmy się wspierać wzajemnie. Nie umiem inaczej.

W pozytywnej wersji współbycia w sieci wymieniamy się poparciem, reklamą i harmonijnie budujemy społeczność, w której każdy odnajdzie coś dla siebie. Na tym to polega. I nie ukrywam, że właśnie w sieci znalazłam fantastyczne osoby, z którymi od lat spotykam się na żywo, a nasza przyjaźń jest dla mnie ogromnie cenna. I widuję też cudowne sytuacje, w których ktoś ogłasza, że szuka mieszkania, samochodu, transportu, zgubionego psa, a cała grupa fantastycznie reaguje, spontanicznie dając wsparcie. Niedawno zamieściłam u siebie zdjęcie pięknej biżuterii, którą robi własnoręcznie moja znajoma. Inna zachwyciła się szmaragdowym wisiorem i  zamówiła go dla córki. Te panie nie znały się wcześniej, to moja maleńka zasługa, że się odnalazły. Takich sytuacji mam wiele na koncie, bo uwielbiam takie małe cuda, które sprawiają ludziom radość. To bezinteresowność. To harmonia.

Ale wśród pięknych ludzi są też wyrachowane i zakompleksione osoby, które nie umieją nikomu życzyć dobrze, bo boją się, że kiedy ktoś będzie szczęśliwy, to dla nich może tej jakości zabraknąć. Zaprzyjaźniają się tylko na niby, by podebrać nam listę znajomych lub dostać do elitarnej zamkniętej grupy. Interesowność takiej „przyjaźni” po tym właśnie poznamy, że taka osoba prędzej zje własną myszkę, niż udostępni naszą reklamę, wpis czy wiersz. Warto iść z duchem czasu i umieć interpretować internetowe zachowania choćby po to, by nie dać się zwieść iluzji i szybko rozpoznawać tych, którzy za cel wybrali sobie potrzebę podłożenia nam nogi. Wybierajmy harmonijne relacje. Dzielmy się szczęściem i radością z dobrymi ludźmi.

Bogusława M. Andrzejewska